Hejka Miśki ;)
To
znowu ja, mam dla was pierwszy rozdział "Angeliki". Jeśli nie
przeczytaliście pierwszego posta, to radzę to zrobić. Tam macie krótki
opis tego, o czym będę pisać no i napomknęłam parę informacji o sobie
:D.
To ja już nie zanudzam, życzę miłego czytania :).
-------------------------------------------------------------------------------------------
Słońce
wpadało do pokoju przez szpary w żaluzjach, zapowiadał się
słoneczny, chociaż zimowy dzień. Była sobota dwunastego grudnia,
lecz dla mnie to nie oznaczał dzień bez żmudnej pracy.
Wstałam
z łóżka. Była 5:30 i zbliżał się czas mojej pomocy w hotel.
Tak, to jest hotel, a tak dokładnie hotel "Black Pearl"
znajdujący się na obrzeżach głośnego Nowego Jorku. Od razu
uprzedzam, nie mieszkam jak jakaś wielka gwiazda muzyki w
pięciogwiazdkowej kwaterze z widokiem na rozciągające się centrum
miasta.... nic z tych rzeczy, można sobie pomarzyć! To miejsce jest
wielką ruderą na uboczu ogromnego miasta.
Szybko
się przebrałam w czarny podkoszulek, nałożyłam koszulę w kratkę
i jeansy. Na szczęście miałam włosy w miarę przybliżone do
pierwotnego wyglądu, więc tylko parę razy przeciągnęłam po nich
szczotkę i wybiegłam z pokoju, nie jedząc śniadania.
-Jeszcze
fartuch! Dziewczyno myśl! Ekstra, zaraz się spóźnię!
Włożyłam
jeszcze raz kluczę do zamka mojej kwatery i przekręciłam. Wpadłam
do pokoju tak szybko jak z niego poprzednio uciekłam i złapałam
mój czarny fartuch z logiem hotelu. Znowu przekręciłam klucz w
zamku i pobiegłam do windy,
-Błagam,
niech będzie w okolicach 20 piętra!
Skąd!
To moje za przeproszeniem psie szczęście! A niech to szlag! Musiała
być ma parterze!? Pobiegłam schodami, jak dobrze mieć 6 z wf-u!
Mijałam kolejne piętra jak burza. Kiedy znalazłam się na samym
dole, pobiegłam do baru szukając mojej mamy. Jej włosy były
spięte w kok. Miała brunatne oczy, często patrzyła na świat
zamyślonym spojrzeniem, pełne, naturalnie czerwone usta i malutki
nosek. Była bardzo wysoka, dlaczego ja taka nie mogę być! Jej nogi
były długie i zgrabne, stopy odziała w czarne, hotelowe pantofle.
Nosiła niewyszukane spodnie i niebieską koszulkę. Na sobie miała
również taki sam fartuch, jak ten, który trzymałam w dłoni.
-Jak
dobrze, że jesteś, teraz twoja kolej.- Uśmiechnęła się do mnie
z ulgą, wiedziałam, ile ją to wszystko kosztuje, robiła wszystko,
aby utrzymać nas obie przy życiu. Jestem jej za to dozgonnie
wdzięczna i za wszelką cenę starałam się jej w tym wszystkim
jakoś pomóc. Nasza sytuacja nie była prosta...
-Które
piętra mam posprzątać?
-Zostały
jeszcze te od czternastego piętra wzwyż.
-Dobrze
mamo.
-Dziękuję
ci Angeliko, zajmę się teraz barem, jak skończysz, będziesz miała
już czas dla siebie aż do 15:00. Pamiętaj, jutro świętujemy
twoje urodziny!
-Tak
mamo pamiętam. -Uśmiechnęłam się do niej i puściłam jej oczko.
Wzięłam od niej miotłę i zmiotkę. Zaczęłam mój rutynowy
dzień.
Podjechałam
sobie windą, tym razem zatrzymała się na osiemnastym piętrze,
więc musiałam chwilę poczekać.... eh ten mój fart! Zabrzmiał
sygnał i drzwi się otworzyły. Za każdym razem, gdy nią jechałam,
modliłam się w duchu, aby ten gruchot się nie zaciął. Cały czas
coś trzeszczało, stukało i zagłuszało irytującą melodyjkę
lecącą w tle. Uf, udało mi się, dojechałam na czternaste piętro
i wzięłam się do pracy. Czas zleciał szybko, ponieważ ten hotel
nie był za bardzo obleganym obiektem w Nowym Jorku.
Po
sprzątaniu skoczyłam do pokoju po moją gitarę, która kiedyś
była własnością mojego dziadka, moją starą MP3 i
słoik na napiwki.
Przespacerowałam się parę kilometrów, aby znaleźć jakieś
tłoczne miejsce w mieście i zaczęłam tam grać i śpiewać.
Niedaleko widziałam, trzy znajome mi postacie.... błagam tylko nie
oni!
No
niestety, tak, to byli oni. Trzech
chłopaków
z mojej klasy zmierzało w moim kierunku. Jeden z nich to był Jack,
był wysoki jakby w wolnej chwili podjadał drożdże. Miał czarnego
irokeza, kolczyk w nosie i okulary przeciw słoneczne.... tak, w zimę
także je zakładam, co za frajer! Drugi był nieco otyły, podobny
wzrostem do tego pierwszego. Miał długie, ciemne włosy, w dłoni
trzymał hamburgera z Burger Kinga, typowe! On to by tylko żarł jak
głupi! Miał na imię Joseph. Ostatni wyglądał przy nich jak
kurdupel, chociaż i tak był wyższy ode mnie, eh.... nawet nie
skomentuję jego wyglądu.
-Oh
popatrzcie, jak kochana córunia pomaga mamuśce zarobić!- Wskazał
na mnie Joseph swoją kanapką.
-Te,
może wróć do tego swojego hoteliku i pozamiataj, co? A nie
szlajasz się po mieście!
Miałam
ochotę mu powiedzieć, że właśnie to zrobiłam, ale to nie było
zbyt ostre, musiałam zrobić coś innego. Zaraz im tak przywalę,
że stoczą się na chodnik i zakryją się nogami!
-Wracaj
do swojej biednej matki! To chyba jedyna osoba, która cię w ogóle
potrzebuje!- krzyknął najniższy o imieniu Josh.
O
nie... tego było za wiele. Mogą nawrzucać na mnie, ale nie na moją
matkę! Brzdąknęłam ostatnią strunę. Podeszłam do nich i miałam
zrobić im niezłe lanie, ale wtem stało się to co zwykle.
-
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!! BŁAGAM NIE! JUŻ IDZIEMY!!!!- zaczęli
piszczeć jak małe dziewczynki i odsunęli się ode mnie.
-Masz
hajs! Zostaw nas, proszę!!- lamentował chłopak z irokezem,
rzucając mi jakieś drobne. Wszyscy uciekli... dosłownie! nawet
przechodnie gdzieś zniknęli i to najwyraźniej w promieniu dobrego
kilometra. Zawsze mnie to zastanawiało, dlaczego tak się dzieje,
może po prostu urodziłam się w celu zastraszania moich wszystkich
wrogów? Lista takich osób była całkiem spora, więc to było
bardzo prawdopodobne.
-Ale....
super...- pozbierałam kasę z chodnika i wzięłam moje wszystkie
rzeczy. Pomyślałam, że warto już wracać.
Jak
dotarłam na miejsce, była już 14:50. Za dziesięć minut miałam
pomagać w obsłudze klienta, więc powoli się przygotowywałam w
naszej toalecie. Odłożyłam instrument na miejsce, spięłam włosy
w kucyk i zjechałam windą na sam dół.
Przy
blacie recepcji stała pani Rose. Miała krótko obcięte włosy,
czarne jak węgiel. Oczy miała kolory koron drzew w różnych porach
roku, złocisty, niczym liście jesienią, albo zielony jak rośliny
wiosną. Albo mi się zdawało, albo w zależności od humoru,
zmieniała się ich barwa. Miała fartuch z napisem "Black
Pearl Hotel" i granatowe jeansy. Rozmawiała z jakimiś dwoma
facetami. Bardzo dziwne, kto o zdrowych zmysłach, będąc
człowiekiem biznesu, przyjechałby do takiego zadupia?! Dobra, nie
było czasu, żeby o tym gdybać. Podeszłam do pani Rose.
-O,
dobrze, że już jesteś. Zaprowadź panów do pokoju nr 13. Weź
ich torby.
-Zrozumiano
proszę pani!- Żartobliwie zasalutowałam z uśmiechem. Lubiłyśmy
się tak bawić, że ona jest jakimś oficerem, a ja jej podwładnym
słuchającym jej poleceń. Wzięłam bagaż i poszliśmy do windy.
Weszliśmy do środka, jechaliśmy ją w milczeniu. Zawsze ludzie,
którzy zamawiali pobyt w tym miejscu byli bardzo rozmowni. Im chyba
nie było raźno do gadania, więc wolałam się nie odzywać. Jeśli
miałabym coś do nich powiedzieć, musiałabym podnieść wyżej
głowę. Mieli chyba 180 cm wzrost! Ja nie mogę! Czy tylko ja jestem
taka niska!? Nosili okulary, wyglądem przypominali "Facetów w
Czerni". Może postanowili odpocząć od tego zgiełku, który
jest w Nowym Jorku codziennością? Kto ich tam wie!?
Drzwi
się otworzyli i zaprowadziłam ich do pokoju numer 13. W końcu
jeden z nich się odezwał.
-Dziękujemy
panieneczce.- powiedział, uśmiechając się chłodno. Głos miał,
jakby stłumiony, ale za razem szorstki, nalegający.... nawet nie
wiem jak to nazwać, ale na pewno nie był przyjazny. Zamknęli za
sobą drzwi, a ja wróciłam na dół. Trochę się jeszcze
napracowałam, o 18:00 miałam już wolne. Ucięłam sobie drzemkę.
Dałam się ponieść przez rzekę koszmarów. Gdy się obudziła,
zobaczyła mamę siedzącą na łóżku obok, była bardzo zmęczona.
-Znowu
miałam te koszmary. Jestem jakaś nienormalna!- powiedziałam z
żalem.
-Jesteś
jedyna w swoim rodzaju, nie przejmuj się to, to tylko sny.-
pocieszyła mnie z troską w każdym słowie.-O to, to się nie
martw. Jak tam klientela dzisiaj?
-
Nie było ich za dużo. Jedynie co mnie zdziwiło, to ci dwaj,
widziałaś ich?- spytałam.
-Tak,
masz rację, bardzo dziwne....- zamyśliła się i znowu popatrzyła
swoim analizującym wzrokiem.- Ja już idę powoli spać, padam z
nóg.- powiedziała mama, wysilając się na uśmiech. rozpuściła
włosy i położyła się. Wzięłam słuchawki oraz MP3 i zaczęłam
słuchać swojej ulubionej muzyki. Moje ukochane zespoły! Od czasu
do czasu miło tak odlecieć w świat muzyki. Potem poszłam się
umyć, poczułam się senne, więc poszłam w ślad mojej mamy.
Śnił
mi się las. Księżyc wisiał na niebie otoczony gwiazdami. O
nie.... tylko nie to.... ten sam sen co zwykle, byłam tego pewna.
Już wiedziałam co mam robić. Zaczęłam bez opamiętania biec w
dowolnym kierunku. Słyszałam szepty.
-Poddaj
się, i tak nie wygrasz. Ciągle uciekasz, ale nie ominie cię twój
los. Są coraz bliżej.... bliżej....
Wilki.
Były niedaleko, z każdym krokiem zbliżały się do mnie. Szelest
ściółki zdradził ich obecność. Nie patrzyłam za siebie. Za
bardzo się bałam. Zaczęły ujadać, było ich chyba z tuzin.
Zaszły mi drogę. Pułapka. Nic nie mogłam zrobić. Zatrzymałam
się, zatoczyły wokół mnie wielki okrąg. Ich złote oczy
przeszywały mnie na wylot. Zamurowało mnie jak za każdym razem.
Nie mogłam wydukać ani jednego słowa.
-Czekamy
na ciebie.- warknął największy z watahy, po czym zwierzęta
zaczęły zmierzać w moim kierunku. Zacisnęłam oczy. Nagle po
otworzeniu oczu znalazłam się znowu w hotelu. Było jednak coś nie
w porządku.
-
Angela! Obudź się, szybko!
-Huh?
Tak zaczynamy imprezę urodzinową? A gdzie balony, tort, napis
„Sweet 15” czy coś w tym stylu?- Zażartowałam i lekko się
uśmiechnęłam. Był 13 grudnia, dzień, w którym piętnaście lat
temu moje oczy ujrzały światło dzienne.
-Kochanie,
nie pora na wygłupy, spakuj ciuchy w plecak, wyjeżdżamy i to
natychmiast!- Powiedziała z przerażeniem w głosie. Tak,
zdecydowanie było nie w porządku.
-Ale
co się dzieje?
-W
samochodzie ci wszystko powiem, szybko!
-No
dobra...- Wzięłam byle jakie koszulki, dwie pary jeansów,
oczywiście szybkim ruchem zgarnęłam MP3 i słuchawki z szafki
nocnej. Ledwo zdążyłam schować je do kieszeni.
-To
ci pomoże- Podaje mi pokrowiec na broń, w środku był sztylet.
Wyjęłam go, rękojeść była idealnie wyprofilowana w kolorze
srebra, u jej końca był przytwierdzony mały kryształ... czyżby
to diament? Na niej był również wyryty napis, jakimiś dziwnymi
literami. Ostrze było koloru obsydianu, tak jak moje oczy, Widziałam
w nim moją postać, jak w lustrze. Poczułam ucisk na ręku i
szarpnięcie. Zaczęłyśmy biec w kierunku schodów. Biegłam boso w
piżamie! Dobrze, że udało mi się schować moje trampki, które
walnęłam pod łóżko, chociaż nie było nawet okazji, aby gdzieś
przystanąć i ije założyć.
-Uważaj
na tych dwóch facetów, jak ich zobaczysz, użyj broni!- Rzuciła w
pośpiechy do mnie.
-Skąd
go masz? Czemu mam ranić ludzi?- Całą ta sytuacja coraz bardziej
zaczynała mnie przerażać.
-Nie
pytaj! Oni chcą nam zrobić krzywdę... miałam sen...
To
dużo wyjaśniało, obie wierzyłyśmy ,że sny często się
sprawdzają, przez co jeszcze bardziej ogarniał mnie strach. Moje
sny to pasmo koszmarów, nie pamiętam takiego razu, aby śnił mi
się chociaż w połowie normalny sen. Co mogło się przyśnić
matce, żeby była aż taka zdruzgotana? Pewnie zobaczyła jej
nauczyciela od matematyki z podstawówki... to by wszystko
tłumaczyło.
Zbiegaliśmy
po schodach, z prędkością światła mijałyśmy kolejne piętra
budynku. Jejku, ale moja mama ma kondycję! Jak lekkoatleta! Był
półmrok, musiałam uważać, aby się nie potykać o kolejne
stopnie. Zanim się obejrzałam, znalazłyśmy się w głównym holu.
Teraz jedynym źródłem światła jest księżyc. Przy wyjściu
czekali na nas „Faceci w Czerni” a raczej... no... „Wilkołaki
w Czerni”?
Byli
owłosieni od stóp do głów, mieli już dobre dwa metry. Pozostały
również te same rysy twarzy. Nadawaliby się na jedną ze stron
„Księgi Rekordów Guinness'a” jako: „ Posiadacze najgęstszego
futra na świecie”. Na ramionach mieli tatuaże, pewnie dlatego
mieli te swoje kombinezony służbowe. Ogromne stopy z brzydkimi
pazurami przyprawiały mnie o mdłości. Nadal mieli na sobie
garnitury, ale były tak oooodrobinę poszarpane (tak
troooszeczkę...yyyyhyyy...) i trzymali teczki. Wyglądało to
idiotycznie, ale nie miałam czasu bardziej się zastanawiać nad ich
ubiorem i doborem dodatków. Byłam w obliczu niebezpieczeństwa,
więc myślenie o panującej modzie było równie durne, jak oblicze
tych... no właśnie .. co to jest?! Wilkołaki? Mimo to byłam
przerażona. Co niby nastolatka może zrobić takim... czymś?!
Mogłam użyć broni, ale czy mi się uda zdzielić ich tak, aby już
nie wstali z posadzki? Przecież nigdy nie chodziłam na zajęcia w
stylu: „Obrona przed wielkimi potworami grasującymi w hotelach”!
Musiałam coś wymyślić...
-No
proszę, kogo tu mamy?- odezwał się jeden szorstkim głosem- Nasz
wódz wynagrodzi nas za waszą krew!
Spojrzałam
na mamę, jej spojrzenie mówiło: „Potem wytłumaczę, o ile
przeżyjemy... błagam, użyj tej cholernej broni!”. No tak, ale
nie mogłam się na nich rzucić, nie mając żadnego planu. Zostało
mi grać na zwłokę.
-Wódz?-
Zapytałam ledwo opanowując drżenie mojego głosu.
-Powiedział,
że musi ujrzeć twoje martwe ciało.- odpowiedział drugi.
-Skoro
tak mu zależy na mojej śmierci, to czemu sam nie przyjdzie, he?
Moja
mama szturchnęła mnie w łokieć. Racja, odbiło mi, ale co
poradzę, przez moje ADHD nie umiałam trzeźwo myśleć! Pewnie
zaraz obie skończymy jako obiad tych dwóch, przemiłych
dżentelmenów. Pozostało mi tylko próbować dalej.
-O
nie, on nie może tu przybyć, ma wiele ważniejszych spraw na
głowie.- Prychnął z pogardą drugi.
-Oh
rozumiem,- powiedziałam, udając rozczarowaną- w takim razie który
osobiście mnie wykończy? Ten, który to zrobi, pewnie dostanie
większe zasługi.
-
Ja!- krzyknęli naraz. Spojrzeli na siebie gniewnie.
-To
ja jestem większym faworytem naszego wodza, a nie ty!
-Wcale
że nie!
Nie
miałam pojęcia, że taki prosty plan się w ogóle uda. W tym
czasie udało mi się wpaść na pewien. Podczas ich kłótni,
szepnęłam do stojącej obok mamy.
-Masz
jeszcze ten gaz pieprzowy?
Bez
gadania wyciągnęła jeden pojemnik. Wzięłam do ręki i schowałam
za plecami.
-Jak
go zaatakuję, schowaj się.
Na
odpowiedź kiwnęła mi głową. To był najbardziej durny pomysł,
na jaki kiedykolwiek wpadłam. Wzięłam głęboki oddech i naparłam
na jedną bestię. Prysnęłam mu w twarz substancją, ten zaczął
krzyczeć i łapać za twarz. Drugi już zaczął podchodzić, ale
zrobiłam szybki unik. Wyciągnęłam broń i dźgnęłam zwijającego
się z bólu przeciwnika. Potoczył się na ziemię i zamienił w
pył. Wytrzeszczyłam oczy i niemalże nie upuściłam sztyletu na
posadzkę. Nie miałam pojęcia jak, ale udało mi się pokonać
potwora za jednym razem... JAK?!?! Musiałam się doprowadzić do
porządku, znowu zostałam zaatakowana. Drugi wilkołak machnął
łapą, podrapał mi lewe ramię do krwi. Piekło, jak polanie skóry
kwasem. Odsunęliśmy się trochę od siebie, po czym wróg się
odezwał.
-Może
mój brat był łatwy do pokonania, ale ja tak łatwo się nie dam.-
ostrzegł i zatopił swoje nienawistne spojrzenie we mnie. Chyba był
tak bardzo skupiony na swojej ofierze, że prawdopodobnie zapomniał,
że w tym pomieszczeniu chowała się moja mama, przynajmniej tyle
dobrego.
-
Tak? A chcesz się o tym przekonać, dryblasie?!- Starałam się
włożyć w te słowa najwięcej odwagi i złości, na ile było mnie
stać w takiej sytuacji, chyba mi się udało. Zauważyłam na jego
twarzy niewielki cień strachu, ale nie uciekał, ani nie wrzeszczał
jak moja przyjaciółka widząca pająka. Natarłam na niego ze
sztyletem w dłoni, on jednak odbijał moje ciosy swoją teczką. Z
czego do cholery on mógł mieć tą teczkę!? Ze stali!? Przecież
powinna się dać przeciąć lekkim ciachnięciem, a tu nic!
Świetnie, miał tarczę, a ja musiałam zdać się na swoją
zwinność. Szarżowałam i odskakiwałam, co po pewnym czasie bardzo
mnie zmęczyło. W pewnym momencie popchnął mnie z całej siły pod
ścianę. Mocno uderzyłam nią głową. Siłą woli powstrzymałam
się od zemdlenia, powoli się podnosiłam na moich uginających się
nogach. Potwór zbliżał się, uśmiechając się do mnie zimno.
-
To była całkiem równa walka, ale powoli dobiega końca-
powiedział, szykował się do zamachu. Byłam sparaliżowana, emocje
wzięły górę. Patrzyłam tylko na jego łapę, która zaczęła
się podnosić. Nagle kątem oka zauważyłam mamę, która zaczęła
biec w naszym kierunku. Krzyknęła i rzuciła się na potwora. Udało
jej się uciec przed jego szponami. Resztkami sił skoczyłam na
niego, wbijając mu nóż w plecy. Potwór ryknął z bólu i tak jak
poprzedni, stał się górką pyłu.
-
Wszystko w porządku?- zapytałam, dysząc.
-
To ja powinnam się o to zapytać! - podeszła i mocno mnie
uścisnęła.
-AŁ!-
syknęłam.
-Oj
przepraszam.- złapała mnie za rękę i obejrzała wielką ranę na
ramieniu, z której sączyła się krew.- Musimy iść, nie jesteś
tutaj bezpieczna. Znowu mnie pociągnęła za sobą. Ledwo co doszłam
do naszego auta i zaczęłyśmy jechać. Jeszcze wtedy nie wiedziałam
co mnie czeka.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Skoro
to czytacie, to pewnie oznacza, że dotrwaliście do końca xD. Bardzo wam
za to dziękuję, czekam na wasze komentarze z opinią na temat tego, co
napisałam ;). Krytyka mile widziana, możecie smarować ile wlezie :P.
Przepraszam, że wyszedł taki dłuuugi, ale obiecuję, że drugi będzie
krótszy i będzie się duuuużo działo :3.
Jeszcze raz dziękuję <3!
Zajebiście piszesz Teddy czekam na kolejne opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :*
OdpowiedzUsuńWreszcie się doczekałam ❤ Z tego co mi się wydaje to rozdział lepszy, jak jest dłuższy xD Przynajmniej ja tak uważam jak czytam blogi :P Czekam na więcej xd (co z tego, że już wiem co będzie dalej :P) A u mnie nowy rozdział już nie długo :*
OdpowiedzUsuńAle supcio! Nie mogę się doczekać (zwłaszcza, jak przeczytałam zajawkę :D)! Dzięki :*
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWow dziewczyno świetny rozdział ! :) Zero błędów, sporo opisów, zawarta akcja ! Oby tak dalej ! Już się nie mogę doczekać dalszych losów ! Pozdrawiam, http://skarbusiowa-garderoba.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJejku dziękuję! :D To mnie strasznie motywuje :) Pozdrawiam ;)
UsuńZgadzam się z Momo-chan się ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję Emilia-chan :D ;)
UsuńBardzo mile się czyta ! Ciekawa historia :)
OdpowiedzUsuńCzekamy na wiecej !
Dziękuję! Wszystkie komentarze mnie bardzo motywują ;) postaram się wrzucać rozdziały w każdy weekend (mogą się zdarzyć drobne opóźnienia, ale postaram się pilnować :D).
UsuńWow, świetne! Bardzo miło się czyta, nasz boski rodzic ma Cię w opiece :D
OdpowiedzUsuńDziekuję Siostro :D! Twój komentarz sprawił mi przyjemność :). Pozdrów tatę :*
UsuńWidać, że masz potencjał. Wprawdzie warsztat wymaga nieco pracy - widziałam sporo powtórzeń i źle odmienionych wyrazów, ale jest naprawdę dobrze! Masz fajny, lekki styl, bardzo szybko się czyta, umiesz trzymać w napięciu. Oby tak dalej! W twoim przypadku nawet drobne "prace warsztatowe" będą bardziej zabawą, niż nauką, bo od razu da się poznać, czy z kogoś będzie pisarz, czy kolejny "niedouczony grafoman" :) ty masz jak najbardziej predyspozycje, więc pisz, pisz jak najwięcej!
OdpowiedzUsuńJak będzie ci się nudziło, możesz wejść na bloga dzienniknihalkruger.blogspot.com. Może znajdziesz trochę inspiracji :D
Bardzo dziękuję :) z chęcią poczytam Twojego bloga ;)
UsuńBoże aż chce czytać to dalej 😍😍😍 świetny masz styl pisania ;)
OdpowiedzUsuńBoże aż chce czytać to dalej 😍😍😍 świetny masz styl pisania ;)
OdpowiedzUsuńFajne opowiadanie :D Może skuszę się na dalsze czytanie ;)
OdpowiedzUsuń