Hej miśki!
Trzecia klasa gimnazjum to wielkie przekleństwo, coraz mniej czasu i coraz mniej weny twórczej.
Bywa...
Rozdział 16, czyli ciąg dalszy Bitwy o Sztandar i jej zakończenie.
Która drużyna wygra? Czytajcie :)
Prosiłabym o pozostawieniu śladu swojej obecności, jakiś krótki komentarz? ;)
Zostań ze mną na dłużej, zaobserwuj <3
---------------------------------
No
i jest! Flaga na czubku Pięści Zeusa, tak, jak mówił nam Andrew.
-
Udało się.- wysapałam.- Sophie, jesteśmy... Sophie?
Blondynka
leżała plackiem na trawie, miała twarz jak kreda i założę się,
że przed jej oczkami wirowały gwiazdki.
-
A-Angela, za co to było?- mamrotała, łapiąc się rękami za
głowę.
-
Przepraszam, nie miałam czasu na ostrzeżenia.- powiedziałam z
drobnymi wyrzutami sumienia. Biedna, ile musiała się nacierpieć!
Pierwsza podróż cieniem nie jest przyjemna, naprawdę.
Mimo
wszystko nie znalazłyśmy się dokładnie tam, gdzie chciałam, bo
powinnyśmy być na czubku, a znalazłyśmy się dalej. Nie było
czasu na dokładność!
-
Dobra, posłuchaj ty mnie teraz bardzo, ale to bardzo, uważnie.
Przykucnęłam
aby móc spojrzeć jej prosto w oczy. Zrobiło jej się trochę
lepiej, na twarzy widniał wyraz skupienia, więc kontynuowałam.
-
W takim stanie nie będziesz mogła z nikim walczyć.- powiedziałam
stanowczo.
-
Jak to nie? Muszę ci pomóc.- wzburzyła się, już miała wstawać,
ale złapałam ją za ramiona, aby sprowadzić na dół.
-
Ty i tak już dużo pomogłaś. Poczekaj tu na stosowny moment. Jak
poczujesz się lepiej, to dopiero wtedy wkraczaj do akcji. Zgoda?-
Uśmiechnęłam się.
-
No dobrze, ale uważaj na siebie. Nie rób głupot.
-
Co ty, nie znasz mnie? Ja zawsze zrobię coś głupiego. Dobra,
czekaj tu.
Poklepałam
ją po ramieniu i pobiegłam w kierunku flagi.
Jak
na razie droga wolna. Rozglądałam się dookoła. Wszędzie panował
półmrok, jedynym źródłem światła, był blask księżyca.
Nigdzie nikogo nie widziałam. Coś tu nie gra...
Łup!
Poczułam tępy ból w okolicy tylnej części głowy. Prawie
zwaliło mnie to z nóg. Jak mogłam się tak dać nabrać?
Odwróciłam się. To uderzenie sprezentowała mi moja droga Roxy. Co
ona?! Spadła z nieba?! Eh, możliwe.... głupie hermersy!
-
I ty, Brutusie, przeciwko mnie?- wydusiłam z siebie z teatralną
żałością.
-
To nie Rzym, Angela.- wysapała, po czym zamachnęła się sztyletem.
Nasze bronie się skrzyżowały, niczym w filmie akcji. Nasze twarze
się przybliżyły.
-
Nie macie szans!- powiedziała, uśmiechając się łobuzersko.
-
Na pewno?
Pchnęłam
z całej siły, ostrza się rozłączyły, ale Roxy nie straciła
równowagi. Ją trudno wywrócić, jest bardzo dobra z akrobatyki,
więc zachowanie spokoju w takich sytuacjach, to dla niej prościzna.
Znowu wykonała machnięcie, tym razem oberwałam mocno w przedramię
prawej ręki. Jej zawziętość ustąpiła zaskoczeniu i smutku.
-
Przepraszam.- powiedziała szczerze. Na chwilę opuściła broń.
Tego
u niej nie mogę znieść. Ona zawsze wszystkich przeprasza i bierze
winę na siebie. Nawet na treningach, kiedy zdarzało jej się
walczyć ze mną, to mówiła "przepraszam" za każdym
razem, kiedy mocniej oberwałam.
-
Nie przepraszaj do cholery!- wydarłam się, po czym znowu
kontynuowałyśmy starcie.
Kolejna
porcja ataków i kontrataków, z chwilę na chwilę traciłam siłę.
Kiedy Roxy wytrąciła mi z ręki broń, nadszedł czas na plan B.
Opuściłam ręce. Wzrok wbiłam w ziemię.
-
Tak łatwo się poddajesz? Gdzie jest moja Angelika?- mówiła
rozczarowana.
Roxy,
Roxy... jakbyś mnie nie znała.
Obdarzyłam
ją chytrym uśmieszkiem.
-
Tutaj!
Wyjęłam
z kieszeni spodni czarne pudełeczko. Otworzyłam je i wyskoczył z
niej dog niemiecki.
-
Shadow! Goń!- wskazałam na szatynkę.
Pies
radośnie pomerdał ogonem i zaczął pędzić w stronę Roxy. Ona w
panice użyła Hermersów i wzbiła się w powietrze. Mój
czworonożny przyjaciel skakał, aby ją dosięgnąć.
-
Agela!- Krzyknęła, próbując unieść się wyżej, ale bez skutku.
-
Przepraszam!- krzyknęłam na do widzenia i pobiegłam po flagę.
Dotarłam
pod samą maczugę. Teraz tylko się wdrapać na sam czubek. Trening
na wspinaczce przyniósł efekty, szybko się z tym uporałam.
Nagłe
szarpnięcie. Zaczęłam spadać, poczułam mocny ucisk i dziwne
ciepło. Już zbliżałam się do ziemi, kiedy nagle się
zatrzymałam. Widziałam pod sobą ziemię, ale nie leżałam na
niej. Czułam się, jakbym leżała naczymś twardym, ale to nie był
grunt. Chciałam się poruszyć, ale jakbym była zakneblowana.
-
Nie za wysoko, jak dla ciebie, kurduplu?- usłyszałam szept przy
moim uchu. Nie wiadomo skąd, ale na ziemi pojawił się Robin.
Barierą pomiędzy mną a trawą, była ta czarnowłosa menda!
Poczułam jego oddech na mojej twarzy. Uśmiechał się w ten swój
durnowaty sposób, a ja poczułam, jak się coś we mnie gotuje.
-
Robin! Ty mała gnido, jak...
-
Kto tu jest mały?- wciął się złośliwie.- Ciesz się, że to nie
ty gruchnęłaś plecami.
-
Puszczaj mnie! Załatwmy to na poważnie!- próbowałam wyrwać się
z uścisku. Poczułam ból od ciosów, które zadali mi przeciwnicy.
Mimo wszystko wolałam z nim trochę powalczyć.
-
Nie, bo ci jeszcze krzywdę zrobię, nie chcę mieć na pieńku z
twoim braciszkiem "jeśli ją tkniesz, to zostaną z ciebie same
kości".- zaśmiał się kpiąco.
Z
trudem uniosłam się na obu rękach nad nim.
-
Walcz, cieniasie!- wycedziłam.- Wtedy zrozumiesz, że wolałbyś
mieć z nim na pieńku, niż ze mną.- pogroziłam półżartem.
Na
odpowiedź, przekręcił się i tym razem ja byłam na dole, a on
opierał się nade mną na wyprostowanych ramionach.
-
Takie małe, a takie wredne.- westchnął, wstając z ziemi.
Brunet
wyciągnął swój miecz, Excalibur, a ja swojego Fobosa. Ostrze
broni chłopaka wydawało się lekko świecić. Miałam mniej szansz,
ponieważ tarcza została na górze. Mogłam liczyć na Sophie, albo
na kogoś innego z naszych. Wiedziałam też, że w każdej chwili
mogą przybiec ci z jego drużyny. Musiałam się spieszyć.
Wymieniliśmy
pare cięć, walczyliśmy na poważnie. Nikt nie chciał dać za
wygraną. Po chwili on jakby zaczął przygasać.
-
I co? Tak szybko?- zapytałam.
Robin
zacisnął zęby. Pchnął mnie tarczą, zachwiałam się, ale nie
zwaliło mnie to z nóg. Mocno się zaparłam i ruszyłam znowu na
niego z podwojoną siłą. Mój atak z łatwością odparł swoim
Excaliburem. Tym razem bardziej opierał się na swojej obronie, niż
na ataku, po to, aby trochę odetchnąć. O nie, nie dam mu odpocząć.
Zaczęłam
się męczyć. I to bardzo. Coraz częściej przepuszczałam jego
ataki, ponieważ mój blok już nie był taki silny. Na dodatek nie
miałam tarczy, to też pogarszało sytuację.
Robin
zamachnął się jeszcze raz, tym razem użył dużo więcej siły,
niż zwykle. Sztylet wypadł mi z ręki. Stałam bez mojego Fobosa
oparta o pień, mało bramowało, a osunęłabym się w dół. Ostrze
Exlalibura mieniło się w blasku księżyca, a ja nie miałam już
broni.
-
Nieźle.- Przyznał zamyślony i zduszany chłopak.- Powiem ci,
miałem z tobą kłopot.
Schylił
się po mój sztylet.
-
Ej!- zwróciłam uwagę i już chciałam po niego podejść, kiedy
Riri szybko go podniósł.
-
Rozbrajanie jest dozwolone.- powiedział chytrze, z trudem łapiąc
oddech.
Nie
wiedziałam, co mogę jeszcze zrobić. Popatrzyłam dyskretnie w
kierunku flagi, która znajdowała się na czubku Pięści Zeusa.
Wtedy ujrzałam promyczek nadziei. Tym moim promyczkiem była Sophie,
która podkradła się od drugiej strony skał i powoli zbliżała
się do flagi.
-
Wiesz...- zaczęłam przeciągając każdą literę tego słowa.- To
jeszcze nie koniec.
Czarnowłosy
zmarszczył brwi. Na czubku Pięści Zeusa nie było ani śladu
sztandaru. Sophie prawdopodobnie w tym momencie zaczęła schodzić
ze skał.
-
Nie masz broni, nigdzie się nie ruszysz. Już nic nie możesz
zrobić.
Uśmiechnęłam
się kpiąco.
-
Nie doceniasz mnie.
zrobiłam
uskok w bok i wpadłam w czarną plamę. Po chwili znalazłam się w
innym miejscu obok Sophie. Byłam wyczerpana.
-
Angela! Ci ty wyprawiasz?!- zdumiała się przyjaciółka, o mało
nie upuszczając flagi.
Prędko
się rozejrzałam. Nikogo w pobliżu nie było.
-
Ej!- słyszałam krzyk przyjaciela, słyszałam jego bieg w naszą
stronę. Zwróciłam się do przyjaciółki
-
Daj flagę, zmywam się stąd.
Na
jej twarzy widniało nieziemskie zaskoczenie. Nic dziwnego, skoro
pokazałam się przed jej twarzą, jakbym się z drzewa urwała.
Złapałam ją, za rękę, ale wyrwała się z uchwytu.
-
Nie możesz przejść cieniem przez pół lasu!- zwróciła mi uwagę
niecierpliwym głosem.- Ja będę cię osłaniać. Idziemy!
Pociągnęła
mnie za rękę, z daleka słyszałam nie tylko bieg Robina, ale kroki
chyba z dziesięciu osób. Pędziłyśmy, jak opętane, ciągle się
potykałam, ale córka Demeter pomagała biec dalej.
Byli
coraz bliżej. Na szczęście nasi też znajdowali się w pobliżu.
Kiedy ujrzeli czerwony materiał w moich rękach, to dostali kopa
energii. Jednak nie obyło się bez bezpośredniej konfrontacji.
Herosi z przeciwnej drużyny chcieli wyszarpać purpurowe płótno.
Sophie szybko zareagowała na atak atakiem. Ja nie mogłam w niczym
jej pomóc.
-
Leć!- krzyknęła do mnie.
Droga
została zagrodzona, do strumienia było niedaleko. Postanowiłam
znowu skorzystać z podróży cieniem. Gwałtownie zmieniłam
kierunek biegu i uciekłam od ich mieczy i włóczni.
Wyskoczyłam
i chlupnęłam twarzą o wodę. Usłyszałam okrzyki triumfu. Parę
dziewczyn przeciągnęło mnie na drugą stronę i oficjalnie
znalazłam się na naszej połowie. Udało się!
Ledwo
uniosłam jedną rękę, w której trzymałam flagę drużyny Aresa.
I
co, Dany? Padaj na kolana, matole.
Rozbrzmiał
donośny dźwięk rogu. Chejron ogłosił koniec gry.
-
Zwycięstwo należy do drużyny Ateny! Gratulacje!
Kiedy
wszyscy się zbiegli, cała drużyna niebieska podniosła mnie i
zaczęła mnie podrzucać. Moje ciało mdlało z wycieńczenia, ale
czułam ogromną radość. Wszyscy wykrzykiwali moje imię i
wiwatowali. Po tym, jak opuścili mnie na ziemię, kolana się pode
mną ugięły i prawie bym się przewróciła, gdyby ktoś mnie nie
złapał. Tą osobą był Nico.
-
A teraz marsz do szpitala.- powiedział stanowczo. Mógł być na
mnie zły, bo zachowałam się nieodpowiedzialnie, ale jednak
dostrzegłam w jego wyrazie twarzy dumę.
-
Ma się rozumieć.- powiedziałam słabym głosem. Po chwili urwał
mi się film. Może i dobrze, bo bym musiała wysłuchiwać jego
uwag, na temat mojego skandalicznego zachowania.
Niestety,
nic mnie nie ominęło. Dostał mi się ochrzan, a jak!
Otworzyłam
oczy, znalazłam się w znanym mi z pierwszego dnia pokoju
szpitalnym. Przy mnie na krzesłach siedzieli Robin, Austin i Nico.
Każdy z nich miał bardzo zaniepokojoną minę.
-
No, obudziła się nasza Śpiąca Królewna!- powiedział przejęty
syn Apolla.
-
A myślałam, że zapomniałeś o tym głupim tekście.- uśmiechnęłam
się, aż poczułam skurcz na twarzy.
-
Spałaś pięć dni!- Powiedział Robin.- Co ci strzeliło?!
-
Oj chłopaki, dajcie spokój.- westchnęłam ucieszona, że są
tutaj. Mimo wszystko nie żałowałam niczego, co zrobiłam.
-
Dajcie spokój?! To poważna sprawa!- kontynuował poruszony syn
Hekate.- Mówiłem, że te podróże cieniem to nie jest dobry
pomysł.
-
Robin ma racje.- przyznał mój brat z grobową miną.- Nie byłaś w
najlepszym stanie, jak cię tu zanieśliśmy.
Popatrzyłam
po kolei na każdego z osobna. Bardzo ich to wszystko przejęło.
-
Przepraszam kochani.- uśmiechnęłam się. Skąd u mnie taki spokój
i miłe słówka? To do mnie nie podobne...- Dojdę do siebie,
dziękuję.
Po
chwili wpadły Roxy, Sophie, Lucy i Justin. Ich miny wyrażały setki
uczuć na raz.
-
Obudziłaś się!- siostrzyczka Roxy wykrzyknęła uradowana.- Już
co lepiej?
-
Angela! CO TY NAJLEPSZEGO ZROBIŁAŚ?!- dramatyzowała Sophie,
widziałam, jak jej się trzęsły ręce.- Już nigdy więcej tak nie
rób jasne?
-
Dziewczyny, spokojnie.- mówiłam łagodnym tonem.- Jest spoko.
Chciałam
zmienić pozycję z leżącej na siedzącą, ale średnio mi to
wyszło, od razu poczułam ból w krzyżu. Syknęłam.
-
Cholera, może nie do końca...
-
Dam ci ambrozję- powiedział Austin.- Koniec odwiedzin.
Wszyscy
zaprotestowali, ale okularnik stanął na swoim. Wszyscy wyszli, a ja
dostałam odpowiednią dawkę dziwnej substancji, która smakowała,
jak koktajl wieloowocowy.
-
Niezłego stracha nam urządziłaś. Jak to się powtórzy...
-
Tak wiem, będę miała przesrane, nie musisz kończyć.- przerwałam,
na twarzy blondyna pojawił się uśmiech.
-
Dokładnie.- potwierdził i po chwili wyszedł z sali, bo musiał
zająć się wieloma innymi pacjentami. Po tej zabawie dużo ich się
nazbierało.
Zdrzemnęłam
się, od dawna nie śnił mi się dobry sen. Przyśniła mi się
mama, w tych swoich dżinsach i fartuszku hotelu „Black Pearl”.
Uśmiechała się, rozmawiałyśmy o wszystkim, opowiedziałam jej o
obozie, o herosach, o bogach. O wszystkim.
Kiedy
się obudziłam, na stoliku leżał mój Fobos. Przy nim leżała
karteczka.
„
Nigdy
więcej ze mną nie walcz, nieźle mnie poturbowałaś. Powrotu do
zdrowia łobuzico.”
Riri
Mimowolnie
się uśmiechnęłam. Schowałam karteczkę pod poduszkę i znowu
usnęłam. Chyba Kraina Snów pozwoliła mi przejść do wrót
pięknych snów, a nie strasznych koszmarów. Otworzyłam je i
zagłębiłam się w moich marzeniach.
------------------------------------
To wszystko na dzisiaj :)
Już prawie 4000 wyświetleń! Rany, dziękuję! <3
Do następnego razu!
Teddy
Kocham *-*
OdpowiedzUsuńJa twoje też <3
UsuńRiri jest genialny, kocham go <3 Więcej! Więcej! Więcej! Świetny rozdział, żadnych błedów nie widziałam, nic :) Cud - miód :D
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńHeeeeej :( Ile to juz minelo? ;(
OdpowiedzUsuń3 gimnazjum :/ nic nie poradzę, wątpię, aby był w ten weekend... ale bądźmy dobrej myśli xD
Usuń