niedziela, 30 sierpnia 2015

Angelika i Obóz Herosów rozdział 12 "Impreza z okazji Wielkich Dni Bogów #1"

 
Hej Miśki :*
Niedawno wróciłam z Chorwacji. Piękne miejsce, idealne na wakacje.
No właśnie... wakacje, a raczej ich koniec! Smutna prawda, nie oszukujmy się, za parę dni idziemy do szkoły ;-;
Cieszmy się ostatnimi dniami laby! Zapraszam do czytania ;)

--------------------------------------------------
Wróciłam do domku i już miałam ochotę trzasnąć drzwiami, kiedy przypomniałam sobie, że nie jestem tu sama. Mogłam tym przestraszyć moje rodzeństwo. Jednak i tak użyłam zbyt dużej siły, niż oczekiwałam.
- Co się stało?- zapytała Hazel, unosząc oczy znad szkicownika. Rysowała swojego konia, Ariona. Jeden z najszybszych koni na świecie.
- Co za głupek!
Opadłam z impetem na łóżko. Córka Plutona przysiadła się do mnie.
- Kto?
- Robin.- burknęłam w poduszkę.
- Nie zaprosił cię na imprezę, dlatego się gniewasz?
- Co?- spytałam zdezorientowana.- Nie, Justin mnie zaprosił, a tamten ma wąty, bo ponoć "mogłam się zgodzić, nie mając na to najmniejszej ochoty.".- parsknęłam kpiąco.
- Jak to?- zmarszczyła brwi.- co masz przez to na myśli?
- Podobno dzieci Afrodyty używają jakichś sztuczek. Jakaś czaromowa, czy coś w ten deseń.
- No tak.- przyznała.- Piper umiała czarować głosem. To znaczy, że mogła przekonać niemal każdego.
- Piper?- podniosłam się do pozycji siedzącej.- Coś tak myślałam, że jest od Afrodyty.
- To jest bardzo podstępna moc, ale ona używała jej w dobrych celach.- uśmiechnęła się, wspominając czasy bitew. Cieszyła się, że ma to za sobą.
- Ale Justin nie używał żadnych słodkich słówek, by mnie zaprosić.- zaprzeczyłam.- Wyczułabym to. Pamiętam ton Piper, kiedy uspokajała tamtego kota. Zdecydowanie się różnił od głosu jej brata.
- Wierzę, nie masz się o co martwić.- poklepała mnie po ramieniu.- Robin jest przewrażliwiony na punkcie magii. Wie, że z nią nie ma przebacz.
Przytuliła mnie, poczułam zapach cynamonu. Musi koniecznie pożyczyć mi ten szampon, jego woń mnie rozbraja.
- Dobra, czas się szykować.- powiedziała.

No tak, przecież trzeba się jakoś ubrać. Miałam już dość sukienek, dlatego chciałam założyć normalne dżinsy i czarną koszulkę. Na nią nałożyłam koszulę w kratkę. Zauważyłam, że podczas świąt obóz wydziela jakąś cieplna energię, dlatego nie trzeba zakładać kurtek. Z resztą, tak, czy owak, nie założyłabym kurtki.

Poszłam się przebrać do łazienki. Po raz pierwszy postanowiłam spiąć włosy w wysokiego kucyka. Efekt był zadziwiająco ładny. Lekkie fale opadały na kark. Jak zwykle, parę kosmyków musiało się zbuntować i wyleźć spod gumki. Opadły mi na czoło. Tak jak planowałam wcześniej: dżinsy do kostek, moje granatowe trampki i czarna koszulka.

Przeszukując torbę mojej mamy, znalazłam jej bransoletkę. Niby proste, rzemyk, a na obu końcach dowiązany trójkąt z przecinającą linią, tworzącą trapez i mniejszy trójkącik u góry. Znak jednego z ulubionych zespołów. Często go sobie rysowałam na dłoni, kiedy lekcje doprowadzały mnie do stanu wegetacji. Moja mama znała się na muzyce. Pamiętam, jak nosiła tą bransoletkę, kiedy zamiatała hotelową podłogę. Czasami była taka zmęczona, że zapominała je zdjąć przed snem. Uśmiechając się, wspominałam stare czasy. Nie było najgorzej. Teraz też wcale nie jest źle. Mam dom, przyjaciół. Tyle mi wystarczy do szczęścia.

Wyszłam z łazienki. Była już 18:00, o 18:40 Roxy miała się spotkać z "tajemniczym wielbicielem" w pawilonie jadalnianym, niedaleko Zatoki Long Island.

Pójdę pod jej domek, tak dla pewności, że nie odpuściła.

- Za jakiś czas idę pod domek Hermesa, później do pawilonu.- powiedziałam, wychodząc z łazienki.
- Dobra.- Odpowiedział Nico.
Ten mój brat jest czasami jak ninja. Pojawia się nie wiadomo skąd i równie łatwo znika, nie zwracając niczyjej uwagi. Jakby nigdy nic, leży na łóżku z w pół przymkniętymi powiekami. Nawet się nie przebrał. Coś mi się zdaję, że on nigdzie nie ma zamiaru się ruszać. Zaczęłam go wypytywać.
- A ty z kim idziesz, Nico?
- Z nikim. Nigdzie nie idę.- odpowiedział niedbale. Hazel pokiwała tylko głową, jakby rozumiała dlaczego.
- A czemuż to? Idziesz ze mną i koniec!
- Nigdzie się nie wybieram. Nie lubię takich zabaw. Jestem nie na czasie i nigdy nie zrozumiem, co w tym takiego fajnego.- wybąkał, przekręcając się na brzuch.
- Już go przekonywałam.- Westchnęła dziewczyna z lokami.- Nic z tego.
- No dobra.- rozciągnęłam się na swoim łóżku i wzięłam Mp3. Przewertowałam playlistę i puściłam parę piosenek.

Zegar wybił 18:30. Mogłam iść już do Roxy, to też uczyniłam.
- To ja już wychodzę.
Wyszłam i wolnym krokiem podeszłam pod domek Roxy. Zapukałam do drzwi. Wolałabym, żeby to któraś z córek Hermesa otworzyła. Oczywiście nie można było spełnić moich oczekiwań. W wejściu stał Hans. Yh, tego dupka mi brakowało!
- A ty tu czego?- wycedził chłopak.
- Jest Roxy?- zapytałam, nie zwracając uwagi na jego pytanie, zadane w wręcz prostacki sposób. Nigdy się nie nauczy, że do mnie raczej nie powinno się tak zwracać...
- A co? Zatęskniłaś za swoją mamusią?
Ah, te jego uwagi na poziomie pięciolatka. Jak ja to kocham.
- Jak odpowiem "tak", to nakarmię twoje ogromne ego i dasz sobie siana?- uśmiechnęłam się złośliwie.
- Nie.
Wspaniale. Czekałam na taką odpowiedź. Z pełną satysfakcją kopnęłam tego idiotę w piszczel. Brat mojej przyjaciółki krzyknął z bólu. Złapał się za nogę i skakał na drugiej. Wykorzystałam to, wpadając do środka i popychając go. Chłopak stracił równowagę i upadł na skrzypiące deski. Do przedpokoju wparowała Roxy. Ubrała się w czarne dżinsy, purpurowe Hermersy (od czasu rozdania prezentów nie rozstawała się z nimi na krok.) I czerwony topik. Zrobiła sobie podobną fryzurę do mojej, ale to akurat było u niej normą. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam jej z rozpuszczonymi włosami.
- Angela?! Co ty...- popatrzyła na mnie, później na zwijającego się na ziemi w katuszach Hansa, a następnie znów na mnie.- Cokolwiek zrobiłaś, rób tak częściej.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Taką Roxy właśnie lubię.
- To jak? Idziemy?
- Dobra.
Chłopak stanął na równe nogi dopiero wtedy, kiedy wyszłyśmy na ganek. Zatrzasnęłam drzwi z impetem. A ,tak na „do widzenia”.

- Jak myślisz, Kto to może być?- wypytywała podczas drogi. Musiałam zacząć się wykręcać.
- Nie wiem, trudno powiedzieć.- zmarszczyłam brwi, udając, że się zastanawiam nad jej pytaniem. W rzeczywistości domyślałam się kim może być ta osoba.

Oto nadszedł ten moment. Dotarłyśmy na miejsce spotkania. Przy jednym ze stołów jadalnianych siedział Simon.
Roxy zatrzymała się.
- Nie wierzę.... wiedziałam, że to tylko jakiś marny żart!- odwróciła się w kierunku drogi, z której przyszłyśmy. Ja szybko złapałam ją za nadgarstek i pociągnęłam za sobą. Na mnie nie ma mocnych.
- To nie jest wcale żart.- mówiłam, zaciągając ją z powrotem do pawilonu.
- Roxy, daj mi powiedzieć.- powiedział zakłopotany syn Hefajstosa.
- A co ty mi masz do powiedzenia?! Nie odzywasz się, no chyba po to, żeby mnie wyprowadzić z równowagi, a teraz nagle naszło cię na przemowę? Co to? Rozadnie Oskara, czy jak?!
Z każdą chwilą robiło się coraz gorzej. Puściłam ją, stała na wyciągnięcie ramion od dziecka Hefajstosa. Odsunęłam się nieco od nich. Wolałam teraz się nie wcinać. Oby Simon opanował sytuację, bo jak nie, to będzie po nim.
- Ty mnie przecież nienawidzisz. Skąd ta zmiana?- ciągnęła dalej szatynka.
- Nigdy ci nie mówiłem, że cię nienawidzę. Zawsze byłaś kimś dla mnie ważnym.
- Byłeś moim przyjacielem.- mówiła drżącym głosem.- a ty miałeś to gdzieś. Zlekceważyłeś to, jak ważny dla mnie jesteś. Nawet nie wiesz, jak się wtedy czułam.

Jej słowa były dla chłopaka promyczkiem nadziei. Powiedziała „ jesteś”, a nie „byłeś” ważny.
- Dlatego teraz chcę to naprawić.
Chłopak przygarnął ją do siebie i mocno przytulił, Roxy starała się wyrwać z uścisku, ale nie dawała rady.
- P-puszczaj!... Co robisz?!- wydukała w szoku, nadal próbując się uwolnić.
- Nie chcę cię znowu stracić.
- Na miłość Hermesa, co ty...
- Czy to do ciebie nie dociera? Nie rozumiesz, kim dla mnie jesteś?
Chłopak lekko ją odsunął, złapał za ramiona. Nadal uścisk był mocny. Moja przyjaciółka przestała się wyrywać.
- Jesteś jedyną, która może mi dać w twarz, a ja nie będę miał pretensji. Jesteś tą, z którą mogę się kłócić, bo wiem, że kiedyś uda mam się pójść na kompromis. Tylko z tobą mogę rywalizować, bo pomimo mojej przegranej, uwielbiam patrzeć, jak zwyciężasz.- mówił z determinacją w głosie.
Roxy zaczęła szybko kiwać głową. Widziałam, jak łzy napływały jej do oczu.
Ale wiesz co jest z tych rzeczy najlepsze?- mówiła już łagodniej i ciszej, ocierając pojedyńcze łzy cieknące po policzkach oblanych rumieńcami- Ten moment, kiedy mogłem ci to wszystko powiedzieć. Możesz mnie nienawidzić, ale przynajmniej wiesz już, co czuję.

Nastała chwila ciszy, Roxy opuściła głowę. Simon puścił moją przyjaciółkę. Chciał się odsunąć, ale szarooka złapała do za ręce.
- Jesteś idiotą.- powiedziała cicho, nie unosząc głowy.- Jak możesz, mówić mi to teraz? Po prawie dwóch latach...Tyle czasu minęło od twojego ostatniego, szczerego uśmiechu. Nie rozumiałam co się dzieję. Nie wiedziałam co mam robić, straciłam przyjaciela, jednego z nielicznych tamtego czasu. Nie... utraciłam coś więcej!- mówiła wysokim głosem.-
- Ro...- chciał ją uspokoić, ale ona ciągnęła dalej.
- Straciłam jedną z niewielu osób, której, której opowiedziałam swoje sekrety. Część mnie nadal jest z tobą i czekałam na taki właśnie moment. Ale przez to, co się kiedyś stało nie umiałam...
Na chwilę urwała, coraz mocniej zacisnęła dłoń na ręce syna Hefajstosa. Drżąc, nabrała powietrza.
- A teraz stoisz tu i mówisz, że po tym wszystkim, co mi powiedziałeś, mogę cię nienawidzić!? Przez cały czas zastanawiałam się...

Chłopak zrobił się cały czerwony. Żeby ukryć swoje zawstydzenie, otoczył ją jedną ręką, drugą cały czas miał ściśniętą przez dłoń szarookiej, a twarz zakrył w jej ramieniu. Roxy tym razem też objęła go jedną wolną ręką.
- Nie wiesz, jak mi ulżyło.
Po tych słowach obdarzyła go buziakiem w policzek. Potem pocałowali się w usta.

Uśmiechnęłam się do siebie. Misja wykonana. Bez odbioru.

Poczułam czyiś dotyk na ramieniu. Odwróciłam się, patrzyłam na Justina. Mimo, że się go tutaj spodziewałam, to trochę mnie przestraszył.
- Jak widać wszystko poszło zgodnie z planem. Słyszałem od Hazel i Nico, że tutaj jesteś.
Kiwnął głową na naszą parkę. Jakby nas nie zauważyli, zaczęli iść w stronę plaży.
- A jakżeby inaczej.- uśmiechnęłam się.- To jak? Idziemy?
- Jasne.- przytaknął, odwzajemniając uśmiech.

Daliśmy im się nacieszyć, sami poszliśmy na plażę. Scena z wczoraj została, ponieważ niektóre kawałki będą grane na żywo przez dzieci Apolla. Synowie i córki Hefajstosa zrobili nawet stół dla DJ. Muzykę będzie zapodawał Austin, zamieniając się czasem z Marcusem, jego bratem. Zapowiadało się ciekawie.

Ludzie się zbierali. Na widoku znaleźli się Hazel i Frank. Nigdzie nie było Nico, chyba na prawdę nie miał zamiaru przychodzić. Wielki Azjata ujmował rączkę mojej siostry, co wyglądało to słodziutko. Była między nimi duża różnica wzrostu, jakieś dwie głowy. Ja teraz patrzyłam na jej przyjaciela, wydawał się bardziej przyjazny, niż gdy widziałam go ostatnim razem. Przywitali się z nami i razem czekaliśmy na resztę.

Wreszcie przyleźli Roxy i Simon. Nie posiadali się ze szczęścia. Dawno nie widziałam takiej uśmiechniętej twarzy córki Hermesa. Nawet Lucy przyszła z jakimś chłopakiem, miał może z dwanaście lat. Miał utlenione z natury blond włoski, był troszeczkę wyższy od dziewczynki, ale niższy ode mnie. Szare oczka radośnie obserwowały wszystko dookoła. Nosił na sobie nico przydużą bluzkę i dżinsy. Widywałam go na posiłkach przy stoliku Nemeziz.

No, no, no. Kto tutaj zawitał? Jednak Robin nie dostał kosza, jak wcześniej zakładałam. Był w towarzystwie jednej z córek Ateny, Kate Evans. Miała ogniste włosy i jasną cerę i okulary takie, jak nosi Austin. Jej oczy były koloru burzowych chmur, wzrostem przewyższała mnie o głowę, jednak nadal była niższa od Robina ( nie ma jemu równych). Pokazała się w limonkowej sukience do kolan i butach na koturnach w podobnej barwie. Grzywkę na bok spięła spinkami, aby nie spadały na twarz. Zastanawiałam się, jak taka ułożona dziewczyna mogła pójść z takim powalonym chłopakiem? Ona wolała spokojnych i cichych, a tu proszę! Przyłazi z rąbniętym synem Hekate. Założę się, że rzucił na nią jakiś urok. Menda z kryształowymi gałami!

Przybyła kolejna parka. Tym razem Austin i Sophie. Blondyn wydawał się spięty, blondynka również. Pewnie się rozgrzeją, a jak nie, to im z chęcią pomogę. Mimo tego, też byli zadowoleni.

Byliśmy już wszyscy razem. Austin zdziwił się na widok Kate w naszym gronie.
- Kate? Nie wiedziałem, że Riri cię zaprosił.
- Austin!- syknął Robin, zareagował tak na jego przezwisko. Lepsze takie, niż "kurdupel"....
- No już, już.- machnął ręką.- Miło cię widzieć, Kate.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech złotowłosego.

Rozmawialiśmy ze sobą krótką chwilę. Ta dziewczyna, z którą przyszedł Robin wydawała się inna, niż zwykle. Zazwyczaj była nieco spięta, czasami nieco przemądrzała, ale nieśmiała. A dzisiaj tryskała humorem, jak woda z czubka wieloryba. Cóż za zmiana!

Dołączyli do nas również Annabeth, Percy, Piper, Jason, Leo i Calypso. Wszyscy byli uśmiechnięci, oni również zdziwili się widokiem Kate, zwłaszcza Annabeth. Chyba też wyczuła zmianę jej nastroju. Z tego, co widziałam, ognistowłosa miała cztery koraliki, więc dziewczyna syna Posejdona znała ją dużo wcześniej. Piper też marszczyła nos, patrząc na siostrę Annabeth i czarnowłosego. Pewnie zauważyła, że kompletnie do siebie nie pasują. Obie mamy nosa do takich rzeczy ( aż dziwne, że nie mam błogosławieństwa Afrodyty...).

Nareszcie! Ekipa z domku Apolla zaczęli ogłaszać początek imprezy. Na początku miała być muzyka grana na żywo. Jedna z sióstr Austina weszła na scenę i zaczęła śpiewać. Nasza grupa jakby zapomniała o tym, że dobieraliśmy się w pary, najpierw tańczyliśmy wszyscy razem. Dziewczyna, która stała na scenie, zaśpiewała jeszcze z dwie, trzy piosenki i zapowiedziała, że zaraz będzie lecieć muzyka, którą zagra DJ. Austin szybko popędził do stacji, biedna Sophie została z nami. Była w świetnym humorze, ale... to nie tak miało być! Ja tu chciałam ich spiknąć, a cały mój misterny plan schrzanił nasz blondaś! Akurat zachodziło słońce, to by tak ładnie wyglądało.
- Może pójdziesz do Austina? Przyda mu się twoje towarzystwo.- spytałam Sophie, musiałam mówić głośno, ponieważ głośniki nieźle nadawały. No, sprzęt porządny, to trzeba przyznać. Taki zajebisty, że ona ledwo mnie usłyszała i popędziła dalej.
Nasza grupka się rozłamała. Każdy tańczył z każdym, dawno nie widziałam, żeby wszyscy się tak fajnie dogadywali. Byłam pod wrażeniem, czasem tańczyłam obok dzieci Hermesa, a nawet niedaleko synów Aresa i nie korciło mnie, aby skopać im dupy. To już jest wyczyn.

Zawsze niedaleko był Justin, czasem darliśmy się sobie do uszu.
- JAK SIĘ BAWISZ?!- krzyczałam, nie musiałam stawać na palcach, był tylko niewiele wyższy.
- COOO?!- pytał, marszcząc brwi.
- PYTAM, JAAAK SIĘ BAAAWIIISZ?!?!
Myślałam, że ja jego twarzy pojawił się cień zrozumienia, jednak pociągnął mnie w stronę stolika z napojami. Tam było już ciszej.
- Co mówisz?- spytał po raz kolejny.
- A nic.- machnęłam ręką.- tylko pytam, jak ci się podoba.
- A no w porządku, trochę za głośno.- złapał się za skronie, jakby go bolała głowa.
- Nie gadaj.- parsknęłam.

Nagle na horyzoncie pojawiły się córki Afrodyty, rodzeństwo Justina. Zaczęły coś chichotać miedzy sobą, potem jedna z nich odezwała się do blondyna. Była niska, chudziutka jak patyk i miała zaszpachlowany ryj. Wyjątkowo paskudny typ. Wiedziałam, że jej nie polubię.
- No, no, nasz Justin sobie kogoś znalazł! No proszę, Angela!- dogryzała skrzeczącym głosem.
Justin westchnął, pewnie nie raz słyszał podobne docinki ze strony jego sióstr. Trochę mu współczuję.
Chodzące plastiki zaczęły coś szemrać. Mówiły coś po francusku. O dziwo... rozumiałam, o czym rozmawiały!
- Il a appelé l'ironie. Il frappe la pire fille au camp. Tel est le laid....
Chłopak się wkurzył, już chciał coś powiedzieć, kiedy nagle ja się odezwałam
- Baiser putain poubelle!
Lalkom Barbie opadły szczęki. Popatrzyły po sobie, wszystkie umilkły, nawet ta, co wyrwała się pierwsza. Po chwili strzeliły focha w największym stylu i podeszły potańczyć i wyrywać chłopaków.

W nie mniejszym szoku był Justin, ja również. Wytrzeszczył oczy. Po czym wyraz twarzy zmienił się, pojawił się uśmiech.
- Ej, nie wiedziałem, że znasz francuski!- powiedział z respektem.
- Ja... też nie wiedziałam, że znam francuski.
- Jak to?- zmarszczył brwi.- Nie uczyłaś się w swojej dawnej szkole?
- No właśnie nie!
To było bardzo niepokojące. Jakim cudem udało mi się zrozumieć i na dodatek odpowiedzieć w ich języku?!

Justin stał zmieszany, pewnie chciał zmienić temat.
- Zauważyłem, że przyglądałaś się tej dziewczynie, z którą przyszedł Robin.
Nie wiem, dlaczego porusza tą kwestię, może ona wydawała się również dla niego jakaś dziwna?
- Coś mi tu nie gra.- pokręciłam głową.- Ona zawsze zachowuje się inaczej. Dzisiaj, jakby nie jest sobą.
- Może się zakochała?
Zaskoczyło mnie to, dopiero teraz uwzględniłam taką możliwość. W sumie, to by się nawet zgadzało. Każdy zachowuje się inaczej, niż zwykle, kiedy się zabuja.
- Całkiem możliwe.- mówiłam, marszcząc brwi, zrobiłam nienaturalną przerwę, co syn Afrodyty szybko wychwycił.
- Ale?- popatrzył na mnie wyczekująco.
- Ale nadal coś mi tu nie pasuje.
Chłopak nie oderwał ode mnie oczu, nagle się uśmiechnął, na jego twarzy pojawiło się jakby zrozumienie. Skrzywiłam się. Zastanawiałam się, co go tak bawiło.
- Z czego się śmiejesz?- zapytałam podejrzliwie.
Blondyn popatrzył na mnie znacząco. Podniósł jedną brew, co bardzo przypomniało mi moją minę, kiedy się z kogoś nabijam, albo, kiedy wywącham jakiś podstęp.
- Już czaję.- skinął głową.- Jesteś po prostu o niego zazdrosna.
Zamurowało mnie. Nie wiem czy miałam się śmiać czy płakać z jego pomyłki. Wybrałam pierwszą opcję.
- Nie.- parsknęłam.- Ja tylko czuję, że Robin coś knuje. Zawsze wymyśli coś głupiego. Może dosypał Kate coś do napoju, a ona biedna nie wie co się dzieje.
- Sądzisz, że otumanił ją pigułkami gwałtu?- zaśmiał się, po czym skrzywił się, bo dostał o de mnie solidnego kuksańca. Jednak nie przestawał się śmiać, ja również nie mogłam zachować powagi.
- Co ty! On ma tam jakieś proszki, eliksiry, czy bogowie wiedzą, co jeszcze.
- On chyba ciebie też zaczarował.- dodał, z jego twarzy nie mógł zniknąć uśmiech.
- Pieprzysz!- skwitowałam.- Dobra, chodźmy do Austina. Chcę mu pomóc z Sophie, bo raczej sam nie da rady.
Na tą wiadomość jeszcze bardziej się wyszczerzył.
- W porządku.- odpowiedział.- Uwielbiam pomagać w miłosnych rosterkach.
Ja cię kręcę, jakbym słyszała siebie!
- Temu trzeba jak najbardziej pomóc. Tragedia, ani razu z nią nie zatańczył, bo musiał siedzieć przy sprzęcie. No, spójrz tylko.
Wskazałam na stół, przy którym urzędował DJ Austin. Wszyscy dookoła świetnie się bawili, on też wydawał się zadowolony z imprezy. Ale mnie to nie satysfakcjonowało! Ja chciałam, aby zaprosił ją do wolnego, albo co. A tu nic! Muszę coś zadziałać.
- Rzeczywiście.- zrobił kwaśną minę.- Idziemy.

Zerwaliśmy się z miejsc, które zajęliśmy przy stoliku z napojami i ruszyliśmy w stronę mojego przyjaciela. Od razu, kiedy rozpoznał nas w tłumie, zaczął do nas machać. Przycupnęłam obok niego.
- Słuchaj.- opieram się o jego ramię.- Mam propozycję.
Jak tylko usłyszał moje słowa zrobił teatralny grymas.
- Mam się bać? Czyżby to kolejna "propozycja nie do odrzucenia, której nie mogę sobie zlać bez poniesienia konsekwencji?
- Widzę, że już nieźle łapiesz.- poklepałam go parę razy.- Walnę prosto z mostu: Ty- idziesz na parkiet, szukać Sophie. Ja i Justin- opiekujemy się tym cackiem.- mówiąc to pogładziłam urządzenie.- Umowa stoi?
Syn Apolla nieco się zdziwił, ald po dłuższym zastanowieniu zgodził się, choć niechętnie. Pewnie przywiązał się do tego odtwarzacza. Wcale się nie dziwię. Czuję, że zabawa tym sprzętem, to będzie najlepsza część tego dnia.
-------------------------------------------------------------

Tak kończy się kolejny rozdział.
Miał być zdecydowanie dłuższy, ale nie chciałam, aby był zbyt nudny xD
Napiszcie w komentarzach, czy tak długość wam odpowiada, czy może wstawiać dłuższe albo krótsze. Pamiętajcie, że jeśli chcecie być na bieżąco, warto zaobserwować mojego bloga. I KOMENTUJCIE :D To baaardzo motywuje do działania :)

Teddy



29 komentarzy:

  1. świetny rozdział :D
    Czekam na więcej *,*
    Zapraszam do obserwowania i komentowania mojego bloga :)
    Gabrielle->Klik!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, na pewno zajdzę, a jak mi się spodoba, to zaobserwuję :) ciebie też do tego zachęcam, jeśli ci się podoba mój blog :D

      Usuń
  2. długość jak dla mnie ok, historia coraz to lepsza
    Powodzenia z dalszym pisaniem
    PS.I czekam z niecierpliwością na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejo! Bardzo fajny rozdział:)
    Mówiłaś, że będzie LA. I u mnie na blogu w tabelce "Polecam" gdzie znajduje się twój blog wyskakakiwało "Chorwackie LA" jako twoja ostatnia działalność na blogu, aczkolwiek kiedy wychodziłam na bloga to taki post mi nie wyskakiwał. Dzwine...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już tłumaczę: W Chorwacji robiłam LBA i miałam go tam opublikować i przez przypadek opublikowałam niedokończone, dlatego usunęłam :P
      Potem nie miałam zbyt dużo czasu, ale sądzę, że w tym tygodniu powinno być, ale nie obiecuję! xD
      Dziękuję, lubię czytać Twoje komentarze <3

      Usuń
    2. mhmmmmm... Okay ;)
      Komentarze jak komentarze XD
      Nic szczególnego... ja na przykład twierdzę, że nie potrafię pisać komentarzy

      Usuń
  4. Jejku, świetne ^^ Czekam na kolejny rozdział i życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział! Oby tak dalej:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam glowna bohaterke coraz bardziej :D
    Rozdzialy marza mi sie jak najdluzsze, ale z doswiadczenia wiem, ze to nie latwe :/
    Pozdrawiam,
    Iza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, następny będzie o 1-2 str Worda dłuższy. Gotowy czeka na obróbkę i na następny weekend ;)

      Usuń
  7. Za maaaaaało!!! Ja bym z chęcią więcej przeczytała, ale jeśli tak Ci wygodniej, to też może być. Byle często dodawać :D
    Jestem ciekawa, czy Justin i Angelica mogą się w sobie zakochać, czy to będzie mimo wszystko Robin (którego notabene też kocham, choć Justin też świetny), bo na to się zapowiada :D

    OdpowiedzUsuń
  8. cudownie piszesz!

    W WOLNEJ CHWILI ZAPRASZAM DO MNIE :)

    KLIK

    OdpowiedzUsuń
  9. Coraz ciekawsze te historie! :)
    Powodzenia w dalszym pisaniu, bo ewidentnie się do tego nadajesz!

    Za każdy komentarz i obserwację się odwdzięczam :)
    http://eye-shadoow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciekawie napisane. Zajrzysz do mnie. Bd mi bardzo miło...
    anasty23.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciekawie napisane. Zajrzysz do mnie. Bd mi bardzo miło...
    anasty23.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. 56 year old Software Engineer III Magdalene Breeze, hailing from Val Caron enjoys watching movies like "Snows of Kilimanjaro, The (Neiges du Kilimandjaro, Les)" and Macrame. Took a trip to Royal Exhibition Building and Carlton Gardens and drives a Bugatti Veyron 16.4 Grand Sport. bezkonkurencyjny post

    OdpowiedzUsuń