Hej
miśki!
WAKACJE!
Rany, tak długo czekałam :D
Rozdział
9 leci na bloga, ale niestety muszę Wam przekazać, że za tydzień
nie będzie kolejnego rozdziału. Będę na obozie, tak naprawdę, to
już dzisiaj wyjeżdżam i łąpię ostatnią chwilę, aby wstawić
bloga :')
Zapraszam
do czytania! :*
-------------------------------------------------------
Wszystko
się po układało. Już nikt nie był przerażony, ale pamiętają
przez kogo się tak bali, więc uważali na mnie. Najważniejsze że
moim przyjaciołom nic się nie stało.
Zjedliśmy
posiłek, potem poszliśmy na wzgórze. Było tam paru herosów,
między innymi Robin, Lucy, Roxy i ten syn Hefajstosa, za którym nie
przepada grupowa domku Hermesa... ale ja i tak wiem swoje. Jeszcze
ich spiknę ze sobą, zobaczycie.
A
propo tej dwójki, właśnie się kłócili. Czeka przede mną ciężka
praca...
-
Ej, chwila! Co tu się dzieję?- wtarabaniłam się w środek
zażartej dyskusji. Wiem, nie mam skrupułów.
Przestali
jazgotać, odezwał się już bardziej opanowany Simon.
-
Każdego roku wybieramy ten sam zestaw bombek i łańcuchów, czemu w
tym roku nie możemy spróbować czegoś nowego?
-
A no dlatego, że ten pomysł jest zupełnie bez sensu! Złoty to
szlachetny kolor, a czerwony świetnie do niego pasuje.
-No
nie... kłócicie się o to, jakie bombeczki zawiesić na choince?!
Oni
chyba wyjątkowo lubili się ze sobą spierać. Rozumiem, chłopak
był zazdrosny o jakiegoś przystojnego syna Afrodyty, dał mu w
papę, a Roxy się nadal gniewa, ale oni kiedyś byli przyjaciółmi,
więc nie rozumiem co to za problem?! Może gdyby ona wiedziała,
dlaczego to zrobił, to byłoby zdecydowanie prościej?
-
To jest najważniejszy okres dla herosów! Święto każdego boga,
trochę jak urodziny, wszystko musi być idealne, a ten się upiera
na jakiejś nowości!
-
Ty to jednak głupia jesteś! Myślisz, że im się to nie znudziło?
-
Przestańcie się na siebie wydzierać, gołąbki! Posłuchajcie mnie
uważnie. Nie ma o co się tu kłócić, pójdźmy na kompromis i
zawieśmy oba komplety.
Popatrzyła
na mnie jak na idiotkę bez gustu. No bo przecież niebieski będzie
się gryzł z czerwonym, ale coś czułam, że chyba mieli coś do
tych gołąbków, o których przed chwilą napomknęłam. Swoje
zmieszane twarze zwrócili do siebie, po czym znowu przekręcili,
wpadając w jeszcze większe zakłopotanie. Może jednak
poskutkowało?
-Dobra,
róbcie co chcecie, ja idę pomóc przy truskawkach.- odwróciła się
i poszła w kierunku pól.
Nie,
chyba nie zadziałało. Szlag by wziął.
-
W porządku, możesz mi wytłumaczyć o co tak naprawdę chodzi?
-
Nie rozumiem pytania.
Chłopak
przeglądał wielkie pudła z ozdobami. Były tylko
srebrno-niebieskie, ale była z nami Alice, córka Iris, bogini
tęczy, więc zmiana koloru łańcuchów nie była dla niej
problemem. Pociągnęłam syna Hefajstosa za sobą, aby nikt
przypadkiem nas nie usłyszał.
-
Co ty odstawiasz?!- pytał z pretensją, szarpiąc się
niemiłosiernie.
-
Przymknij się- syknęłam- chcesz, żeby cały świat dowiedział
się, że jesteś zakochany po uszy w Roxy?
Chłopak
się zaczerwienił.
-
Ale ja wcale nie...
-
Oj dobra, już, cicho bądź.
Usiedliśmy
u podnóża wzgórza, nikogo blisko nas nie było. Mimo zimy, trawa
była soczystozielona i miękka jak puch. Było trochę chłodno, ale
to mi nigdy nie przeszkadzało, gruboskórnemu synowi Hefajstosa
również.
-
Czy wam na prawdę chodzi o jakieś łańcuch na choinkę?- zapytałam
z zażenowaniem.
-
Nie oto chodzi- powiedział oschle.
-
A powiesz mi o co? Byliście przyjaciółmi, co się stało?
-
A ty przepraszam bardzo skąd to wiesz? Ona nie lubi rozmawiać na
mój temat.
-
A skąd ty wiesz, że ona o tobie nie gada, skoro ona cię nie
obchodzi?- nie dawałam za wygraną. Chłopak się trochę zamyślił,
chyba szukał wygodnej odpowiedzi na to trudne pytanie. Oj dobra, ale
przecież to nie kłamstwo! Nie powiedziałam, że to akurat Roxy mi
wszystko wyjawiła. Inna sprawa, że znam tą historię od Lucy,
ale....
-
Zatkało? To będziesz mi tu ładnie śpiewał czy mam ci załatwić
bilet w jedną stronę do Podziemia? Uwierz mi, jestem w stanie to
zrobić.
-
W porządku, powiem, ale przyrzeknij na Styks, że nic nie powiesz
Nishighan.
-
Dobra, ale ty przyrzeknij, że ty jej to powiesz.
-
N-nie ma mowy!- szybko zaprzeczał, teraz przypominał dojrzałego
pomidora.
-
Spokojnie, nie mówię, że masz teraz jej wszystko tłumaczyć. W
swoim czasie, ale że jej powiesz.
Przysięgi
na Styks to norma w świecie herosów. Gdy ktoś składa ową
obietnicę, musi się liczyć z ogromnymi konsekwencjami jej
złamania. Źle kończy taki oszust, oj i to bardzo!
Usiedliśmy
po turecku, twarzami do siebie. Położyliśmy prawe ręce na
piersiach. Podnieśliśmy swoje lewe dłonie ku niebu.
-
Przysięgam na Styks.- równo wypowiedzieliśmy.
-
Interesy z tobą to przyjemność, Panie Smith.- podałam mu rękę
na zgodę
-
Gdybym mógł powiedzieć to samo o tobie...- westchnął i
niechętnie odwzajemnił gest.
-
Dobrze, zacznijmy od początku. Co się właściwie z wami stało?
-
Przyjaźniliśmy się w trójkę: ja, Nishighan i Justin. Gdy
zauważyłem, że chłopak zaczynał się do niej zalecać, to
zwróciłem jemu uwagę.
-
Innymi słowy: dałeś mu w ryj.
-
Nie od razu, najpierw grzecznie uprzedziłem. Zaczęliśmy się
kłócić. Nishighan...
-
Roxy- przerwałam.- tak tej gorącej lasce na imię. Zapomniałeś
czy kuje w język i nie możesz tego wykrztusić?
-
Czepiasz się!- machnął ręką- No dobra... Roxy... zaczęła się
zastanawiać co się stało. Trochę nasza trójka się rozłamała,
Justin nadal próbował ją podrywać, wtedy któregoś pięknego
razu przywaliłem mu, aż się nogami zakrył. Roxy była wścieka, a
ja nie umiałem jej powiedzieć dlaczego to zrobiłem.
-
To wszystko?! Rany, a tyle zachodu. Czemu sam jej wcześniej tego nie
powiedziałeś?
-
Ona jest inna. Nie lubi takich romansidełek.
-
To czemu przejmowałeś się Justinem?
-
Poniosło mnie!
-
Ciszej! - upomniałam.- Słuchaj, myślisz, że dlaczego się ona tak
gniewa?
Simon
podrapał się po swojej brunatnej czuprynie.
-
To pytanie retoryczne? Dlatego, że zdzieliłem jej najlepszego
kumpla.
-
I kto tu jest głupi...- pokręciłam z niedowierzaniem głową. Czy
każdy zakochany jest taki ślepy?- oczywiście, że przez to jest
zła, ale nie wpadłeś na to, że może się gniewać na twoje
milczenie? Może ona wcale nie wie dlaczego się pobiliście. Skoro
wcześniej słabo między tobą a poszkodowanym synem Afrodyty było,
to pewnie Roxy pomyślała, że pobiłeś go zupełnie z innego
powodu.
Zamurowało
go, tak, on serio o tym nie pomyślał.
-
Teraz przepadło, ona mnie nienawidzi.
-
Jeszcze nic straconego, masz idealną okazję, aby to naprawić. Są
Wielkie Dni Bogów, pogódź się z nią, a kto wie...
Poklepałam
go po plecach. Podnieśliśmy się z ziemi. Poszliśmy wolnym krokiem
z powrotem na górę. Lucy i Robin wytrzeszczyli na nas oczy, pewnie
zastanawiali się dlaczego nas nie było i czemu wracamy tacy weseli.
Puściłam oczko do Simona, ten w odpowiedź też do mnie mrugnął.
-
Co tacy zadowoleni?- spytał syn Hekate- O czym tam rozmawialiście?
Spojrzałam
na syna Hefajstosa, bacznie mnie obserwował, chyba nie za bardzo mi
zaufał. W sumie obiecałam tylko, że nie powiem Roxy, nic nie
mówiłam o Robinie, ale nie powiem mu. Niech się teraz chłopak
zastanawia.
-
A nic.
-
Blef, nie umiesz kłamać. No weź powiedz.- nalegał Robin, a się
ciekawski znalazł!
-
Ja nie umiem kłamać?- parsknęłam, bo kto jak kto... ale Ja nie
umiem? On mnie chyba obraża...- Nie ma o czym gadać. Czemu nie
zaczęliście wieszać ozdób? Mamy mało czasu!
-
Ale my nie wiedzieliśmy jaki zestaw powiesić.- odezwała się Lucy.
No
racja, przecież zostawili ten temat i nic nie było wiadomo. Po
chwili podszedł do nas Simon.
-
Może być ten czerwono-złoty- powiedział.
Uśmiechnęłam
się do niego. Pierwszy mały krok dla Simona, wielki krok dla jego
związku! Alice szybkim ruchem ręki zmieniła kolor ozdób i
mogliśmy zabrać się do roboty.
Powoli
się ściemniało, praca szybko szła. Nie miałam niczego do roboty,
dlatego postanowiłam, że pójdę razem z Lucy i Nico pomóc gdzieś
indziej. Już powoli schodziliśmy, kiedy oczywiście musiał
przeszkodzić nam syn Hekate.
-
A ty dokąd?- wystawił ręce w moim kierunku i użył tej samej
kretyńskiej mocy, którą wykorzystywał do zawieszania ozdób na
drzewie. Mimowolnie zaczęłam się oddalać od siostry Roxy i mojego
brata, a przybliżać do szczytu wzgórza.
-
Puszczaj! Nie wolno mi?!- darłam się z całej siły, próbując się
wyrwać z tego podłego... czegoś! Nico wskazał ręką pola
truskawek i powiedział Lucy, aby poszła pomóc siostrze. Mój brat
podszedł do nas
-
Nie wierć się! Odpowiesz na pytanie i cię puszczam.- uśmiechnął
się chytrze.
-
O nie, w takie gierki się nie bawimy! Puszczaj mnie, ty terrorysto
jeden!
Stałam,
w sumie wisiałam, twarzą do niego. Chłopak był o tyle łaskawy,
że uniósł mnie na taką wysokość, żeby moja twarz była na
równi z jego twarzą. Jego kryształowe oczy chciały chyba
wywiercić mi sporą dziurę w czole, udawał takiego poważnego i
myślał że speniam, a nic z tych rzeczy!
-
O czym gadałaś z Simonem?
Raaaanyyyy,
jaki osioł...
-
A ty znowu swoje! Spadaj człowieku, nic ci nie powiem.
Zaśmiał
się, on to się lubi ze mną droczyć.
-
W porządku. Jak nie po dobroci...
Podniósł
ręce do góry. Zaczęłam się unosić coraz wyżej.
-
Może teraz powiesz?
-
Się uparł...- pokiwałam głową- ani mi się śni.
Znalazłam
się na samym czubku drzewa, Robin zatrzymał zaklęcie.
-
To sobie poczekamy!
Uśmiechnęłam
się.
-
Riri! Musisz tu wejść, piękne widoki!- śmiałam się w najlepsze.
Jednak są plusy tego, że się tu znalazłam. Obóz Herosów skąpany
w blasku księżyca. Ludzie powoli zbierali się przy ognisku. Za
jakieś dwadzieścia minut mieliśmy zacząć świętować. Musiałam
stąd jakoś zejść, ale jak?
Ha!
Wpadłam na głupi pomysł ( ile razy jeszcze tak pomyślę?...
jeszcze ze sto?), tylko jak się nie uda, mogę skończyć w
szpitalu, ale warto spróbować. Przeszłam na całkiem grubą gałąź,
zawisłam na niej.
-
Co ty kombinujesz, Angela?- zapytał podejrzliwie Robin. Nico
wiedział, co chodzi po mi po głowie. Dawał sygnał, żebym tego
nie robiła. Dobra, jak jeszcze raz to zrobię, to nic się nie
stanie... chyba.
Zamknęłam
oczy. Wyobraziłam sobie, że stoję obok syna Hekate. Puściłam
gałąź. Usłyszała zduszone krzyki. Wpadłam w cień. Otoczyła
mnie ciemność. Przypominało to stan nieważkości w kosmosie, a
przynajmniej tak mi się zdawało. Po chwili rozbłysło białe
światło, przeszłam przez nie. Udało się. Znalazłam się obok
chłopaka. Zrobił wielkie oczy, podbiegło do nas kilkoro innych
herosów. Chciałam zrobić krok do przodu, ale upadłabym, gdyby
Robin mnie nie złapał.
-
Dobra... a teraz dobranyks wszystki...- nie skończyłam. Zamknęłam
oczy i odleciałam do krainy snów.
Pode
mną nie było podłoża, jakbym lewitowała w białej plamie
światła. Przestrzeń przypominała miejsce, przez które przechodzi
się podczas podróży cieniem, tylko że było o wiele bardziej
jaśniej, przyjemniej. Przede mną rozbłysła jakaś sylwetka. Przez
światło nie mogłam rozpoznać twarzy. Kobieta miała długą do
kostek sukienkę wykonaną z promieni... cała ona była promieniem.
Jej zarys był subtelny. Włosy kołysały się jakby zanurzone w
wodzie.
-
Kochanie.- usłyszałam głos matki.
Posunęłam
się do przodu, z bliska widziałam kontury twarzy, piękne,
delikatne. Jak moja matka.
-
Mamo?
-
Może powinniśmy zabrać ją do szpitala?- tym razem odezwał się
syn Hekate.
-
Robin? - zaczęłam się rozglądać.
-
Wiem, że się martwisz, ale nie ma takiej potrzeby. Zaraz się
obudzi.- powiedział Nico.
Nikogo
oprócz mnie i świetlistej kobiety nie było. Znalazła się bliżej
mnie. Położyła swoją dłoń na czole. Ręka zamigotała,
zamieniając się w rękę Robina. Obudziłam się z głową na jego
kolanach.
-
Wstałam... coś mnie ominęło?- powiedziałam cicho, zaspanym
głosem.
Chłopak
jak poparzony zdjął rękę z mojego czoła. Najpierw był
zaskoczony, potem rozbawiony, następnie na jego twarzy można było
zobaczyć ulgę, ale szybko zmieniła się w złość. Oj bez
przesady! Przecież nie zginęłam! Jestem tutaj, nie? W sumie to tak
naprawdę jego wina. Było mnie nie prowokować!
-
Angela! Co ci wstrzeliło go głowy, żeby to robić!? Co ci
mówiłem?!
-
No... żadnych podróży cieniem... ale Ro...
-
A co ty właśnie zrobiłaś?!- dalej prawił kazania.
-...
podróżowałam cieniem.- powiedziałam z wyrzutami sumienia. Może
nie powinnam tak go straszyć?
Nad
plecami widziałam nachylającego się Nica. Chyba już wszyscy sobie
poszli, bo było już dosyć późno.
-
Mówiłem, że już wystarczy podróży jak na jeden dzie...-
odezwał się, ale szybko ugryzł się w język. Zapomniał, że
Robin miał nie wiedzieć o naszych ćwiczeniach. Ups... zaraz się
zacznie.
Ochrzan
za 3... 2...
-
Czekaj czekaj... ty już wcześniej podróżowałaś cieniem?!
1...
-
Um... taaaak.- szeroko się uśmiechnęłam. Ta sytuacja przypominała
przyłapanie na gorącym uczynku jakiegoś małego dziecka. Miałam
minę mówiącą "Oj tato, przecież wiesz, że to wina mojego
brata, a nie moja...". Nico się nieco odsunął.
-
Angelika! Czy ty do reszty zgłupialaś?! Za pierwszym razem Nico
zemdlał na tydzień!
-
Przecież sam wiesz jaka jestem, nie? Mam dużą moc, a z wielką
mocą przychodzi wielka chętka na drzemkę.- mrugnęłam do brata,
uśmiechnął się do mnie. Czarnooki rozumiał o co mi chodzi, bo
sam często mi tak powtarzał podczas ćwiczeń.- Przecież nic mi
nie jest. Nie krzycz, bo mnie głowa rozboli.
-
Czemu po prostu mi nie odpowiedziałaś na pytanie?
-
Styks... obiecałam, że nie powiem o niczym Roxy.
-
Ale mi możesz powiedzieć. Umiem dotrzymywać tajemnic.- powiedział
poważnie.
-
Ale jesteś uparty.
-
Ty wcale nie lepsza.- wtrącił się brat.
-
Rany, tak to siedzisz cicho, ale jak się już odezwiesz...-
odparłam.- W porządku, ufam wam, wiec mogę wam powiedzieć. Simon
zakochał się w Roxy i umówiliśmy się, że ja nic jej nie powiem,
ale że on sam wyzna jej uczucia.
-
I dlatego skoczyłaś z drzewa?!- mówił z pretensją.
-
Nie krzycz tak! Chciałam się podroczyć. To ty wsadziłeś mnie na
czubek sosny, sama ot tak się tam nie znalazłam. Po co ci było to
wiedzieć?!
Przypomniałam
sobie, że nadal leżę na jego kolanach, trochę głupio się
poczułam.
-
A tak z ciekawości, to trochę było podejrzane, że tak znikacie, a
potem wracacie i nagle humory wam dopisują.
-
Taaaak? Riri detektyw...
-
A ty znowu...- wymownie spojrzał w gwieździste niebo. Nie musiał
kończyć, zrozumiałam.
-
Dobra, chodźmy, bo zaraz się zacznie rozdawanie prezentów.-
podniosłam głowę z kolan niebieskookiego. Czułam się jeszcze
trochę zmęczona, ale i tak jesteśmy już spóźnieni... przeze
mnie.
Spóźniliśmy
się, ale nie za długo. Ognisko już płonęło, w niebo unosiły
się ogromne płomienie, oznaczało to, że dzisiejszego wieczoru
humory dopisywały. Moi przyjaciele trzymali się razem, dosiedliśmy
się do nich.
-
Co tak długo? Choinka was zaatakowała?- zaśmiał się Austin.
-
Można to tak ująć.- spojrzałam z ukosa na syna Hekate. Wykonał
jeden ze swoich debilnych uśmieszków- Ominęło nas coś?
-
Chejron przemawiał, ogólnie to nic ciekawego, poza tym, że podobno
ma dla nas jakąś niespodziankę.
Właśnie
nadszedł czas na ową niespodziankę. Chejron podszedł do ogniska.
-
Moi drodzy! Dzisiaj prezenty będą rozdawane przez specjalnych
gości. Przywitajcie się z herosami z Wielkiej Przepowiedni
Siedmiorga i ich przyjaciółmi!- wskazał ręką za naszymi plecami.
Odwróciliśmy się w tamtym kierunku. W naszą stronę szła grupka
herosów. Nico wstał, uśmiechnął się szeroko jak nigdy i pobiegł
do nich.
-
Nico!- krzyknęła jakaś dziewczyna. W ciemności jedynie mogłam
dostrzec burzę loków. Była niższa od niego, gdybym stanęła obok
niej, to pewnie byłybyśmy na równi. Rzucili się sobie w objęcia,
reszta się do nich dołączyła. Objęci ramionami szli dalej. W
blasku ognia lepiej im się przyjrzałam.
-
Witajcie! Miło ponownie tu wrócić, na początku tego roku
wybraliśmy inne drogi, niezwiązane z obozem, ale cieszymy się z
zaproszenia!- Mówiła jakaś wysoka blondynka. Obejmował ją
czarnowłosy chłopak. Można było się domyśleć, że są parą.
-
Dobra Annabeth, nie musisz się aż tak oficjalnie witać. Cześć
herosi! Jestem Percy Jackson, to jest Annabeth Chase, najpiękniejsza
dziewczyna pod słońcem!- mówiąc to zdanie, obdarzył dziewczynę
soczystym buziakiem w policzek.
-
Glonomóżdżku! Zachowuj się!- Próbowała go od siebie odepchnąć,
śmiejąc się do rozpuku.
-
Siemka dziewczyny! Ja jestem Leo Valdez, najgorętszy chłopak
jakiego świat widział.- Uśmiechnął się zalotnie i wyciągnął
obie ręce, buchnął z nich najprawdziwszy ogień. Wszyscy wydawali
okrzyki zachwytu, ja też. Chłopak o wysokim mniemaniu miał
kręcone, ciemne włosy. W oczach latały mu iskierki, jakby wypił
cztery porcje espresso.
-
No już, nie popisuj się lamusie.- odezwała się dziewczyna z o
karmelowych włosach. Powiedziała to raczej żartobliwie. Poklepała
go po plecach, a ten szybko schował swoje płomyki.- Jestem Kalipso.
-
Ja jestem Jason Grace, zostałem komunikatorem obu obozów. Niektórzy
pewnie mnie nie kojarzą, bo ostatnio dłużej przebywałem w Obozie
Jupiter. A to jest moja siostra, Thalia.- Wysoki blondyn w okularach
wskazał na dziewczynę z krótkimi czarnymi włosami opasanymi
srebrną opaską, trzymającą łuk.- Teraz ja przedstawię
najpiękniejszą dziewczynę pod słońcem...- spojrzał na
czarnowłosego, jego spojrzenie mówiło: „ Ha! I kto tu rządzi,
bro?”. Złapał dziewczynę za rękę i przyciągnął do siebie.
To
był prawdziwy ideał! Nietypowo ścięte włosy, gdzieniegdzie
zaplotła malutkie warkoczyki. Jej piękno polegało na tym, że ona
właśnie WCALE nie starała się być śliczna i dziewczęca. Miała
piękną, brązową cerę. Oczy wyglądem przypominały kalejdoskop,
uśmiechała się do wszystkich serdecznie. Nosiła czerwony,
świąteczny sweter i czarne, przylegające spodnie. Stopy odziała
rozchodzone trampki. Czyżby była córką Afrodyty? Teoretycznie
zupełnie nie przypomina dzieci tej bogini. Tamte wyglądały jak
typowe laleczki barbie, ona zupełnie nie jest do nich podobna, ale
nie sposób było oderwać od niej wzroku.
-
Dziękuję Jason- odezwała się, jej głos działam na mnie jak mód
na serce.- Jestem Piper, od niedawna pomagam Jasonowi.
-
Cześć, jestem Frank Zhang, drugi pretor Obozu Jupiter. Pierwszy
pretor, Reyna Reyna Avila Ramirez- Arellano, niestety nie mogła nas
odwiedzić.- mówił wysoki chłopak o azjatyckich rysach. Miał
niesamowicie wyrzeźbioną posturę, otaczał ramieniem dziewczynę z
loczkami, tą, którą ściskał mój brat. Wyglądali razem uroczo.
-
Jestem Hazel, jestem siostrą Nico. Miło mi was poznać.-
Uśmiechnęła się radośnie. Kolor włosów miała podobny do
włosów Kalipso, złociste, duże oczy i ciemną skórę. Zupełnie
nie widać podobieństwa między nią a synem Hadesa, jednak na
pierwszy rzut oka widać ich więź.
Wszyscy
się rozgościli, Nico zaprosił swoich przyjaciół do wspólnej
rozmowy. Niektórzy znaleźli ze sobą własne języki... i to tak
dosłownie. Austin i Leo zaczęli zasuwać po hiszpańsku. Widać po
ich wyglądzie, że mają latynoskie korzenie. Roxy rozmawiała razem
z Annabeth i Percy. Powiedziała mi kiedyś, że miała przyjemność
ich już wcześniej poznać. Sophie rozmawiała sobie z Piper i
Jasonem. Dziewczyna często chwaliła włosy mojej przyjaciółki, na
co inne dziewczyny od Afrodyty reagowały wzburzeniem. Zawsze
zazdrościły jej fryzury, przezywały ją Roszpunką. Zdecydowanie
bardziej wolę, jak Austin ją tak nazywa. Niedawno wywęszyłam
chemię między nimi. Chyba znowu pobawię się w swatkę.
Nie
mogłam się nacieszyć ich widokiem. To nie byli zwykli półbogowie,
to bohaterowie całego świata.
-
Miło cię poznać Angela.- uścisnęła mnie siostra Nica... moja
siostra.
Leo,
Piper i Annabeth poszli powitać swoje rodzeństwa, reszta została z
nami.
-
Kurcze, nie spodziewałam się tego, że was poznam!- mówiłam z
entuzjazmem.- Wiele o was słyszałam, jesteście niesamowici!
Patrzyłam,
to na nowo poznanych herosów, to na przyjaciół. Wszyscy się
uśmiechaliśmy.
-
Nam też bardzo miło, że możemy poznać nowych przyjaciół
Nica.-powiedział Jason, klepiąc go po plecach.
Na
środek przyszedł Chejron, syn Posejdona ze swoją dziewczyną,
Piper i syn Hefajstosa. Ciągnęli ogromny wór.
-
Czas na prezenty!- krzyknął Percy, do niego podeszła reszta gości.
Zaczęli rozdawać podarki od naszych boskich rodziców. Byłam
bardzo ciekawa co dostanę od Hades.
Najpierw
paczka poszła do Roxy. Otworzyła ją, a w środku były karminowe
trampki ze znakiem Hermesa na kostkach. Dziewczyna wytrzeszczyła
szeroko oczy i zaczęła skakać ze szczęścia.
-
Co cię tak cieszy? Nie wiedziałam, że szalejesz za butami, tak jak
córki Afrodyty- wskazałam na dziewczyny stojące w grupce i
chwalącymi się wykwintnymi sukniami i oryginalnymi kosmetykami
bogini piękności.
-
Nie rozumiesz! To nie są normalne buty! To latające Hermersy!
-
Hermersy? To jakaś kolejna podróbka Conversów?
-
One latają!- mówiła podekscytowana, kładąc nacisk na ostatnie
słowo. Założyła je, idealnie pasowały do jej jeansowych spodni i
czerwonego płaszcza. Nie miała na sobie szalika, bo mnie nim
owinęła, chociaż mówiłam, że go nie potrzebuję, bo jestem
zimnolubem.
Z
butów wystrzeliły dwie pary niewielkich skrzydeł. Dziewczyna
skoczyła do góry i odleciała na wysokość paru metrów. Wśród
obozowiczów zrobił się szum. Dziewczyna robiła salta, piruety,
gwiazdy, a wszyscy zaczęli jej bić brawa, nawet Simon. Wylądowała
na dół, przede mną.
-
Zawsze o takich marzyłam! Mogę latać! Jason!- Śmignęła w stronę
blondyna i oboje jak supermeni wystrzelili ponownie w stronę gwiazd.
Jako
następna prezent dostała Sophie. Demeter podarowała jej dwa
sierpy. Sophie nie była wniebowzięta... kto by był? Nie dziwię
jej się.
-
Super, Roxy ma latające trampki, a ja coś takiego!?- popatrzyła
bezradnie na narzędzia. Ostry fragment był czarny jak mój sztylet,
rączka była ze spirzu, bardzo dobre tworzywa, ale z nich wykonane
praktycznie bezużyteczne narzędzie. Z racji, że Sophie miała moce
związane z roślinami, nie musiała z tego korzystać.
-
Bez przesady, może ci się kiedyś do czegoś przyda?- starałam się
dodać jej otuchy, nigdy nie byłam w tym dobra.
Powiedzmy
sobie szczerze, jestem w tym do dupy!
Zrezygnowana
blondynka oddaliła się, żeby poprzyglądać się podarkowi.
Może
próbowała znaleźć jakieś nowe zastosowanie?
Robin
dostał zestaw ładnych flakoników z eliksirami i małą książeczkę
z zaklęciami, taki typowy prezent dla nastolatka. Czarnowłosy ją
otworzył, na każdej stronce był tytuł zaklęcia i jakieś dziwne
znaki, które, znając życie, tylko dzieci Hekate mogą zrozumieć.
-
Muszę to sobie przestudiować, bo nie sądzę, żeby moja matka dała
mi formuły na zaklęcia typu: " Jak wyczarować chomika".
-
Rzeczywiście niebezpieczne zaklęcie. Może wydrapać ci oczy
albo...- mówiłam, z trudem zachowując powagę.
-
Żebym ja ci nie wydrapał.
Wzrokiem
uciekałam w kierunku buteleczek z ciekawymi eliksirami. Kolorowe jak
tęcza, prawie każda była od czego innego.
*
* *
-
To już wszystkie prezenty! Jest już późno, więc lepiej wracajcie
do swoich domków. Dobranyks.- pomachał centaur na do widzenia.
Nie
dostałam nic. Nico też. W sumie, to czego się spodziewać po
Władcy Umarłych? Pluszaka?
Wszyscy
powoli się rozchodzili. Zostałam ja, Austin, Robin, Roxy, Lucy i
Sophie. Ognisko zgasło, herosi z Wielkiej Siódemki wrócili do
domków.
-
Riri rusz się! Ile jeszcze będziesz to czytał?- pytał
zniecierpliwiony syn Apolla. Robiło się chłodno, a on strasznie
nienawidził zimna. W zimowe wieczory zakładał polar, a na niego
puchową, zieloną kurtkę. Owijał się nawet dwoma szalikami, ale
ja osobiście sądzę, że robił to po to, aby ten drugi dać potem
Sophie. Tym razem zrobił podobnie, dał swój niebieski szalik
dziewczynie. Bardzo ładnie pasował do białej kurtki.
Rany,
byliby uroczą parką. Musze coś z tym zrobić!
-
Jak będziesz jeszcze tak na mnie wołał, to na pewno nie wstanę.
Pan
guzdrała raczył ruszyć tyłek, dzięki bogom, bo nawet mi się
robiło zimno (niesamowite!). Mieliśmy już iść kiedy nagle
podbiegła do nas Piper. Za ładna! To nie fer!
-
A to chyba dla ciebie.- mrugnęła do mnie.- Otwórz, jestem ciekawa
Hades może dać swoim dzieciom. To będzie na pewno lepsze od mojego
wspaniałego zestawu kosmetyków „Blask Afrodyty”.- zaśmiała
się i dała mi małą paczuszkę owiniętą w czarny papier.
Co
czułam? Wielkie zaskoczenie. Nie rozumiałam dlaczego dostałam to
tak późno. Jednak mój ojciec nie okazał się takim zbolałym
chamem, za jakiego go uważałam.
-
Ej, a jest coś dla Nico? Przekaże mu.
-
Nie widziałam niczego dla niego, ani dla Hazel.
A
jednak, mój ojciec jest chamem. Jak mógł zostawić moje rodzeństwo
z pustymi rękoma?
-
Oczywiście czarne, a jakżeby inaczej.- wymamrotałam.
Zdarłam
papier i zobaczyłam małą trumienkę wielkości mojej dłoni.
Skrzyneczka o atramentowej barwie miała srebrne wykończenia na
wieczku.
-
Otwórz to.- nalegał Austin.
Nie
byłam pewna czy to był dobry pomysł.
Zanim
dotknęłam pokrywki, wieczko się otworzyło, a z pudełka wyleciał
mały wir kości. Zaczęły kształtować się w jakieś zwierzę.
Szkielet zamienił się w kota o czarnym futerku i zielonych oczach.
Miał białą plamkę na lewej, przedniej łapie. Zaczął syczeć,
sierść na grzbiecie stanęła dęba, a z łap wysunęły się ostre
pazurki. Nie zdążyliśmy się odsunąć. Zwierzątko skoczyło na
Austina.
Coś
czuję, że bardziej przypadłby mi do gustu ten zestaw od
Afrodyty...
-
Austin!- usłyszałam krzyk Sophie. Odciągnęłam Lucy, kiedy Roxy
ruszyła na ratunek chłopakowi. Okularnik upuścił nowiusieńki łuk
od Apolla. Szarpał się niemiłosiernie, rozpaczliwie próbując
odepchnąć kota twarzy.
Wygimnastykowana
szatynka nawet nie zdążyła podlecieć do Austina, kiedy Sophie
rzuciła jednym ze swoich sierpi. Trafiła kota prosto w głowę,
jedna nie był to taki trafny cel, żeby zabić zwierza. Przedmiot
jednak wrócił i tą ostrą częścią nadszarpnął policzek
blondynki i podciął jej włosy do ramion. Wszyscy zaniemówili,
nawet Piper, która mówiła uspokajające słowa, które działały
jak poduszka z pierzem.
Kot
zatrzymał się w miejscu. Austin odsunął się, podnosząc łuk z
ziemi, niestety nie dostał strzał, a jego kołczan został w domku
numer 7. Kurna, jaki pech!
Staliśmy
w wielkim okręgu. Czekaliśmy na wybuch „bomby”.
To
nie była typowa walka z potworem. Na lekcjach przynajmniej można
się dowiedzieć o słabych punktach danego typu potworów. Ten
przypadek był ciężki do rozgryzienia.
Trzeba
było coś zrobić. Myślałam gorączkowo, szukając jakichś
słabych punktów...Tak!
W
jego oczach nie była furia, jak u potworów z hotelu. On się bał.
To był jego mechanizm obronny. Kolejna sprawa: tak naprawdę ten
kotek to nic innego jak same kości. On nie był żywy, to same
kości, nic więcej. Wzrokiem uciekłam w stronę pudełka, z którego
owa bestia wyskoczyła. To coś w rodzaju... więzienia.
Postanowiłam.
Zrobiłam krok do przodu. Obok mnie stała zdruzgotana Sophie,
chwyciła mnie wolną ręką za łokieć.
-
Co ty wyprawiasz?- wyszeptała z łamiącym się głosem. Teraz
wyglądała nie jak słodka Roszpunka, która czeka na swojego
księcia z bajki, ale jak wojowniczka. Mogę jej nawet przyznać, że
w nierówno przyciętych włosach było jej do twarzy. Co chwilę
patrzyła na Austina. Jego twarz wyglądała fatalnie.
Pewnie
innym cisnęło się to samo pytanie, co córce Demeter, jednak nie
mogła im wytłumaczyć czegoś, czego sama do końca nie rozumiałam.
-
Niech nikt się nie rusza.- powiedziałam ze spokojem. Delikatnie
poruszyłam ręką, aby rozluźnić uścisk Sophie.
Zrobiłam
kolejny krok. Kot syknął, obnażając swoje perłowe kły.
Podeszłam bliżej, usłyszałam zdenerwowany głos Robina.
-
Cofnij się.-mówił przez zęby. Stał po mojej drugiej stronie.
Jego wyraz twarzy mówił, że w każdej chwili może eksplodować, a
to może skończyć się źle, doprowadzi tym kota do szału. Piper
przestała czarować mową, więc zaklęcia stały się słabsze. Za
tym idzie to, że kocur był coraz bardziej podenerwowany.
Ukucnęłam.
Wystawiłam rękę.
-
Jestem Angelika, twoja nowa pani. Chcę, abyś się mnie posłuchał.
Oni są moimi przyjaciółmi. Nie zrobią ci krzywdy, ale jeśli im
coś zrobisz, odeśle cię z powrotem, oboje chyba tego nie chcemy,
prawda?- Mówiłam spokojnie, zachowując pełną powagę. Skoro
jestem dzieckiem Hadesa, czemu nie mogłabym spróbować okiełznać
tą niesforną kupkę kości? - Tak naprawdę wiem, że z ciebie jest
super miły kociak. Nie mylę się?
W
głowie miałam jednak inne myśli. Raczej coś na podobieństwo:
"Hadesie, do cholery, co to ma być? Takie się prezenty daje
piętnastolatkom? Już wolałabym pluszaka. Co z ciebie za ojciec?!"
Czekałam
na odzew. Zwierzak powoli podchodził. Znalazł się metr ode mnie,
kiedy znowu się na mnie rzucił. Użyłam całej siły woli, aby
wyobrazić sobie, jak wraca do pierwotnego stanu i ląduje w pudełku,
leżącym nieco dalej.
Nagle
Robin ruszył z miejsca w moją stronę. Złapał mnie i przycisnął
do siebie, osłaniając mnie przy tym od kota. Jednak to było
zbędne. Bestia straciła swój kształt, a jej kości popełzły ku
trumience. Kiedy Riri odwrócił głowę w tył, zobaczył, że
niebezpieczeństwo minęło. Jego głowa opadła ciężko na moje
ramie.
-...Głupia.-
wydukał zmęczony.
Syn
Hekate wstał. Ja nadal klęczałam na trawię. Nadal nie docierało
do mnie, że udał mi się poskromić coś, co nie żyje, pochodzi z
krainy umarłych. To może być potężna moc, jednak to mnie
przerażało. Nie rozumiałam swoich talentów. Spojrzałam w twarz
czarnowłosemu. Było widać ulgę, ale też zawód. Chyba mi do
reszty odbiło.
Austin
nie wyglądał najlepiej. Całą twarz miał poharataną, jego
okulary były porysowane, jak po starciu z nożem. Sophie wycierała
stróżki krwi cieknące z jego górnej wargi. Nawet w tej sytuacji
chłopak potrafił się uśmiechnąć.
-
Idioto! Ja się martwię, a ty się jeszcze szczerzysz jak głupi do
sera?!- krzyknęła córka Demeter wymachując sierpami na prawo i
lewo.-I czego się tak na mnie lampisz jak na ósmy cud świata?!
-
N-nie musisz tak krzyczeć. Patrze się, bo ci wdzięczny jestem.
Dziękuję.- mówił nieśmiało.
Byłam
z niej dumna. Nie spodziewałam się
tego
po takiej cichej myszce, z kolei blondyn- niby taki charyzmat, a tak
naprawdę to córki Demeter ma słabość. Zawsze rozważnie dobierał
słowa, jakby bał się, że ona go znienawidzi. Nikt inny jego tak
nie obchodził.
Syn
Hekate był cały, sterczał zamyślony z założonymi rękoma i
zmarszczonymi brwiami, tak jak zwykle, kiedy coś go pochłaniało.
Rozmawiał z Piper, chichotała, a on się... rumienił? A to ci
nowość! On tak potrafi?!
-
Wszystko w porządku?- zapytałam, skanując go wzrokiem. Nie
widziałam jakiś szczególnych ran, miał tylko czarne spodnie i
granatową bluzę przybrudzone trawą. Niepokoił mnie jednak jego
oddech.- Ciężko oddychasz, dobrze się czujesz?
-
Tak.- odpowiedział sucho. Przekręcił głowę w drugą stronę.
-
Dobra Robi, przemyśl to, co ci powiedziałam, a ty Roxy zaprowadź
wszystkich do szpitala.
-
Nie no, aż tak źle nie...- okularnik machał rękoma przecząco.
-
Nie ma gadania.- odezwała
się córka Demeter. Pociągnęła go za rękę. Wszyscy poszli.
Mnie
zastanawiało o czym mówiła Piper.
-
Ej, co jest?- dopytywałam. Wyraz jego twarzy dawał jasny sygnał,
że zaraz zemdleje. Ale co się mogło stać? Przecież nie odniósł
obrażeń, jakich jak Austin czy Sophie.
-
Po co to zrobiłaś?- zapytał ciężko.
-
Uratowałam nas, masz mi to jeszcze za złe?
-
Był inny sposób.
-
A jaki? Dobra, teraz to nie istotne, co się z tobą dzieje? O czym
rozmawiałeś z Piper?
Chłopak
upadłby, gdybym go w porę nie złapała. Usiedliśmy na ziemi.
Wyciągnął coś z kieszeni i przyłożył do ust, przycisnął i
schował z powrotem. To było lekarstwo. Dziadek miał takie samo.
Właśnie w tym momencie przypomniało mi się na co umarł, na atak
duszności.
-
Masz astmę, czemu nic nie mówiłeś?
-
A czym się tu chwalić? Uznalibyście mnie za ofiarę losu.
Litowalibyście się nade mną, a ja dobrze wiem, jak sobie z tym
radzić i nie jest wcale tak strasznie.
-
Powstrzymywałeś się, czekałeś, aż wszyscy pójdą. Udusiłbyś
się. I kto tutaj jest głupi?- podsumowałam, mówiłam, że nie mam
skrupułów?
-A
zgadnij przez kogo się tak denerwowałem?- spytał
z wyrzutem. Czuł się już lepiej, ale nadal siedzieliśmy na
trawie. Było trochę chłodno, lecz przyjemnie. Ognisko już pewnie
zgasło, zaraz będziemy musieli wracać do domków.
-
Czemu we mnie nie wierzysz?- powiedziałam całkiem poważnie.
Popatrzyłam na jego twarz.
-
To "coś" chciało w tamtym momencie użyć prawie całą
moc. Bałem się, że nie zdążę cię ostrzec i...- nie skończył,
wziął głęboki oddech. Resztę mogłam sama sobie dopowiedzieć.
Popatrzyłam
na niego. Zrobił to, aby mnie ratować. Moje serce zaczęło bić
szybciej. Co by się stało, gdyby mi się nie udało? Nie mogłabym
sobie tego nawet wyobrazić.
-
Zginąłbyś... przeze mnie! Rany, ale ze mnie ofiara!- plasnęłam
ręką w czoło.- kurde, takich jak mnie, to powinni w ośrodkach
specjalnej troski zamykać!
-
A ty swoje...
-
Co?
-
Zrobiłem to z własnego wyboru.
-
Nie pieprz tak, bo za to twoje gadanie mam ochotę cię udusić!
Chłopak
pokazał jeden ze swoich kpiących uśmieszków. Nastała chwila
niezręcznej ciszy, oboje patrzeliśmy na gwiazdy. Jego negatywne
emocje znikły, a oddech zwolnił, dlatego pomyślałam, że lepiej
wracać.
-
Dlatego lepiej będzie, jak nie powiem ci o czym gadałem z Piper.
-
Co to ma znaczyć? Jak to nie powiesz?
-
Takie osoby jak ty tego nie zrozumieją.- uśmiechnął się w ten
swój idiotyczny sposób. Jak on mnie czasem wkurza!
-
O nie kolego, kto jak kto, ale JA czegoś nie zrozumiem?! A wiesz,
pieprz się! Ja przynajmniej nie wsadzę cię na czubek drzewa!-
szturchnęłam go w ramię, a ten się już zaczął na całego
brechtać. Jak mam się na tego dupka gniewać?
Po
chwili znowu się odezwałam.
-
Dobra, widzę, że już się lepiej czujesz, to ja już lepiej się
zmyję. Wstaliśmy, zrobiłam krok w przód. Przede mną pojawiła
się czarna jama. Ostatnio sporo ćwiczyłam opanowanie mocy, podróż
cieniem coraz lepiej mi wychodzi. Już miałam wykonać kolejny krok,
kiedy syn Hekate chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął do tyłu.
-
Ej no! Czego tym razem się czepiasz? Opanowałam już tą moc.-
mówiłam, patrząc podejrzanie na chłopaka.
-
W to nie wątpię.
Ta
odpowiedź zbiła mnie z tropu. Nie wiedziałam, czy mówi to z
ironią, czy na serio.
-
To o co ci chodzi?
Ten
tylko wymownie spojrzał w niebo.
-
No co? Poszkodowanego nie masz zamiaru odprowadzić?- zrobił maślane
oczka i szeroki uśmiech.
-
A żeś się uparł...- wywinęłam oczami.
-
Prooooszę, no nie bądź taka...- nadal miał zamiar się droczyć.
Przypominał pieska, którego pan nie chce wyprowadzić na spacer.
Całkiem zabawny widok, aż trudno mi było zachować powagę.
-
Dobrze, niech stracę. Dżentelmen...- prychnęłam, udając
znudzoną, ale z drugiej strony to bardzo się ucieszyłam, że
powrócił mu humor.
-
Śmiesz to kwestionować? Jestem twoim bohaterem, doceń to!
-Niedoszłym,
ale niech ci będzie.
----------------------------------------------------
Na dzisiaj już wszystko ;)
Na kolejny rozdział będziecie musieli niestety trochę poczekać :/
No ale trudno! Życzę Wam odlotowych wakacji! :D
Teddy
Gratuluję! Dostałaś nominację do LBA! :)
OdpowiedzUsuńhttp://doskonalyczytelnik.blogspot.com/2015/06/liebster-blog-award.html
O rany, dziękuję :D już lecę czytać pytania, jeszcze raz bardzo dziękuję <3!!!
Usuńwyczuwam że Robinowi podoba się Angelika może być z tym ciekawie, bardzo miło się to czyta mam nadzieje że nie przestaniesz pisać :)
OdpowiedzUsuńHehe ;) no, będzie ciekawie ^^
UsuńNa razie robię przerwę w pisaniu bo w ciągu jednego miesiąca mam dwa obozy i nijak nie uda mi się napisać jakiegoś sensownego rozdziału. Dziękuję :*
Cóż jestem tu nowa i już wiem że zostanę na dłużej. <3💙❤💝 . Mega fajnie piszesz. Cały blog w jeden dzień... Coś to mówi nie... Z góry mówię że jestem książkoholiczką 📚 i jestem uzależniona od Persiaka i wielu innych książek Fantasy między innymi Dary Anioła... Mała prośba oczywiście się nie narzucam nie motaj wszystkich twoich ulubionych książek bo takich blogów jest wiele i w sumie nie przeszkadza mi to jakoś bardzo, ale fajnie jakby ten blog był inny ale nie chcę psuć wizji autora bloga 😊... Zostanę tu jeszcze długo... Będę komentować i czytać wszystkie posty 💙
OdpowiedzUsuńAna2003
Bardzo dziękuję! Cieszę się ,ze mam coraz więcej stałych i chętnych do czytania czytelników :D :)
UsuńKiedyyyy?? :(((
OdpowiedzUsuńNiestety, wakacje mam niebywale wypchane wyjazdami, więc nie mam zbyt czasu na pisanie :/ Musisz cierpliwie poczekać, wstawię następny rozdział prawdopodobie dopiero pod koniec lipca lub na początku czerwca :( Przepraszam...
Usuń