Hej
Miśki :*
Mała
niespodzianka, rozdział pojawia się w piątek, a nie w sobotę czy
w niedzielę. A czemuż to? To dlatego, że w sobotę mam plany i
będę się pakować na wyjazd do Chorwacji :D! W niedziele natomiast
mam urodziny ^^
Zauważyłam,
że niedługo wybije 2000 wyświetleń. Bardzo się cieszę, dziękuję
wam! I bardzo was proszę, jak czytacie, to napiszcie komentarz. Miło
mi się je potem czyta :)
------------------------------------------------------------
Po
wczorajszym festynie ciężko było mi zasnąć. Te emocje,
wspomnienia zostaną
ze
mną na zawsze. Poznałam sporo fajnych herosów, którzy pewnie już
zapomnieli o dawnym strachu przede mną.
Występ
wielkich herosów z przepowiedni, to był dopiero odjazd! Czułam się
niczym na koncercie Fall Out Boy, ponieważ jako ścieżkę
dźwiękową
wybrali właśnie jeden z ich utworów. Oczywiście mam na myśli
moją
ulubioną
piosenkę: "My Songs Know What You Did In The Dark (Light'em
Up)"
(Rany, nie mogli wpaść na pomysł, napisania krótszego tytułu
xD). Percy kontrolował wodę, tworząc ciekawe kształty, które
szybko się zmieniały w to jeszcze
bardziej
interesujące od poprzednich. Jason wezwał pioruna i o mało co nie
zleciałam na tyłek z wrażenia. Leo w refrenach dawał wspaniały
pokaz
strzelając
jasnymi płomieniami. Frank zamienił się w lwa, potem w
niedźwiedzia,
następnie w orła, a ja kątem oka widziałam, jak Hazel skacze i
wykrzykuje
jego imię. Niesamowita zabawa, a dzisiaj zapowiadało się równie
ciekawie.
Na
śniadaniu był krótki apel dotyczący dalszego planu dnia.
-
Jak wiecie, w ramach ostatniego dnia jest impreza na plaży.
Spotykamy się od razu na miejscu. Chcę, aby każdy w niej
uczestniczył i dobrze się bawił. Dzisiaj macie też czas na
zaproszenia. To tyle na dzisiaj. Smacznego!
-
Jakie zapraszanie?
-
To taka tradycja.- Odparł Nico.- Chłopaki zapraszają dziewczyny na
tą
"zabawę"-
zakończył z ironią w ostatnim słowie. Coś mi się zdaję, że
czarnooki
nie przepada za takimi imprezami.
-
Pf, bo mnie na pewno ktoś zaprosi! Uwaga, już to widzę.
-
Nie przesadzaj, Angelika. Na pewno ktoś cię zaprosi, nie ma dwóch
zdań.-
poklepała
mnie po plecach Hazel. Iskierki w jej oczach mówiły, że nie widzi
innej
możliwości.
-
A weź! Kto by mnie tam chciał?
Oboje
wymienili znaczące spojrzenia. Byli innego zdania. Uznałam, że nie
będę dalej ciągnąć tematu i skończę swój posiłek.
*
* *
Nie
mogłam przywyknąć do tak sporej ilości czasu wolnego. Poszłam
poćwiczyć
strzelanie
z łuku. Coraz lepiej mi to wychodziło. Wystrzelona z całą siłą
strzała
trafiała w sam środek wyznaczonego celu.
Tym
razem strzelałam do manekinów przypominających różne stwory. To
nowy
pomysł
dzieci Hefajstosa. Sztuczne potwory wyglądały przerażająco
podobnie do
tych
prawdziwych. Trzeba było na głos powiedzieć z jakim monstrum chce
się
poćwiczyć,
a następnie poczekać, aż polecenie dotrze do tysięcy malutkich
trybików
i je wykona. Jeśli chciało się zakończyć, mówiło się
"koniec". Bardzo proste do ogarnięcia.
Takich
manekinów na chwilę obecną jest cztery, ekipa z domku numer 9
udoskonala
projekt w bunkrze ukrytym w lesie. Kiedyś się tam przejdę.
-
Pomyślmy, może tym razem zmierzę się z...
Nie
zdążyłam dopowiedzieć, prowadzony przeze mnie monolog przerwał
znajomy
skądś
głos.
-
Może harpię?
Odwróciłam
się, za mną stał Justin Grave, syn Afrodyty, o którym mówił
Simon. miałam okazje lepiej go poznać na wczorajszym festiwalu. Z
niego jest całkiem w
porządku
chłopak. Zawsze dopisywał mu humor. W jego błękitnych oczach
dostrzegłam
skaczące iskierki. Szybkim ruchem głowy odgarnął gęstą blond
grzywkę
z czoła.
-
O, wybacz, nie zauważyłam cię.- przyznałam lekko speszona,
ponieważ z
przyłapał
mnie na rozmowie do samej siebie.- Nie wiedziałam, że strzelasz z
łuku.
Spojrzał
na swój oręż, następnie na mnie. Trzeba było mu przyznać, na
pierwszy
rzut
oka widać, że jest dzieckiem Afrodyty.
-
Do niedawna władałem mieczem, ale uznałem, że to nie dla mnie. Za
to
strzelanie
idzie mi całkiem dobrze, ale muszę jeszcze ćwiczyć.
Jego
łuk był wykonany z jaśniejszego drewna niż moja broń. Sprawiał
wrażenie
lżejszego
i dłuższego. Na plecach Justina wisiał kołczan z około dwoma
tuzinami
strzał. Starannie wykonane lotki mieniły się w słońcu, tak samo,
jak idealnie ułożone włosy ich właściciela.
-
W porządku, zobaczymy co potrafisz.- Odwróciłam się do niego
plecami.-
Harpia!-
wydałam krótkie polecenie maszynie, stojącej przede mną.
Z
niewielkiego metalowego pudełeczka wyłonił się pierzasty potwór.
Wzbił się w
niebo
na wysokość kilku metrów. Ćwiczyłam już raz z tym urządzeniem,
więc
wiedziałam,
że ta "bestia" nie rzuci się na mnie i nie zrobi mi
krzywdy.
-
To co? Gotowy?
-
Oczywiście.
Przymierzył
się do strzału, puścił pierwszą strzałę. Jej grot utknął w
skrzydle,
ale nie przeleciał na wylot. Druga trafiła prosto w serce potwora.
Harpia
zareagowała na to głośnym krzykiem i zaczęła miotać się na
różne
strony,
utrudniając trafienie. Trzecia strzała trafiła w drugie skrzydło,
a czwarta przebiła głowę uskrzydlonego dziwoląga.
-
W porządku, nie jest tak źle, potem ci dam wskazówki.-
powiedziałam bez
uznania.
Nie chciałam, żeby zaczął się chełpić. Dzieci bogini piękności
mają ku temu skłonność.
-
Teraz ty spróbuj, zobaczymy jak tobie pójdzie.- namawiał. Sądził,
że
spudłuję
i będzie miał okazję się wywyższyć.
Nie
trzeba było zachęcać mnie ponownie. Płynnym ruchem wyjęłam
strzałę i
nałożyłam
ją na cięciwę. Puściłam jedną i bez dalszego zastanawiania
wyjęłam
następną
i powtórzyłam procedurę. I tak jeszcze jeden raz. Każda strzała
trafiła
tam, gdzie chciałam. Jedna trafiła w pod gardłem, druga wbiła się
w
drewnianą
strzałę blondyna, a trzecią przekłułam paskudzie oko. Automat
wydał
jęk
boleści. Justin wydał zduszony okrzyk pełen podziwu.
-
Jak ty to zrobiłaś?- zapytał zdumiony, drapiąc się po czuprynie.
To w nim właśnie było fajne, nie dbał tak o wygląd włosów, jak
reszta jego rodzeństwa.
-
Normalnie, na spokojnie.- wzruszyłam ramionami.- Zauważyłam, że
ty za słabo
naciągasz
cięciwę. Spróbuj.
Chłopak
pociągnął za nią. Tak jak powiedziałam, zrobił to zbyt lekko,
przez to
strzała
leciała z mniejszą mocą.
-
Mocno, nie bój się!
Napiął
mięśnie prawej ręki. Udało mu się zrobić to tak, jak należy.
-
Dobrze, następnym razem groty głębiej się zatopią, przebijając
się przez
grubą
skórę potwora.
-
Dzięki, na prawdę jesteś w tym świetna. Na dodatek zachowujesz
się jak
stuprocentowa
łowczyni Artemidy.- zaśmiał się.
-
Dlaczego?
-
Ponieważ z twojego wyrazu twarzy wynika nietolerancja chłopaków.
Na
to zdanie parsknęła śmiechem.
-
Doprawdy?- zapytałam z ironią- Za to ty nie zachowujesz się jak
syn
Afrodyty,
tylko jak dziecko Hermesa.
-
A to niby czemu?- skrzyżował ręce na piersi.
-
Ponieważ zamiast nokautować wszystkich swoimi przechwałkami, ty
wolisz
wykorzystywać
do tego swoje słabe poczucie humoru.- odparłam z uśmiechem,
dając
mu do zrozumienia że to wcale nie miało być obraźliwe.
-
Może teraz taki nie jestem, ale gdybyś poznała mnie wcześniej!
Taki ze mnie
był
laluś, aż żal za tyłek ściska.
-
Słyszałam. Simon mi opowiadał o tobie.
Na
te słowa, iskierki w jego o oczach jakby nieco przygasły.
Wystrzeliłam jedną
strzałę
w kierunku harpii. W kołczanie zostały mi tylko cztery strzały,
ale
dzięki
jego magicznym właściwością po wykorzystaniu wszystkich pocisków,
one
same
pojawiały się w pojemniku.
-
Simon...- mówił, jakby w transie.- w sumie to dzięki niemu
zawdzięczam tą
przemianę...
oraz niezłą śliwę pod okiem.
-
Siła wyższa, Justin.- przyznałam z gorzkim uśmiechem.- Ty pewnie
powinieneś
coś
o tym wiedzieć.
Po
chwili myślenia zrozumiał o co mi chodziło.
-
No tak, pewnie sądził, że podrywałem Roxy.
-
A nie podrywałeś?
-
Nie.. no może trochę- uśmiechnął się do siebie.- Roxy jest dla
mnie jak
siostra.
Parę komplementów ode mnie usłyszała, ale nie chciałem, aby to
tak
zostało
odebrane. Kiedy dostałem od niego lanie, nie rozmawiałem z nim aż
do
teraz.
Chciałbym, aby wszystko mogło wrócić do normy.
-
To weź go namówi, aby ją zaprosił.
-
Myślisz, że posłucha?- spytał zrezygnowany.
-
Jak mu wszystko wyjaśnisz, to może ci się uda.
-
Wątpię, ale spróbuję.
Zaczynało
robić się późno, chciałam już wrócić do domu. Rozkazałam
myślami,
aby
strzały zniknęły (niedawno odkryłam jak to działa), na co tamten
zaniemówi.
-
One znikają, jak tylko o tym pomyślę.- zwięźle wytłumaczyłam.-
Fajnie się
strzelało,
ale muszę iść.
-
W porządku, to cześć.- uśmiechnął się do mnie a ja zaczęłam
się oddalać. Po
krótkiej
usłyszałam wołanie i odgłos biegu.
-
Angela!- krzyknął Justin
-
Tak?
-
Bo ja tak teraz się zastanawiałem, może będziesz miała ochotę
pójść ze mną
na
tą imprezę?
Tym
to mnie koleś zamurował. Przez chwilę nie wiedziałam co
powiedzieć. On
jest
bardzo miły, ale nie sądziłam, że mnie zaprosi.
-
Ja? O rany, zaskoczyłeś mnie.- wydukałam zakłopotana- Ok, pójdę
z tobą.
-
To super.- uśmiechnął się promieniście.
-
Ale... mam to rozumieć jako...
Justin
zaczął przecząco kręcić głowę.
-
Dziwne ze mnie dziecko Afrodyty, nie zależy mi na podrywach. Wiem,
to trochę
głupie,
ale na prawdę taki nie jestem.
Uśmiechnęłam
się, znałam to uczucie bycia "innym". To nie jest wcale
takie
proste żyć, kiedy wiesz, że nikt nie toleruje twojej inności.
-
Wiesz, lepszy taki syn Afrodyty, niż totalny plastik.
Chłopak
odwzajemnił mój uśmiech.
-
Dzięki, to do zobaczenia, ja jeszcze poćwiczę.
-
Dobra, pamiętaj o tym, co ci mówiłam.- przypomniałam blondynowi.-
musisz przykładać do tego więcej siły.
-
W porządku, jeszcze raz dziękuję.
Pomachał
na do widzenia i pobiegł ćwiczyć dalej.
*
* *
-
Mam zaprosić Sophie?- spytał zdziwiony Austin, przeglądając
kartoteki
pacjentów.
Wiem, to niegrzeczne, że przerywam mu pracę, ale nie chcę, żeby
było
za późno. Bo przecież każdy mógłby go ubiec.
-
Yhym- mruknęłam potwierdzająco.
Na
pewno mi się nie przewidziało! Austin zaczął się rumienić!
-
No... nie wiem czy to dobry pomysł...
-
To bardzo dobry pomysł!- pociągnęłam go za ramię i stanęłam na
palcach, aby
sięgnąć
mu do ucha. Wyszeptałam.- Oj przecież wiem, że Sophie ci się
podoba.
Syn
Apolla odepchnął mnie i w tym momencie był już tak czerwony, że
można go
pomylić
z dużym pomidorem. Poprawił spadające okulary. Nadal miał
zasłonięte
jedno
oko, zaczęłam się zastanawiać dlaczego chce je ewidentnie
schować. Tak
śmiały,
a taki wstydliwy w stosunku do koleżanki. Słodkie.
-
Oj przestań! Przepraszam muszę się spieszyć.
Szybkim
marszem przeszedł cały korytarz i wpad do jakiegoś pokoju.
Kurde,
tak bardzo chcę im pomóc, a on tego nie rozumie. Trudno, nasiono
zasiane,
trzeba poczekać, aż wykiełkuje.
No
i nasza sadzonka urosła. Po obiedzie Austin powiedział Sophie, że
chce z
nią
pójść. Zadowolona Sophie po obiedzie dopadła mnie po drodze do
domku
Hadesa.
-
Wiesz, że Austin zaprosił mnie na tą dyskotekę?
Jej
głos nie krył szczęścia, zielone oczka błyskały z radości.
Bawiła się
szelkami
od spodni.
-
Gdzieś obiło mi się o uszy.
Musiałam
użyć całej siły woli, aby schować uśmiech, jednak patrząc na
nią, było
to
niewykonalne.
-
Fajnie, przynajmniej nie pójdę sama.
Jakoś
nie chciałam wierzyć, że to jedyny powód jej euforii.
-
A ty z kimś idziesz?- zmieniła temat.
-
Justin mnie zaprosił. Ten syn Afrodyty. Tak po przyjacielsku, nic
wielkiego.
-
Fajnie, tylko uważaj na jego rodzeństwo, to strasznie wredne
szmiry.-
machnęła
ręką. Jestem pod wrażeniem, to było jedno z jej największych
wyzwisk
od
czasu rozdania prezentów.- Ej! Może chcesz pójść ze mną na pole
truskawek?
-
Wiesz, za bardzo nie mam ochoty, najchętniej położyłabym się.
Muszę trochę
podumać.
Tylko
moi przyjaciele wiedzą, że jak czegoś nie chcę, to nie dlatego,
że mam
kiepski
humor albo się z kimś pokłóciłam. Ja po prostu czasem muszę
odpocząć,
oni
to rozumieją.
-
Ok, to cześć. Do zobaczenia na imprezie!
Podskakując,
rozradowana pobiegła w stronę pól.
Już
byłam na werandzie, kiedy przywitał mnie Robin. Usłyszałam
charakterystyczne skrzypienie desek.
-
Hej Angela, słyszałem już o Austinie i Sophie.
Uśmiechnęłam
się do siebie. Dobra robota, Angela!
-
Ja też. Strasznie się cieszę.
Robin
jak zwykle skrzyżował ręce na piersi i pokazał jeden ze swoich
typowych
uśmieszków.
-
Czyżbyś maczała w tym palce, kudruplu?
To
pytanie było pytaniem raczej retorycznym.
-
Po pierwsze, Riri, nie jestem wcale kurduplem. Są niżsi ode mnie.
Na
chwilę przerwałam, z równowagi wyprowadziło mnie jego
rozbawienie. Jednak
dobrze,
że widzę go takiego uśmiechniętego, niż takiego, jak ze snu.
Cholera!
Miałam
o tym nie myśleć! Próbowałam odgarnąć tę myśl, po opanowaniu
sytuacji,
pozwoliłam
sobie kontynuować.
-
A po drugie... no może... ale co z tego?! Robię to dla ich dobra.
-
Z pewnością.- pokiwał znacząco głową.- To wspaniale, że tak
dbasz o życie
innych.
Szkoda, że o swoje się tak nie troszczysz.
Chłopak
się zaśmiał, kiedy zobaczył moją zdumioną minę.
-
Że niby ja? A czemu tak sądzisz?
-
A kto tu skakał z czubka drzewa Thalii dwa dni temu?
No
dobra, teraz jak o tym myślę, to nie był wcale taki mądry pomysł,
ale udało
mi
się. To, że poszłam w kimkę jest normalne, kiedy jednego dnia
zbyt często
korzysta
się z takiej linii podróży. Z resztą, im dłużej będę ćwiczyć,
tym
lepiej
będzie mi to szło i nie zasnę następnym razem.
-
A pamiętasz może przez kogo się tam znalazłam?- zpapugowałam
jego pozę i minę.
-
No dobrze... niech ci będzie, jest remis. A właśnie...
Nie
zdążył dokończyć. Roxy przyleciała na swoich Hermersach . O
mało nie zabijając się o ogrodzenie wylądowała z przytupem przed
nami.
-
Angela, musisz mi w czymś pomóc.- mówiła z desperacją.
-
A co się dzieję, pali się czy co?- zmarszczyłam brwi, zauważyłam,
że w dłoni
mocno
ściska kawałek papieru.
-
Mogę ci ją zabrać na jakiś czas?- zwróciła się do bruneta. On
niechętnie
przytaknął.
-
Dziękuję, chodź!- pociągnęła mnie za sobą.
Zaciągnęła
mnie pod Wzgórze Herosów. Jak dobrze, że nie kazała mi wspinać
się na samą górę. Włożyła mi do ręki kartkę.
-
Znalazłam to pod drzwiami. Jakimś cudem jeszcze nikt z mojego
rodzeństwa
tego
nie przechwycił.
-
Co to?
-
Po prostu przeczytaj.
Kartka
była strasznie pomięta, jednak dało się rozczytać wiadomość na
niej
napisaną.
Zaświtało
mi. Takie komplementy mogły być tylko od jednej osoby. Na dodatek
były
też inne ślady, że to ten, a nie inny chłopak to napisał.
Musiałam je
szybko
zamaskować, aby moja przyjaciółka nie mogła zgadnąć kim jest ów
„tajemniczy
wielbiciel”.
-
Na Hadesa, Roxy... o to cały ten krzyk? To świetna wiadomość.
Roxy
spojrzała wymownie w niebo, jakby szukała pozostałości mojej
inteligencji.
Przepraszam bardzo, aż taka głupia nie jestem! Ja po prostu nie
rozumiem
o co tyle nerwów.
-
Angela, przecież wiesz jakie są moje stosunki z chłopakami! To
niemożliwe,
żeby
ktoś mnie zaprosił! Może któryś z moich braci robi sobie ze mnie
żarty?
-
Nie sądzę... oni za ofiarę dowcipu wzięliby jakąś naiwną
dziewczynkę, na
przykład
jakąś córeczkę Afrodyty.- mówiłam w zadumie, dokładnie
przyglądając się
kartce.-
Poza tym, jesteś fajną dziewczyną, więc nie rozumiem, czemu tak
się
dziwisz.
-
Teraz nie wiem, czy mam przyjść w to miejsce, czy może jednak
nie.- rzekła
zrezygnowana,
jakby wcale mnie nie słuchając.
O
nie kochana, tak łatwo mi nie zrezygnujesz!
-
A czemu nie?
-
A co, jeśli ta osoba mnie wystawi? Z kim wtedy pójdę? A co jeśli
to osoba,
której
nie znam lub, co gorsza,nienawidzę?
-
Czemu obstawiasz najgorsze możliwości? Skoro napisał ci coś
takiego, to
znaczy,
że przyjdzie.
-
Może powinnam to dać komuś od Ateny, aby poddał analizie? Może
będą jakieś
odciski
palców?- powiedziała, oceniając w głowię skuteczność tej
czynności.
O
rany, robi się gorąco. Nie mogę do tego dopuścić!
-
Myślisz że znajdą na to czas? Z resztą, czemu się tak boisz?-
znalazłam
pierwszą,
lepszą wymówkę. Po minię Roxy uznałam, że udało mi się ją
przekonać
moim
argumentem. Ale chyba nie na długo.
-
Nie lubię nie wiedzieć co mam robić.
-
To ja ci powiem, co masz zrobić.- objęłam ją jednym ramieniem.-
Pójdziesz
tam
i dasz się miło zaskoczyć. Nie masz nic do stracenia.-
uśmiechnęłam się do
niej.
-
Dobrze, dziękuję Angela- uścisnęła mnie.- Masz tą kartkę. Jak
wpadniesz na
jakiś
trop, to daj znać.- włożyła mi do ręki liścik.
-
W porządku, pójdę nad rzekę. Może tam zaznam chociaż trochę
spokoju.-
westchnęłam
i rozdzieliłyśmy się. Ona poszła w stronę kompleksu domków, a
ja
nad
wodę.
Było
za chłodni na kąpiel, z tego powodu mało osób szwendało się w
pobliżu.
Leciutkie
fale obijały się o brzeg. Postanowiłam usiąść na drewnianym
pomoście.
Za jakiś czas i tam musiałam wracać. Czekały mnie przygotowania
na
ten
cały bal.
-Dziewczyny
i ich problemy.- powiedziałam do siebie, po czym prędko się
skarciłam.
Angela, nie gadaj do siebie.
I
znowu to robię! Eh...
Musiałam
poważnie się zastanowić nad tym, co się dzieję dookoła. Czemu
muszę
być
takim dziwadłem? Wszystko idzie mi dobrze, aż za dobrze! Wczoraj te
duchy,
miałam
wezwać tylko jednego, a co zrobiłam? Oczywiście z buta zaprosiłam
ze
sto
tych zjaw! Robiłam to automatycznie, bez zastanowienia. Nico nie
musiał mi
mówić
co mam zrobić, aby mi wyszło. I te plecaki. Może to właśnie
Hades mi je
podrzucił?
I kto właściwie mnie uratował przed wilkami tamtej nocy, kiedy
uciekałyśmy
z mamą? Eh, już nie wiem. To wszystko jest jakieś bez sensu...
Z
błogiego stanu przebudzili mnie chłopaki, a mianowicie syn Apolla i
dziecko
Hekate.
-
Tu się podziała nasza śpiąca...
-
Czy na prawdę nie mogę chwilę sobie podumać!?- wrzasnęłam. Moi
przyjaciele
odskoczyli
iz zrobili minę, jakby przed chwilą zobaczyli minotaura ubranego w
sukienkę
baletnicy.
-
Nie musisz tak krzyczeć, już sobie idziemy. Chciałem tylko
podziękować.-
rzucił
w pośpiechu Austin.
Westchnęłam,
nie powinnam tak reagować. To, że potrzebuję samotności to wina
mojego
charakteru, a nie ich.
-
Przepraszam.- gorzko się uśmiechnęłam.- Nie chciałam wyjść na
taką jędzę, na
jaką
wyglądam.
-
Jak widać, nie wyszło.- odpyskował Robin z tym swoim uśmieszkiem.
Już miałam
mu
coś powiedzieć, kiedy wtrącił się złotowłosy.
-
Dobra, dobra, wystarczy.- stanął między nami.- Jak już mówiłem.
Dziękuję.
Jego
uśmiech mówił wszystko. Odwzajemniłam go.
-
Polecam się na przyszłość.- puściłam mu oczko.
-
No, to może teraz ty się pochwalisz?- zrobił zaczepliwy ruch
brwiami.
-
A niby czym?- skrzywiłam się. A co mogłam jeszcze takiego zrobić?
-
Słyszałem, że ciebie jakiś syn Afrodyty zaprosił. No, no...-
zagwizdał
szczerząc
się do mnie złośliwie.
-
Syn Afrodyty?- Zapytał Riri z podniesionymi brwiami.
-
Na Hadesa... - podniosłam ręcę w geście poddania.- To nic
wielkiego. Justin
jest
w porządku.
-
Justin (nazwisko)?- naraz zapytali. O co im chodzi?!
-
No, a kto? On tylko tak po przyjacielsku. Nic z tego nie wynika, z
resztą,
co
ja wam się będę spowiadać?- odpowiedziałam niedbale i zwróciłam
twarz w
stronę
jeziora. Zimny powiew wiatru musnął moje policzki i zmierzwił
włosy.
Austin
nie chciał wziąć tego do świadomości, dlatego ciągnął dalej.
-
Akurat.- prychnął.- Wczoraj aż się ślinił na twój widok.
Rany,
jaki upierdliwy nagle się zrobił! Snuje swoje teorie, błądząc w
gąszczu
fałszywych
domniemań. Aż mi się go szkoda zrobiło.
-
Kto by chciał takiego upartego konusa?- zaśmiał się Robin.
Odwróciłam
się w jego stronę. Czerwony jak burak brunet śmiał się w
najlepsze.
Mnie
do śmiechu wcale nie było.
-
Słuchaj no! Ty tu lepiej uważaj. Taki "konus" może ci
wiele
krzywdy
narobić. Miło mi, że ktoś raczył zwrócić na mnie uwagę i mnie
zaprosić.
To wszystko.
-
Czyli zgadłem!- wyznał z satysfakcją syn Apolla.
-
Otóż nie, jesteś w błędzie.- zgasiłam jego iskierkę nadziei
bolesnym
faktem.-
Jeżeli już, to ja miałam rację co do ciebie i Sophie.
Po
obdarowaniu go szczerym uśmiechem, Austin lekko się zarumieił, ale
go
odwzajemnił.
Robin jakby spoważniał.
-
Bo oczywiście ty zawsze masz rację.- rzekł po chwili, kiedy
opanował swój
atak
śmiechu.
Coś
mi się w jego tonie nie podobało. Mówił z sarkazmem, ale teraz
powiedział
te
słowa z inną intencją, niż zwyklę. Może nawet złośliwie.
Chciał mnie
podrażnić,
ale raczej nie dla zabawy. Podeszłam do nich bliżej. Teraz to
wyczułam.
Minimalna, ale jednak, fala negatywnych emocji. Ten znowu się
dziwnie
uśmiechnął. Miałam dosyć.
-
Gorzej ci?- Zapytałam ironicznie, nawet gniewnie. Austin od razu to
wyczuł,
chciał
się odezwać, ale miałam zamiar kontynuować.- Ah, rozumiem, czyżby
naszemu
Riri'emu dał ktoś kosza?
Na
te słowa niemal od razu poczułam większą falę złości. Jednak
jego twarz
zachowywała
stoicki spokój. Majstersztyk, to trzeba przyznać.
-
Nie, tylko w prost nie mogę uwierzyć, że tak dałaś się nabrać.-
pokiwał z
niedowierzaniem
głową.
-
Na co nabrać?- starałam się opanować. Nieznacznie się oddaliłam,
aby jego
negatywne
emocje miały na mnie jak najmniejszy wpływ.
-
Na sztuczki dzieciaków Afrodyty. Oni używają tak zwanej czaromowy.
Owijają
ludzi
wokół paluszka. Myślałem, że jesteś na tyle bystra, że to
zauważysz.-
wyznał,
tym razem w jego głosie nie było złości, ale zawiść.- Jednak
nie
miałem
racji.
Nie
mogłam tego dalej słuchać.
-
Ej, tylko bez nerwów, kochani.- przemawiał Austin, machając
uspokajająco
rękoma.-
Nie ma o co się żreć.
Żadne
z nas nie chciało tego tak sobie zostawić.
Byłam
zła na niego, na ten jego cholernie spokojny wyraz twarzy, na to, że
tak
powierzchownie
ocenia ludzi i na jego irytujący ton głosu.
-
On nie jest typowym dzieckiem tej bogini. Ja po prostu się cieszę,
że nie
tylko
wy mnie tu lubicie, ok? Czy to jest takie trudne do zaakceptowania?-
wycedziłam
przez zęby.
-
Dobra, tylko się nie zdziw.
Rozgoryczony
odszedł, nie pozwalając mi odpowiedzieć. Austin chciał już
zawołać
za nim, ale się pochamował. Nie chciał drażnić tematu.
-
Spokojnie. Przejdzie mu.- wysilił się na pocieszający ton.
-
Możliwe.- powiedziałam, jednak mało przekonana. Robi jest uparty
jak osioł.
Nic
do niego nie przemówi.- Zmywam stąd, muszę się przyszykować.
Tobie też
radzę.
Musisz zrobić dobre wrażenie na Sophie, prawda?- zmusiłam się do
uśmiechu.
-
No tak, do zobaczenia.
Chciałam
wolnym krokiem wrócić do domu, jednak moje ADHD znowu się
uaktywniło.
Popędziłam,
ile sił w nogach.
------------------------------------------------------
To
wszystko na dzisiaj.
Następny
rozdział będzie prawdopodobnie dopiero po powrocie, czyli w ostatni
weekend sierpnia. Pozdrowionka ;)
Teddy
Pierwsza! Lecę czytać
OdpowiedzUsuńAna2003
Czemu mam nadzieje że Riri ma racje co do Justina?
OdpowiedzUsuńTy jedziesz do Chorwacji ja z niej wróciłam i było super tylko że ja byłam w zimnym okresie w którym temperatura wynosiła ponad 45 stopni :)
Rozdział super jak zwykle zresztą:)
Sorry za długość koma ale nie mam czasu
Miłych wakacji i weny
Ana2003
Dziękuję :)
UsuńW następnym rozdziale wszystko się rozwinie, cierpliwości ;)
JEEEJ POWRACAJA ROZDZIALY CO TYDZIEN!!! *-*
OdpowiedzUsuńCzyzby.... a jednak sie nie odzywam bo moze ktos sie nie domysla... xD
I tak przy okazji...
STOOO LAT, STOOO LAT, NIECH ZYJE ZYJE NAM!!!
Wszystkiego najlepszego, wesolego i pelnego przygod ostatniego miesiaca wakacji, i najwazniejsze - duuuuuzo weny bo ja chce rozdzialy!!! ^-^
Iza ;)
Dziękuję bardzo za życzenia, aż mi się ciepło (i tak jest gorąco o.O) na serduchu zrobiło :)
UsuńPo wakacjach rozdziały będą systematycznie, chyba, że będę miała grubo w szkole. Wiesz, 3 gim, te całe egzaminy i te sprawy xD
Pozdrawiam! :D
Hahahha, kocham Fall Out Boy, fajnie, że nawiązałaś do tego :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Riri nie ma racji co do Justina, wydaje się być okej. No i szkoda wtedy byłoby mi Angeliki...
To takie z góry wszystkiego najlepszego :)
Także byłam na Chorwacji, ale 2 lata temu. Jest tam cudnie <3 Gdzie dokładnie jedziesz?
Zapraszam do mnie: http://amanna-crua.blogspot.com/
UsuńJeden z moich ulubionych zespołów ;)
UsuńJedziemy do Dalmacji, okolice Trogiru. Jadę już 3 raz :D
Wcześniej podpisywałam się jako Ana2003.
OdpowiedzUsuńdopiero dzisiaj założyłam bloga i chciałam na niego serdecznie zaprosić
http://wszystkojestmozliw.blogspot.com/
Super! Życzę powodzenia w przygodzie z blogiem, już lukam ;) Pozdrowienia z Chorwacji :D
UsuńDzięki za pozdrowionka. Dzieki za koma na moim blogu. Już na niego odpisałam ale straciłam na to wiele cierpliwości - trzy razy mi się usunął!!!!!
UsuńDobra, już się nie wyżalam
Ana2003
Zamiast czytać od początku od razu zaczęłam od najnowszego 😂😂
OdpowiedzUsuńZaciekawiła mnie ta historia i fabuła :)
Idę czytać od początku teraz sobie nie odpuszczę 1!!!
Http:// girlofshadows13.blogspot.com
Zapraszam :)