piątek, 7 sierpnia 2015

Angelika i Obóz Herosów rozdział 11: " Strzał w dziesiątkę"

 
Hej Miśki :*
Mała niespodzianka, rozdział pojawia się w piątek, a nie w sobotę czy w niedzielę. A czemuż to? To dlatego, że w sobotę mam plany i będę się pakować na wyjazd do Chorwacji :D! W niedziele natomiast mam urodziny ^^
Zauważyłam, że niedługo wybije 2000 wyświetleń. Bardzo się cieszę, dziękuję wam! I bardzo was proszę, jak czytacie, to napiszcie komentarz. Miło mi się je potem czyta :)
------------------------------------------------------------

Po wczorajszym festynie ciężko było mi zasnąć. Te emocje, wspomnienia zostaną
ze mną na zawsze. Poznałam sporo fajnych herosów, którzy pewnie już zapomnieli o dawnym strachu przede mną.
Występ wielkich herosów z przepowiedni, to był dopiero odjazd! Czułam się niczym na koncercie Fall Out Boy, ponieważ jako ścieżkę
dźwiękową wybrali właśnie jeden z ich utworów. Oczywiście mam na myśli moją
ulubioną piosenkę: "My Songs Know What You Did In The Dark (Light'em
Up)" (Rany, nie mogli wpaść na pomysł, napisania krótszego tytułu xD). Percy kontrolował wodę, tworząc ciekawe kształty, które szybko się zmieniały w to jeszcze
bardziej interesujące od poprzednich. Jason wezwał pioruna i o mało co nie zleciałam na tyłek z wrażenia. Leo w refrenach dawał wspaniały pokaz
strzelając jasnymi płomieniami. Frank zamienił się w lwa, potem w
niedźwiedzia, następnie w orła, a ja kątem oka widziałam, jak Hazel skacze i
wykrzykuje jego imię. Niesamowita zabawa, a dzisiaj zapowiadało się równie
ciekawie.

Na śniadaniu był krótki apel dotyczący dalszego planu dnia.
- Jak wiecie, w ramach ostatniego dnia jest impreza na plaży. Spotykamy się od razu na miejscu. Chcę, aby każdy w niej uczestniczył i dobrze się bawił. Dzisiaj macie też czas na zaproszenia. To tyle na dzisiaj. Smacznego!

- Jakie zapraszanie?
- To taka tradycja.- Odparł Nico.- Chłopaki zapraszają dziewczyny na tą
"zabawę"- zakończył z ironią w ostatnim słowie. Coś mi się zdaję, że
czarnooki nie przepada za takimi imprezami.
- Pf, bo mnie na pewno ktoś zaprosi! Uwaga, już to widzę.
- Nie przesadzaj, Angelika. Na pewno ktoś cię zaprosi, nie ma dwóch zdań.-
poklepała mnie po plecach Hazel. Iskierki w jej oczach mówiły, że nie widzi
innej możliwości.
- A weź! Kto by mnie tam chciał?
Oboje wymienili znaczące spojrzenia. Byli innego zdania. Uznałam, że nie będę dalej ciągnąć tematu i skończę swój posiłek.

* * *

Nie mogłam przywyknąć do tak sporej ilości czasu wolnego. Poszłam poćwiczyć
strzelanie z łuku. Coraz lepiej mi to wychodziło. Wystrzelona z całą siłą
strzała trafiała w sam środek wyznaczonego celu.

Tym razem strzelałam do manekinów przypominających różne stwory. To nowy
pomysł dzieci Hefajstosa. Sztuczne potwory wyglądały przerażająco podobnie do
tych prawdziwych. Trzeba było na głos powiedzieć z jakim monstrum chce się
poćwiczyć, a następnie poczekać, aż polecenie dotrze do tysięcy malutkich
trybików i je wykona. Jeśli chciało się zakończyć, mówiło się "koniec". Bardzo proste do ogarnięcia.
Takich manekinów na chwilę obecną jest cztery, ekipa z domku numer 9
udoskonala projekt w bunkrze ukrytym w lesie. Kiedyś się tam przejdę.

- Pomyślmy, może tym razem zmierzę się z...
Nie zdążyłam dopowiedzieć, prowadzony przeze mnie monolog przerwał znajomy
skądś głos.
- Może harpię?
Odwróciłam się, za mną stał Justin Grave, syn Afrodyty, o którym mówił Simon. miałam okazje lepiej go poznać na wczorajszym festiwalu. Z niego jest całkiem w
porządku chłopak. Zawsze dopisywał mu humor. W jego błękitnych oczach
dostrzegłam skaczące iskierki. Szybkim ruchem głowy odgarnął gęstą blond
grzywkę z czoła.
- O, wybacz, nie zauważyłam cię.- przyznałam lekko speszona, ponieważ z
przyłapał mnie na rozmowie do samej siebie.- Nie wiedziałam, że strzelasz z
łuku.
Spojrzał na swój oręż, następnie na mnie. Trzeba było mu przyznać, na pierwszy
rzut oka widać, że jest dzieckiem Afrodyty.
- Do niedawna władałem mieczem, ale uznałem, że to nie dla mnie. Za to
strzelanie idzie mi całkiem dobrze, ale muszę jeszcze ćwiczyć.
Jego łuk był wykonany z jaśniejszego drewna niż moja broń. Sprawiał wrażenie
lżejszego i dłuższego. Na plecach Justina wisiał kołczan z około dwoma
tuzinami strzał. Starannie wykonane lotki mieniły się w słońcu, tak samo, jak idealnie ułożone włosy ich właściciela.
- W porządku, zobaczymy co potrafisz.- Odwróciłam się do niego plecami.-
Harpia!- wydałam krótkie polecenie maszynie, stojącej przede mną.

Z niewielkiego metalowego pudełeczka wyłonił się pierzasty potwór. Wzbił się w
niebo na wysokość kilku metrów. Ćwiczyłam już raz z tym urządzeniem, więc
wiedziałam, że ta "bestia" nie rzuci się na mnie i nie zrobi mi
krzywdy.
- To co? Gotowy?
- Oczywiście.
Przymierzył się do strzału, puścił pierwszą strzałę. Jej grot utknął w
skrzydle, ale nie przeleciał na wylot. Druga trafiła prosto w serce potwora.
Harpia zareagowała na to głośnym krzykiem i zaczęła miotać się na różne
strony, utrudniając trafienie. Trzecia strzała trafiła w drugie skrzydło, a czwarta przebiła głowę uskrzydlonego dziwoląga.
- W porządku, nie jest tak źle, potem ci dam wskazówki.- powiedziałam bez
uznania. Nie chciałam, żeby zaczął się chełpić. Dzieci bogini piękności mają ku temu skłonność.
- Teraz ty spróbuj, zobaczymy jak tobie pójdzie.- namawiał. Sądził, że
spudłuję i będzie miał okazję się wywyższyć.

Nie trzeba było zachęcać mnie ponownie. Płynnym ruchem wyjęłam strzałę i
nałożyłam ją na cięciwę. Puściłam jedną i bez dalszego zastanawiania wyjęłam
następną i powtórzyłam procedurę. I tak jeszcze jeden raz. Każda strzała
trafiła tam, gdzie chciałam. Jedna trafiła w pod gardłem, druga wbiła się w
drewnianą strzałę blondyna, a trzecią przekłułam paskudzie oko. Automat wydał
jęk boleści. Justin wydał zduszony okrzyk pełen podziwu.
- Jak ty to zrobiłaś?- zapytał zdumiony, drapiąc się po czuprynie. To w nim właśnie było fajne, nie dbał tak o wygląd włosów, jak reszta jego rodzeństwa.
- Normalnie, na spokojnie.- wzruszyłam ramionami.- Zauważyłam, że ty za słabo
naciągasz cięciwę. Spróbuj.
Chłopak pociągnął za nią. Tak jak powiedziałam, zrobił to zbyt lekko, przez to
strzała leciała z mniejszą mocą.
- Mocno, nie bój się!
Napiął mięśnie prawej ręki. Udało mu się zrobić to tak, jak należy.
- Dobrze, następnym razem groty głębiej się zatopią, przebijając się przez
grubą skórę potwora.
- Dzięki, na prawdę jesteś w tym świetna. Na dodatek zachowujesz się jak
stuprocentowa łowczyni Artemidy.- zaśmiał się.
- Dlaczego?
- Ponieważ z twojego wyrazu twarzy wynika nietolerancja chłopaków.
Na to zdanie parsknęła śmiechem.
- Doprawdy?- zapytałam z ironią- Za to ty nie zachowujesz się jak syn
Afrodyty, tylko jak dziecko Hermesa.
- A to niby czemu?- skrzyżował ręce na piersi.
- Ponieważ zamiast nokautować wszystkich swoimi przechwałkami, ty wolisz
wykorzystywać do tego swoje słabe poczucie humoru.- odparłam z uśmiechem,
dając mu do zrozumienia że to wcale nie miało być obraźliwe.
- Może teraz taki nie jestem, ale gdybyś poznała mnie wcześniej! Taki ze mnie
był laluś, aż żal za tyłek ściska.
- Słyszałam. Simon mi opowiadał o tobie.
Na te słowa, iskierki w jego o oczach jakby nieco przygasły. Wystrzeliłam jedną
strzałę w kierunku harpii. W kołczanie zostały mi tylko cztery strzały, ale
dzięki jego magicznym właściwością po wykorzystaniu wszystkich pocisków, one
same pojawiały się w pojemniku.
- Simon...- mówił, jakby w transie.- w sumie to dzięki niemu zawdzięczam tą
przemianę... oraz niezłą śliwę pod okiem.
- Siła wyższa, Justin.- przyznałam z gorzkim uśmiechem.- Ty pewnie powinieneś
coś o tym wiedzieć.
Po chwili myślenia zrozumiał o co mi chodziło.
- No tak, pewnie sądził, że podrywałem Roxy.
- A nie podrywałeś?
- Nie.. no może trochę- uśmiechnął się do siebie.- Roxy jest dla mnie jak
siostra. Parę komplementów ode mnie usłyszała, ale nie chciałem, aby to tak
zostało odebrane. Kiedy dostałem od niego lanie, nie rozmawiałem z nim aż do
teraz. Chciałbym, aby wszystko mogło wrócić do normy.
- To weź go namówi, aby ją zaprosił.
- Myślisz, że posłucha?- spytał zrezygnowany.
- Jak mu wszystko wyjaśnisz, to może ci się uda.
- Wątpię, ale spróbuję.
Zaczynało robić się późno, chciałam już wrócić do domu. Rozkazałam myślami,
aby strzały zniknęły (niedawno odkryłam jak to działa), na co tamten zaniemówi.
- One znikają, jak tylko o tym pomyślę.- zwięźle wytłumaczyłam.- Fajnie się
strzelało, ale muszę iść.
- W porządku, to cześć.- uśmiechnął się do mnie a ja zaczęłam się oddalać. Po
krótkiej usłyszałam wołanie i odgłos biegu.
- Angela!- krzyknął Justin
- Tak?
- Bo ja tak teraz się zastanawiałem, może będziesz miała ochotę pójść ze mną
na tą imprezę?

Tym to mnie koleś zamurował. Przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. On
jest bardzo miły, ale nie sądziłam, że mnie zaprosi.
- Ja? O rany, zaskoczyłeś mnie.- wydukałam zakłopotana- Ok, pójdę z tobą.
- To super.- uśmiechnął się promieniście.
- Ale... mam to rozumieć jako...
Justin zaczął przecząco kręcić głowę.
- Dziwne ze mnie dziecko Afrodyty, nie zależy mi na podrywach. Wiem, to trochę
głupie, ale na prawdę taki nie jestem.
Uśmiechnęłam się, znałam to uczucie bycia "innym". To nie jest wcale
takie proste żyć, kiedy wiesz, że nikt nie toleruje twojej inności.
- Wiesz, lepszy taki syn Afrodyty, niż totalny plastik.
Chłopak odwzajemnił mój uśmiech.
- Dzięki, to do zobaczenia, ja jeszcze poćwiczę.
- Dobra, pamiętaj o tym, co ci mówiłam.- przypomniałam blondynowi.- musisz przykładać do tego więcej siły.
- W porządku, jeszcze raz dziękuję.
Pomachał na do widzenia i pobiegł ćwiczyć dalej.

* * *

- Mam zaprosić Sophie?- spytał zdziwiony Austin, przeglądając kartoteki
pacjentów. Wiem, to niegrzeczne, że przerywam mu pracę, ale nie chcę, żeby
było za późno. Bo przecież każdy mógłby go ubiec.
- Yhym- mruknęłam potwierdzająco.
Na pewno mi się nie przewidziało! Austin zaczął się rumienić!
- No... nie wiem czy to dobry pomysł...
- To bardzo dobry pomysł!- pociągnęłam go za ramię i stanęłam na palcach, aby
sięgnąć mu do ucha. Wyszeptałam.- Oj przecież wiem, że Sophie ci się podoba.
Syn Apolla odepchnął mnie i w tym momencie był już tak czerwony, że można go
pomylić z dużym pomidorem. Poprawił spadające okulary. Nadal miał zasłonięte
jedno oko, zaczęłam się zastanawiać dlaczego chce je ewidentnie schować. Tak
śmiały, a taki wstydliwy w stosunku do koleżanki. Słodkie.
- Oj przestań! Przepraszam muszę się spieszyć.
Szybkim marszem przeszedł cały korytarz i wpad do jakiegoś pokoju.

Kurde, tak bardzo chcę im pomóc, a on tego nie rozumie. Trudno, nasiono
zasiane, trzeba poczekać, aż wykiełkuje.


No i nasza sadzonka urosła. Po obiedzie Austin powiedział Sophie, że chce z
nią pójść. Zadowolona Sophie po obiedzie dopadła mnie po drodze do domku
Hadesa.
- Wiesz, że Austin zaprosił mnie na tą dyskotekę?
Jej głos nie krył szczęścia, zielone oczka błyskały z radości. Bawiła się
szelkami od spodni.
- Gdzieś obiło mi się o uszy.
Musiałam użyć całej siły woli, aby schować uśmiech, jednak patrząc na nią, było
to niewykonalne.
- Fajnie, przynajmniej nie pójdę sama.
Jakoś nie chciałam wierzyć, że to jedyny powód jej euforii.
- A ty z kimś idziesz?- zmieniła temat.
- Justin mnie zaprosił. Ten syn Afrodyty. Tak po przyjacielsku, nic wielkiego.
- Fajnie, tylko uważaj na jego rodzeństwo, to strasznie wredne szmiry.-
machnęła ręką. Jestem pod wrażeniem, to było jedno z jej największych wyzwisk
od czasu rozdania prezentów.- Ej! Może chcesz pójść ze mną na pole truskawek?
- Wiesz, za bardzo nie mam ochoty, najchętniej położyłabym się. Muszę trochę
podumać.
Tylko moi przyjaciele wiedzą, że jak czegoś nie chcę, to nie dlatego, że mam
kiepski humor albo się z kimś pokłóciłam. Ja po prostu czasem muszę odpocząć,
oni to rozumieją.
- Ok, to cześć. Do zobaczenia na imprezie!
Podskakując, rozradowana pobiegła w stronę pól.

Już byłam na werandzie, kiedy przywitał mnie Robin. Usłyszałam charakterystyczne skrzypienie desek.
- Hej Angela, słyszałem już o Austinie i Sophie.

Uśmiechnęłam się do siebie. Dobra robota, Angela!
- Ja też. Strasznie się cieszę.
Robin jak zwykle skrzyżował ręce na piersi i pokazał jeden ze swoich typowych
uśmieszków.
- Czyżbyś maczała w tym palce, kudruplu?
To pytanie było pytaniem raczej retorycznym.
- Po pierwsze, Riri, nie jestem wcale kurduplem. Są niżsi ode mnie.
Na chwilę przerwałam, z równowagi wyprowadziło mnie jego rozbawienie. Jednak
dobrze, że widzę go takiego uśmiechniętego, niż takiego, jak ze snu. Cholera!
Miałam o tym nie myśleć! Próbowałam odgarnąć tę myśl, po opanowaniu sytuacji,
pozwoliłam sobie kontynuować.
- A po drugie... no może... ale co z tego?! Robię to dla ich dobra.
- Z pewnością.- pokiwał znacząco głową.- To wspaniale, że tak dbasz o życie
innych. Szkoda, że o swoje się tak nie troszczysz.
Chłopak się zaśmiał, kiedy zobaczył moją zdumioną minę.
- Że niby ja? A czemu tak sądzisz?
- A kto tu skakał z czubka drzewa Thalii dwa dni temu?
No dobra, teraz jak o tym myślę, to nie był wcale taki mądry pomysł, ale udało
mi się. To, że poszłam w kimkę jest normalne, kiedy jednego dnia zbyt często
korzysta się z takiej linii podróży. Z resztą, im dłużej będę ćwiczyć, tym
lepiej będzie mi to szło i nie zasnę następnym razem.
- A pamiętasz może przez kogo się tam znalazłam?- zpapugowałam jego pozę i minę.
- No dobrze... niech ci będzie, jest remis. A właśnie...
Nie zdążył dokończyć. Roxy przyleciała na swoich Hermersach . O mało nie zabijając się o ogrodzenie wylądowała z przytupem przed nami.
- Angela, musisz mi w czymś pomóc.- mówiła z desperacją.
- A co się dzieję, pali się czy co?- zmarszczyłam brwi, zauważyłam, że w dłoni
mocno ściska kawałek papieru.
- Mogę ci ją zabrać na jakiś czas?- zwróciła się do bruneta. On niechętnie
przytaknął.
- Dziękuję, chodź!- pociągnęła mnie za sobą.

Zaciągnęła mnie pod Wzgórze Herosów. Jak dobrze, że nie kazała mi wspinać się na samą górę. Włożyła mi do ręki kartkę.
- Znalazłam to pod drzwiami. Jakimś cudem jeszcze nikt z mojego rodzeństwa
tego nie przechwycił.
- Co to?
- Po prostu przeczytaj.
Kartka była strasznie pomięta, jednak dało się rozczytać wiadomość na niej
napisaną.

Zaświtało mi. Takie komplementy mogły być tylko od jednej osoby. Na dodatek
były też inne ślady, że to ten, a nie inny chłopak to napisał. Musiałam je
szybko zamaskować, aby moja przyjaciółka nie mogła zgadnąć kim jest ów
tajemniczy wielbiciel”.
- Na Hadesa, Roxy... o to cały ten krzyk? To świetna wiadomość.

Roxy spojrzała wymownie w niebo, jakby szukała pozostałości mojej
inteligencji. Przepraszam bardzo, aż taka głupia nie jestem! Ja po prostu nie
rozumiem o co tyle nerwów.
- Angela, przecież wiesz jakie są moje stosunki z chłopakami! To niemożliwe,
żeby ktoś mnie zaprosił! Może któryś z moich braci robi sobie ze mnie żarty?
- Nie sądzę... oni za ofiarę dowcipu wzięliby jakąś naiwną dziewczynkę, na
przykład jakąś córeczkę Afrodyty.- mówiłam w zadumie, dokładnie przyglądając się
kartce.- Poza tym, jesteś fajną dziewczyną, więc nie rozumiem, czemu tak się
dziwisz.
- Teraz nie wiem, czy mam przyjść w to miejsce, czy może jednak nie.- rzekła
zrezygnowana, jakby wcale mnie nie słuchając.
O nie kochana, tak łatwo mi nie zrezygnujesz!
- A czemu nie?
- A co, jeśli ta osoba mnie wystawi? Z kim wtedy pójdę? A co jeśli to osoba,
której nie znam lub, co gorsza,nienawidzę?
- Czemu obstawiasz najgorsze możliwości? Skoro napisał ci coś takiego, to
znaczy, że przyjdzie.
- Może powinnam to dać komuś od Ateny, aby poddał analizie? Może będą jakieś
odciski palców?- powiedziała, oceniając w głowię skuteczność tej czynności.

O rany, robi się gorąco. Nie mogę do tego dopuścić!
- Myślisz że znajdą na to czas? Z resztą, czemu się tak boisz?- znalazłam
pierwszą, lepszą wymówkę. Po minię Roxy uznałam, że udało mi się ją przekonać
moim argumentem. Ale chyba nie na długo.
- Nie lubię nie wiedzieć co mam robić.
- To ja ci powiem, co masz zrobić.- objęłam ją jednym ramieniem.- Pójdziesz
tam i dasz się miło zaskoczyć. Nie masz nic do stracenia.- uśmiechnęłam się do
niej.
- Dobrze, dziękuję Angela- uścisnęła mnie.- Masz tą kartkę. Jak wpadniesz na
jakiś trop, to daj znać.- włożyła mi do ręki liścik.
- W porządku, pójdę nad rzekę. Może tam zaznam chociaż trochę spokoju.-
westchnęłam i rozdzieliłyśmy się. Ona poszła w stronę kompleksu domków, a ja
nad wodę.

Było za chłodni na kąpiel, z tego powodu mało osób szwendało się w pobliżu.
Leciutkie fale obijały się o brzeg. Postanowiłam usiąść na drewnianym
pomoście. Za jakiś czas i tam musiałam wracać. Czekały mnie przygotowania na
ten cały bal.

-Dziewczyny i ich problemy.- powiedziałam do siebie, po czym prędko się
skarciłam. Angela, nie gadaj do siebie.
I znowu to robię! Eh...

Musiałam poważnie się zastanowić nad tym, co się dzieję dookoła. Czemu muszę
być takim dziwadłem? Wszystko idzie mi dobrze, aż za dobrze! Wczoraj te duchy,
miałam wezwać tylko jednego, a co zrobiłam? Oczywiście z buta zaprosiłam ze
sto tych zjaw! Robiłam to automatycznie, bez zastanowienia. Nico nie musiał mi
mówić co mam zrobić, aby mi wyszło. I te plecaki. Może to właśnie Hades mi je
podrzucił? I kto właściwie mnie uratował przed wilkami tamtej nocy, kiedy
uciekałyśmy z mamą? Eh, już nie wiem. To wszystko jest jakieś bez sensu...

Z błogiego stanu przebudzili mnie chłopaki, a mianowicie syn Apolla i dziecko
Hekate.
- Tu się podziała nasza śpiąca...
- Czy na prawdę nie mogę chwilę sobie podumać!?- wrzasnęłam. Moi przyjaciele
odskoczyli iz zrobili minę, jakby przed chwilą zobaczyli minotaura ubranego w
sukienkę baletnicy.
- Nie musisz tak krzyczeć, już sobie idziemy. Chciałem tylko podziękować.-
rzucił w pośpiechu Austin.
Westchnęłam, nie powinnam tak reagować. To, że potrzebuję samotności to wina
mojego charakteru, a nie ich.
- Przepraszam.- gorzko się uśmiechnęłam.- Nie chciałam wyjść na taką jędzę, na
jaką wyglądam.
- Jak widać, nie wyszło.- odpyskował Robin z tym swoim uśmieszkiem. Już miałam
mu coś powiedzieć, kiedy wtrącił się złotowłosy.
- Dobra, dobra, wystarczy.- stanął między nami.- Jak już mówiłem. Dziękuję.

Jego uśmiech mówił wszystko. Odwzajemniłam go.
- Polecam się na przyszłość.- puściłam mu oczko.
- No, to może teraz ty się pochwalisz?- zrobił zaczepliwy ruch brwiami.
- A niby czym?- skrzywiłam się. A co mogłam jeszcze takiego zrobić?
- Słyszałem, że ciebie jakiś syn Afrodyty zaprosił. No, no...- zagwizdał
szczerząc się do mnie złośliwie.
- Syn Afrodyty?- Zapytał Riri z podniesionymi brwiami.
- Na Hadesa... - podniosłam ręcę w geście poddania.- To nic wielkiego. Justin
jest w porządku.
- Justin (nazwisko)?- naraz zapytali. O co im chodzi?!
- No, a kto? On tylko tak po przyjacielsku. Nic z tego nie wynika, z resztą,
co ja wam się będę spowiadać?- odpowiedziałam niedbale i zwróciłam twarz w
stronę jeziora. Zimny powiew wiatru musnął moje policzki i zmierzwił włosy.

Austin nie chciał wziąć tego do świadomości, dlatego ciągnął dalej.
- Akurat.- prychnął.- Wczoraj aż się ślinił na twój widok.
Rany, jaki upierdliwy nagle się zrobił! Snuje swoje teorie, błądząc w gąszczu
fałszywych domniemań. Aż mi się go szkoda zrobiło.
- Kto by chciał takiego upartego konusa?- zaśmiał się Robin.
Odwróciłam się w jego stronę. Czerwony jak burak brunet śmiał się w najlepsze.
Mnie do śmiechu wcale nie było.
- Słuchaj no! Ty tu lepiej uważaj. Taki "konus" może ci wiele
krzywdy narobić. Miło mi, że ktoś raczył zwrócić na mnie uwagę i mnie
zaprosić. To wszystko.
- Czyli zgadłem!- wyznał z satysfakcją syn Apolla.
- Otóż nie, jesteś w błędzie.- zgasiłam jego iskierkę nadziei bolesnym
faktem.- Jeżeli już, to ja miałam rację co do ciebie i Sophie.
Po obdarowaniu go szczerym uśmiechem, Austin lekko się zarumieił, ale go
odwzajemnił. Robin jakby spoważniał.
- Bo oczywiście ty zawsze masz rację.- rzekł po chwili, kiedy opanował swój
atak śmiechu.

Coś mi się w jego tonie nie podobało. Mówił z sarkazmem, ale teraz powiedział
te słowa z inną intencją, niż zwyklę. Może nawet złośliwie. Chciał mnie
podrażnić, ale raczej nie dla zabawy. Podeszłam do nich bliżej. Teraz to
wyczułam. Minimalna, ale jednak, fala negatywnych emocji. Ten znowu się
dziwnie uśmiechnął. Miałam dosyć.
- Gorzej ci?- Zapytałam ironicznie, nawet gniewnie. Austin od razu to wyczuł,
chciał się odezwać, ale miałam zamiar kontynuować.- Ah, rozumiem, czyżby
naszemu Riri'emu dał ktoś kosza?

Na te słowa niemal od razu poczułam większą falę złości. Jednak jego twarz
zachowywała stoicki spokój. Majstersztyk, to trzeba przyznać.
- Nie, tylko w prost nie mogę uwierzyć, że tak dałaś się nabrać.- pokiwał z
niedowierzaniem głową.
- Na co nabrać?- starałam się opanować. Nieznacznie się oddaliłam, aby jego
negatywne emocje miały na mnie jak najmniejszy wpływ.
- Na sztuczki dzieciaków Afrodyty. Oni używają tak zwanej czaromowy. Owijają
ludzi wokół paluszka. Myślałem, że jesteś na tyle bystra, że to zauważysz.-
wyznał, tym razem w jego głosie nie było złości, ale zawiść.- Jednak nie
miałem racji.

Nie mogłam tego dalej słuchać.
- Ej, tylko bez nerwów, kochani.- przemawiał Austin, machając uspokajająco
rękoma.- Nie ma o co się żreć.
Żadne z nas nie chciało tego tak sobie zostawić.
Byłam zła na niego, na ten jego cholernie spokojny wyraz twarzy, na to, że tak
powierzchownie ocenia ludzi i na jego irytujący ton głosu.
- On nie jest typowym dzieckiem tej bogini. Ja po prostu się cieszę, że nie
tylko wy mnie tu lubicie, ok? Czy to jest takie trudne do zaakceptowania?-
wycedziłam przez zęby.
- Dobra, tylko się nie zdziw.
Rozgoryczony odszedł, nie pozwalając mi odpowiedzieć. Austin chciał już
zawołać za nim, ale się pochamował. Nie chciał drażnić tematu.
- Spokojnie. Przejdzie mu.- wysilił się na pocieszający ton.
- Możliwe.- powiedziałam, jednak mało przekonana. Robi jest uparty jak osioł.
Nic do niego nie przemówi.- Zmywam stąd, muszę się przyszykować. Tobie też
radzę. Musisz zrobić dobre wrażenie na Sophie, prawda?- zmusiłam się do
uśmiechu.
- No tak, do zobaczenia.
Chciałam wolnym krokiem wrócić do domu, jednak moje ADHD znowu się uaktywniło.
Popędziłam, ile sił w nogach. 
------------------------------------------------------

To wszystko na dzisiaj.
Następny rozdział będzie prawdopodobnie dopiero po powrocie, czyli w ostatni weekend sierpnia. Pozdrowionka ;)



Teddy

12 komentarzy:

  1. Pierwsza! Lecę czytać
    Ana2003

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu mam nadzieje że Riri ma racje co do Justina?
    Ty jedziesz do Chorwacji ja z niej wróciłam i było super tylko że ja byłam w zimnym okresie w którym temperatura wynosiła ponad 45 stopni :)
    Rozdział super jak zwykle zresztą:)
    Sorry za długość koma ale nie mam czasu
    Miłych wakacji i weny
    Ana2003

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      W następnym rozdziale wszystko się rozwinie, cierpliwości ;)

      Usuń
  3. JEEEJ POWRACAJA ROZDZIALY CO TYDZIEN!!! *-*
    Czyzby.... a jednak sie nie odzywam bo moze ktos sie nie domysla... xD
    I tak przy okazji...
    STOOO LAT, STOOO LAT, NIECH ZYJE ZYJE NAM!!!
    Wszystkiego najlepszego, wesolego i pelnego przygod ostatniego miesiaca wakacji, i najwazniejsze - duuuuuzo weny bo ja chce rozdzialy!!! ^-^
    Iza ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za życzenia, aż mi się ciepło (i tak jest gorąco o.O) na serduchu zrobiło :)
      Po wakacjach rozdziały będą systematycznie, chyba, że będę miała grubo w szkole. Wiesz, 3 gim, te całe egzaminy i te sprawy xD
      Pozdrawiam! :D

      Usuń
  4. Hahahha, kocham Fall Out Boy, fajnie, że nawiązałaś do tego :)
    Mam nadzieję, że Riri nie ma racji co do Justina, wydaje się być okej. No i szkoda wtedy byłoby mi Angeliki...
    To takie z góry wszystkiego najlepszego :)
    Także byłam na Chorwacji, ale 2 lata temu. Jest tam cudnie <3 Gdzie dokładnie jedziesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do mnie: http://amanna-crua.blogspot.com/

      Usuń
    2. Jeden z moich ulubionych zespołów ;)
      Jedziemy do Dalmacji, okolice Trogiru. Jadę już 3 raz :D

      Usuń
  5. Wcześniej podpisywałam się jako Ana2003.
    dopiero dzisiaj założyłam bloga i chciałam na niego serdecznie zaprosić
    http://wszystkojestmozliw.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! Życzę powodzenia w przygodzie z blogiem, już lukam ;) Pozdrowienia z Chorwacji :D

      Usuń
    2. Dzięki za pozdrowionka. Dzieki za koma na moim blogu. Już na niego odpisałam ale straciłam na to wiele cierpliwości - trzy razy mi się usunął!!!!!
      Dobra, już się nie wyżalam
      Ana2003

      Usuń
  6. Zamiast czytać od początku od razu zaczęłam od najnowszego 😂😂
    Zaciekawiła mnie ta historia i fabuła :)
    Idę czytać od początku teraz sobie nie odpuszczę 1!!!
    Http:// girlofshadows13.blogspot.com
    Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń