Hej Miśki!
Tak, wiem. Nie było mnie długo, to przez szkołę, przez brak weny, rozdział nie w weeken, lecz trochę później, ble ble ble.... ale teraz jestem xD
Kolejny rozdział... już straciłam rachubę *patrzy na poprzednie tytuły rozdziałów"... Okej, rozdział 17!
Zapraszam do czytania, obserwowania, komentowania i takie tam ;)
--------------------------------------------------
W ciągu jednego miesiąca wiele się
wydarzyło. Całe moje życie zrobiło oberka o dobre 180C°.
Ja, Nico i Roxy pojechaliśmy do obozu Jupiter. Mówię wam, to zupełnie inne miejsce niż mi dobrze znany Obóz Herosów. Szczerze, nie polubiłam drugiego obozowiska. Jak dla mnie, kompletnie za sztywno, zero swobody! Nikt mnie tam raczej nie polubił (nie wiem, co wszyscy do mnie mają...) i cieszyłam się z powrotu.
Parę dni po moim powrocie, wszystko zaczęło się psuć.
Ja, Nico i Roxy pojechaliśmy do obozu Jupiter. Mówię wam, to zupełnie inne miejsce niż mi dobrze znany Obóz Herosów. Szczerze, nie polubiłam drugiego obozowiska. Jak dla mnie, kompletnie za sztywno, zero swobody! Nikt mnie tam raczej nie polubił (nie wiem, co wszyscy do mnie mają...) i cieszyłam się z powrotu.
Parę dni po moim powrocie, wszystko zaczęło się psuć.
I to
poważnie.
Spaceruję sobie po lesie razem z Nico, po naszych ćwiczeniach zawsze przydaje nam się czystego chwila odpoczynku. Nagle poczułam dziwny dreszcz na plecach. Nico się zatrzymał.
- Czekaj.- powiedział, unosząc jedną rękę.
Zaczął się rozglądać. Poszłam w jego ślady, chociaż nie wiedziałam, czego mam wypatrywać.
Wtedy to zobaczyła. Szturchnęłam mojego brata ramieniem.
-Nico...
Wskazałam mu dyskretnie tamto miejsce, gdzie sobie wolnym krokiem chodził duch, o ile w ogóle one potrafią chodzić.
- Jak... duchy nie mogą od tak sobie chodzić po obozie.
Zgodziłam się z nim, o tym, to ja również wiedziałam. W tym miejscu jest wiele dziwnych rzeczy, ale duchów brak. Aż do dzisiaj.
- Chwila... To by oznaczało...
- Że Złote Runo przestało działać.- dokończył za mnie Nico.- Ale to niemożliwe.
Patrzyliśmy jak niemal przezroczysta postać łaziła sobie po lesie w biały dzień.
Spaceruję sobie po lesie razem z Nico, po naszych ćwiczeniach zawsze przydaje nam się czystego chwila odpoczynku. Nagle poczułam dziwny dreszcz na plecach. Nico się zatrzymał.
- Czekaj.- powiedział, unosząc jedną rękę.
Zaczął się rozglądać. Poszłam w jego ślady, chociaż nie wiedziałam, czego mam wypatrywać.
Wtedy to zobaczyła. Szturchnęłam mojego brata ramieniem.
-Nico...
Wskazałam mu dyskretnie tamto miejsce, gdzie sobie wolnym krokiem chodził duch, o ile w ogóle one potrafią chodzić.
- Jak... duchy nie mogą od tak sobie chodzić po obozie.
Zgodziłam się z nim, o tym, to ja również wiedziałam. W tym miejscu jest wiele dziwnych rzeczy, ale duchów brak. Aż do dzisiaj.
- Chwila... To by oznaczało...
- Że Złote Runo przestało działać.- dokończył za mnie Nico.- Ale to niemożliwe.
Patrzyliśmy jak niemal przezroczysta postać łaziła sobie po lesie w biały dzień.
Nagle zobaczyłam następnego! I jeszcze
kolejnego!
- Tego jest jeszcze więcej.- wyszeptał
czarnowłosy.
- Co robimy?- zapytałam niepewnie.
- Musimy powiadomić Chejrona.- odparł z powagą.- Jeśli się tu pojawił samowolnie, to wątpię, aby się nas grzecznie posłuchał i poszedł z powrotem do Hadesa.
Miał rację, nie wyglądał na przytulnego, poczciwego duszka.
Wychodziliśmy z lasu. Nagle widzimy biegnącą do nas postać.
- Nico, Angela!- wołał znajomy głos. W naszą stronę pędził Robin.
- Austin... on...- przeraźliwie dyszał. Pochylił się, opierając się o kolana. Przestraszyłam się, on może się udusić! Idiota, przez niego można zawału dostać!
- Robin- powiedziałam uspokajająco, ale raczej po to, aby spowolnić moje tętno - Opanuj się, oddychaj.
Chłopak wyprostował się i nabrał powietrza.
- Austin wylądował w szpitalu. Dzieje się z nim coś dziwnego.- wydusił z siebie jednym tchem, ponownie sapiąc, jak stary odkurzacz.
Popatrzyliśmy po sobie. Wiedzieliśmy, co trzeba zrobić.
- Złap się naszych dłoni.- nakazał Nico.
- Po co?
- Przeniesiemy się do kliniki.- dokończyłam.
Pochwyciłam jego rękę, ten się szybko wyrwał.
- Nie trzeba, dam radę.- burknął.
- No, nie sądzę.- Powiedział syn Hadesa, szybko łapiąc go za prawy nadgarstek. Wykorzystałam moment zaskoczenia i też złapałam go za drugą rękę.
- Tak, jak ćwiczyliśmy.- powiedział czarnooki.- Teraz!
Zrobiliśmy krok do przodu i zalała nas ciemność. Przeszliśmy przez plamę światła i znaleźliśmy się przed drzwiami. Robin mocno nas złapał, ale mimo to, upadł na kolana, łapiąc się za brzuch.
- Nienawidzę... was...- wycedził słabym głosem.
- Miło mi.- odparł mój brat.- Chodźmy.
* * *
Otworzyliśmy drzwi pokoju, w którym znajdował się Austin. Obok niego siedziała Sophie, trzymając go kurczowo za bladą dłoń. Jego ciało było białe, jak ściany w tym pomieszczeniu, a to u dzieci Apolla nie jest normalne, ponieważ praktycznie każdy wygląda, jak po wycieczce do solarium. Miał lekko przymknięte powieki. Blondynka nie mogła zdusić szlochu.
- Jego moc... ona z niego ulatuje.- szepnął Robin.
Podeszliśmy bliżej. Sophie przekręciła głowę w naszą stronę, pewnie dopiero teraz nas zauważyła. Łzy ciekły strumieniami po policzkach. Nadal trzymali się za ręce. Fala smutku z serca córki Demeter swoją mocą była odczuwalna nawet dobre parę metrów od jego źródła. Wiedziałam, że musi to ciężko znosić. Przeszedł mnie dreszcz. Tego uczucia nie można opisać słowami.
- Powiedzcie... c-czy on...
Nie skończyła, jej oczy zaszły mgłą, znowu wybuchła płaczem. Kiedy ucichła, oparła swoją głowę o czoło chłopaka.
- Nie.- stwierdziliśmy oboje. Ja i Nico dobrze potrafimy wyczuć, kiedy ktoś jest bliski śmierci, albo kiedy umiera.- Jeszcze.- dodałam nieco ciszej. Mi również pojedyncze łzy wypłynęły na wierzch.
- Czemu nikt się nim nie zajmuję?- zapytał Nico.
- Co robimy?- zapytałam niepewnie.
- Musimy powiadomić Chejrona.- odparł z powagą.- Jeśli się tu pojawił samowolnie, to wątpię, aby się nas grzecznie posłuchał i poszedł z powrotem do Hadesa.
Miał rację, nie wyglądał na przytulnego, poczciwego duszka.
Wychodziliśmy z lasu. Nagle widzimy biegnącą do nas postać.
- Nico, Angela!- wołał znajomy głos. W naszą stronę pędził Robin.
- Austin... on...- przeraźliwie dyszał. Pochylił się, opierając się o kolana. Przestraszyłam się, on może się udusić! Idiota, przez niego można zawału dostać!
- Robin- powiedziałam uspokajająco, ale raczej po to, aby spowolnić moje tętno - Opanuj się, oddychaj.
Chłopak wyprostował się i nabrał powietrza.
- Austin wylądował w szpitalu. Dzieje się z nim coś dziwnego.- wydusił z siebie jednym tchem, ponownie sapiąc, jak stary odkurzacz.
Popatrzyliśmy po sobie. Wiedzieliśmy, co trzeba zrobić.
- Złap się naszych dłoni.- nakazał Nico.
- Po co?
- Przeniesiemy się do kliniki.- dokończyłam.
Pochwyciłam jego rękę, ten się szybko wyrwał.
- Nie trzeba, dam radę.- burknął.
- No, nie sądzę.- Powiedział syn Hadesa, szybko łapiąc go za prawy nadgarstek. Wykorzystałam moment zaskoczenia i też złapałam go za drugą rękę.
- Tak, jak ćwiczyliśmy.- powiedział czarnooki.- Teraz!
Zrobiliśmy krok do przodu i zalała nas ciemność. Przeszliśmy przez plamę światła i znaleźliśmy się przed drzwiami. Robin mocno nas złapał, ale mimo to, upadł na kolana, łapiąc się za brzuch.
- Nienawidzę... was...- wycedził słabym głosem.
- Miło mi.- odparł mój brat.- Chodźmy.
* * *
Otworzyliśmy drzwi pokoju, w którym znajdował się Austin. Obok niego siedziała Sophie, trzymając go kurczowo za bladą dłoń. Jego ciało było białe, jak ściany w tym pomieszczeniu, a to u dzieci Apolla nie jest normalne, ponieważ praktycznie każdy wygląda, jak po wycieczce do solarium. Miał lekko przymknięte powieki. Blondynka nie mogła zdusić szlochu.
- Jego moc... ona z niego ulatuje.- szepnął Robin.
Podeszliśmy bliżej. Sophie przekręciła głowę w naszą stronę, pewnie dopiero teraz nas zauważyła. Łzy ciekły strumieniami po policzkach. Nadal trzymali się za ręce. Fala smutku z serca córki Demeter swoją mocą była odczuwalna nawet dobre parę metrów od jego źródła. Wiedziałam, że musi to ciężko znosić. Przeszedł mnie dreszcz. Tego uczucia nie można opisać słowami.
- Powiedzcie... c-czy on...
Nie skończyła, jej oczy zaszły mgłą, znowu wybuchła płaczem. Kiedy ucichła, oparła swoją głowę o czoło chłopaka.
- Nie.- stwierdziliśmy oboje. Ja i Nico dobrze potrafimy wyczuć, kiedy ktoś jest bliski śmierci, albo kiedy umiera.- Jeszcze.- dodałam nieco ciszej. Mi również pojedyncze łzy wypłynęły na wierzch.
- Czemu nikt się nim nie zajmuję?- zapytał Nico.
On też był poruszony tym, co się
stało. Życie go jednak na tyle wytrenowało, że się nie uronił
ani jednej łzy.
- Dzieci Hebe robią, co mogą...
- To gdzie reszta dzieci Apolla?
Nie dostałam szybko odpowiedzi na to pytanie. Wystarczył mi jej przerażony wzrok. Coś mi mówiło, że Austin nie był jedyną ofiarą.
- Z nimi... jest to samo.- wydukała.
Popatrzyliśmy po sobie z bratem. To nie jest przypadek. Duchy, złote runo, dzieciaki z domku Apolla. Wszystko się w jakiś sposób wiązało, układało, jak puzzle.
- Idziemy z tym do Chejrona.- powiedziałam.
- O-on już wie.- wysapała, łapiąc powietrze. Podeszłam i ją przytuliła.- Zwoła zebranie grupowych.
- Wiesz może kiedy to będzie?- Zapytał spokojnie Robin, stojący jeszcze przy drzwiach. Niezły kamuflaż, tylko ja wiem, co on tak naprawdę czuje. Czasem mam do siebie pretensje, że czytam z ludzi, jak z książki.
- Po obiedzie.
Nie miałam apetytu. Nawet spaghetti mi nie szło. Bawiłam się makaronem i beznamiętnie patrzyłam na widelec.
- Coś tu nie gra.- stwierdziłam, na chwile zaprzestając zabawy.- To bardzo dzinwe, że nagle w tym samym niemal czasie cały domek Apolla choruje. Kto, jak kto, ale oni?!
Wbiłam z impetem widelec w posiłek. Nico patrzył, jakby starał się coś odnaleźć, jakby o czymś zapomniał i za wszelką cenę chciał przypomnieć.
- Oni się raczej nigdy nie skarżyli.
- Dokładnie. Mówię ci, to nie jest normalne.
- To, to ja wiem.- westchnął, biorąc do buzi jagódkę. Ten też nie miał apetytu, ale to nie nowość.- Musimy poczekać na spotkanie.
- A no właśnie, to chyba tylko ty idziesz.
- Nie. Ty idziesz.
- Ja?- spojrzałam na niego zaskoczona.- Ale ja nie jestem grupową.
- Teraz już jesteś.
- Dzieci Hebe robią, co mogą...
- To gdzie reszta dzieci Apolla?
Nie dostałam szybko odpowiedzi na to pytanie. Wystarczył mi jej przerażony wzrok. Coś mi mówiło, że Austin nie był jedyną ofiarą.
- Z nimi... jest to samo.- wydukała.
Popatrzyliśmy po sobie z bratem. To nie jest przypadek. Duchy, złote runo, dzieciaki z domku Apolla. Wszystko się w jakiś sposób wiązało, układało, jak puzzle.
- Idziemy z tym do Chejrona.- powiedziałam.
- O-on już wie.- wysapała, łapiąc powietrze. Podeszłam i ją przytuliła.- Zwoła zebranie grupowych.
- Wiesz może kiedy to będzie?- Zapytał spokojnie Robin, stojący jeszcze przy drzwiach. Niezły kamuflaż, tylko ja wiem, co on tak naprawdę czuje. Czasem mam do siebie pretensje, że czytam z ludzi, jak z książki.
- Po obiedzie.
Nie miałam apetytu. Nawet spaghetti mi nie szło. Bawiłam się makaronem i beznamiętnie patrzyłam na widelec.
- Coś tu nie gra.- stwierdziłam, na chwile zaprzestając zabawy.- To bardzo dzinwe, że nagle w tym samym niemal czasie cały domek Apolla choruje. Kto, jak kto, ale oni?!
Wbiłam z impetem widelec w posiłek. Nico patrzył, jakby starał się coś odnaleźć, jakby o czymś zapomniał i za wszelką cenę chciał przypomnieć.
- Oni się raczej nigdy nie skarżyli.
- Dokładnie. Mówię ci, to nie jest normalne.
- To, to ja wiem.- westchnął, biorąc do buzi jagódkę. Ten też nie miał apetytu, ale to nie nowość.- Musimy poczekać na spotkanie.
- A no właśnie, to chyba tylko ty idziesz.
- Nie. Ty idziesz.
- Ja?- spojrzałam na niego zaskoczona.- Ale ja nie jestem grupową.
- Teraz już jesteś.
- Co?! Można Od tak sobie ustalać
grupowych? Nie ma żadnych na to papierów?
- No oczywiście, zaprowadzę cię do
księgowej i wszystko omówimy- odparł z sarkazmem.- Po prostu
sądzę, że lepiej będziesz się do tego nadawać.
- Niby czemu?
Chłopak wypuścił powietrze. Opuścił głowę, a później ją uniósł nie ukrywając ironicznego uśmiechu.
- Bo jesteś strasznie pyskata... yhm, to znaczy... masz gadane.- Powiedział, specjalnie się myląc.
- Wiesz, dzięki.- odparłam z ironią w głosie.- Ale ja kompletnie nie wiem co mam tam robić! Chłopaki mi coś tam powiedzieli o jakimś stole do ping ponga i w ogóle... takie bardzo poważne posiedzenie. Chyba nie podołam.
- Bez problemu dasz radę.
Podczas posiłku przyszedł Chejron. Ogłosił nam, abyśmy się stawili w Wielkim Domu.
- Niby czemu?
Chłopak wypuścił powietrze. Opuścił głowę, a później ją uniósł nie ukrywając ironicznego uśmiechu.
- Bo jesteś strasznie pyskata... yhm, to znaczy... masz gadane.- Powiedział, specjalnie się myląc.
- Wiesz, dzięki.- odparłam z ironią w głosie.- Ale ja kompletnie nie wiem co mam tam robić! Chłopaki mi coś tam powiedzieli o jakimś stole do ping ponga i w ogóle... takie bardzo poważne posiedzenie. Chyba nie podołam.
- Bez problemu dasz radę.
Podczas posiłku przyszedł Chejron. Ogłosił nam, abyśmy się stawili w Wielkim Domu.
* * *
- Spokój!- syn Ateny próbował ogarnąć
sytuację. Rzecz jasna niczym to nie poskutkowało. Wszyscy byli
podenerwowani. Atmosfera była spięta, czułam to na każdym
milimetrze skóry.
- Dzieje się coś dziwnego!
- O co w tym wszystkim chodzi?
- O Bogowie, dajcie mi colę!
- DOSYĆ!- wrzasnęła Roxy.- Opanujcie
się! Ile wy macie lat?! Tylko na chwilę Chejrona nie ma a wy już
dostajecie świra. Trzeba do teko podejść na spokojnie.
Pomogło, zapanował chwilowy spokój.
- Wszyscy się boją, że ich też to
spotka, co domek Apolla.- Odezwała się grupowa Demeter.
- Ale nie zachowujmy się jak dzieci i
nie róbmy gównoburzy.- Wtrąciłam się.
- Kto to mówi?- Parsknął dobrze znany
mi głos Dany’ego.- Bo ty niby jesteś...
- Morda w kubeł
Łapa mnie tak świerzbiła, że aż
Robin z moją przyjaciółką powstrzymywali mnie przed porządnym
rąbnięciem go w łeb. Właśnie w tym momencie przyszedł Chejron.
Miał grobowa minę, jakby przed chwilą ktoś przejechał tirem jego
ukochany wózek inwalidzki. Nagle przy stoliku ping-pongowym
zapanowała cisza.
- Pewne jest jedno, moi drodzy.- Zaczął
z powagą.- Złote Runo straciło swą moc.
Usłyszałam, jak wszyscy wstrzymują
oddech. Ja i Nico domyśliliśmy się tego, ale tylko my widzieliśmy
te duchy. To oznacza, że Złote Runo ma związek z nagłą chorobą
dzieci Apolla i pokazaniem się ducha. Brakuje tylko kawałka tej
układanki…
- Chejronie- zaczęłam niepewnie- W
lesie widziałam dusze z Podziemia.
Na moją wypowiedź wszyscy zareagowali
tak samo: popatrzyli na mnie, jak na ciężko chorą osobę, a potem
z obawą na naszego opiekuna.
- Ale to…- wydusił Robin.
- Niemożliwe, wiem o tym.
- Ha! Jeszcze ma zwidy.- zaśmiał się
nerwowo syn Aresa. Musiałam nieźle utrzymać nerwy na wodzy, bo
miałam ochotę strącić go do Tartaru.
-
Jak masz co do tego wątpliwości, kretynie, to zapytaj mojego
brata.- odparłam z powagą.- On też przy tym był. Widział je.
Chejron był zafrasowany.
- Andrew, przeprowadź badania nad runem
razem ze swoim rodzeństwem.- zwrócił się do syna Ateny.-
Skontaktuję się z Asklepiosem, on może zaradzić tym nagłym
chorobom. Co do duchów, wstęp do lasu od teraz jest zabroniony. Do
czasu, kiedy stamtąd nie wyjdą, spróbuję wymyślić jakieś
rozwiązanie.
Pomyśleć, że to był dopiero czubek
góry lodowej. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, co nas czeka.
---------------------------------------
Dotrwaliście do końca, gratulacje!
Ah, czo ta Angela? Od teraz zacznie się dziać!
Dzisiaj było mniej do czytania, aby wam się oczka nie męczyły ( Kochana Teddy, zbawiciel waszych oczu!)... oj dobra, nie będę tłumaczyć swojego zapracowania! Po prostu mam harówkę i tyle, co tu dużo mówić. Bo przecież Magnus sam się nie przeczyta.... oj ciiii!
Nreszcie!! :3
OdpowiedzUsuńJak ja sie balam ze nas zostawilas... :(
Jestech cholernie ciekawa co z tym runem.... wytrzymalo pare tysiecy lat wiec o co chodzi...?
mam nadzieje ze sie dowiem ^^
Weny zycze ;)
P.S. pozycz te ksiazke!!! XD
Nie zostawiłam, a przynajmniej nie miałam takiego zamiaru ;)
UsuńZ runem to bardzo złożona sprawa... wszystko się wyjaśni :D
Matko!!! Kocham to! Awwww...
OdpowiedzUsuńDziękuję!!! :D
Usuń