sobota, 10 października 2015

Angelika i Obóz Herosów Rozdział 15: "Bitwa O Sztandar #1 Dany, Say Hello!"

 Hej miśki!
W poprzedni weekend nie było rozdziału, ponieważ chciałam, aby ten rozdział wyszedł tak, jak wyjść powinien, a nie byle jak :P
Rozdział 15, a w nim będzie dużo akcji i ogólnie rzecz biorąc sieczka na całego! 
Bitwa o sztandar w mojej głowie wyglądała tak...
Zapraszam :)

------------------------------------------------
Czas w Obozie Herosów upływał szybko i pracowicie. Często widuję nowe twarze, sporo półbogów do nas dotarło. Zaczęło się robić coraz cieplej i cieplej, aż nadeszła wiosna. Dzieci Demeter wprost ubóstwiają tą porę roku, nie tylko one. Kwiecień, wspaniały miesiąc. Rośliny się przebudzają ptaszki ćwierkają...

Dobra, starczy tego dobrego! Gadam jak stara babcia, ble! Chciałam raczej przybliżyć wam starcie ze znaną tutaj grą- bitwą o sztandar.

Zostaliśmy poinformowani o tym przedsięwzięciu dwa dni przed zaplanowaną konkurencją. Musiałam dopytywać się o co chodzi.
- Gra o sztandar polega na tym, że obie drużyny muszą umieścić gdzieś w lesie swoją flagę i bronić ją przed przeciwnikami. Wygrywa ta drużyna, która zdobędzie sztandar, czyli przeprowadzi ją przez granicę.- Wyjaśniała Roxy podczas spaceru.
Szatynka uwielbia szwendać się po obozie, czasem nasze drogi się zchodzą, wtedy kroczymy razem. Czasami towarzyszy nam też Simon, ale tym razem musiał nad czymś popracować w kuźni w ich domku.
- A co wyznacza granicę?
- Strumień dzielący las na dwie części.

Doszłyśmy pod stajnię, przez otwarte drzwi widziałam Robina, który sumiennie przeczesywał grzywę Angelowi, mojemu ulubieńcowi. Pomachałyśmy mu i poszłyśmy dalej w stronę pól truskawek. W tym okresie roku owoce pachną intensywniej niż w zimę, ich woń miło kręci w nosie. Na miejscu spotkaliśmy dzieci bogini urodzaju. Zbierały plony do łubianek, Roxy parę podkradła, jednak jak ja już wyciągnęłam rękę, to zostałam skarcona przez jedną z córek Demeter. Roxy potrafi po kryjomu zabierać różne rzeczy, od małych po duże. W końcu to córka Hermesa.

Spotkaliśmy Sophie, jak zwykle szczęśliwą, kiedy jest w tym miejscu. Widok truskawek napawa ją radością, tak, jak mnie moja MP3. Pomachała i podeszła bliżej.
- Czy wy też nie możecie się doczekać tej gry?- zagadała, zrywając truskawki i wrzucając je do swojej łubianki.
- Oczywiście!- Wykrzyknęłam.- Będzie niezła zabawa.
To będzie bardzo ciekawe, będę mogła pokazać się od dobrej strony. Może nawet uda nam się wygrać?
- W jakich jesteście składach?- spytała, nie zatrzymując swojej pracy.
- Ja u Aresa.- Odparła Roxy, na co się zaskoczyłam.- Paru chłopaków przyszło i zaproponowało nam współpracę w zamian za parę udogodnień. Dobry interes.
- U Aresa, no, no... całkiem sprytnie.- gwizdnęłam.- Wyszłam do dzieci Ateny z propozycją współpracy, aby nie móc być z tamtym idiotą w drużynie.
Zgodzili się, ponieważ znają moje możliwości. Jestem dzieckiem jednego z trójki najpotężniejszych bogów Olimpu, trochę rzeczy z tym się wiąże, jak potężna moc i wielka skłonność do problemów. To drugie typowe dla mnie, oczywiście!
- O! To będziemy razem, Angela.- Ucieszyła się złotowłosa. Przybiłyśmy sobie piątkę.
- Mam nadzieję, że nie będziemy musiały ze sobą pojedynkować.- Powiedziała z powagą.
Roxy jest świetna w ataku, jednak nie lubi walczyć z żadnym z nas. Ja też za tym nie przepadam, ale każdy musi to przemóc. Poza tym, to tylko zabawa, może trochę niebezpieczna, bo po niej można trafić do szpitala, ale jednak zabawa.
- Ja tak samo.- powiedziałam, lekko się uśmiechając.

* * *

Czekaliśmy w pawilonie, kiedy przybył syn Ateny i mój odwieczny wróg- Dany z domku Aresa. Przywitały ich gromkie brawa. Każdy z nich trzymał sztandar swojego domku. Sztandar dziecka bogini mądrości był srebrny, tamtego gnoja był czerwony.

To już ten dzień! Bitwa o sztandar! Żałowałam tylko, że nie będzie z nami mojego brata. Nico raczył się niestety ulotnić. Z doświadczenia wiem, że zmuszanie go do czegokolwiek mija się z celem.

Po chwili przyszedł Chejron.
- Zasady są wam znane.- zaczął swój monolog.- Granicą jest strumień, flaga ma być dobrze widoczna. Nie zabijamy siebie nawzajem ani nie kaleczymy zbyt mocno. Będę patrolował i w razie czego będę miał apteczkę. Wszystkie magiczne przedmioty dozwolone.

Na stołach pojawiły się tarcze, nagolenniki, napierśniki, hełmy i inne tego typu części uzbrojenia, zaczęłam się powoli ubierać. Ja byłam w drużynie niebieskiej. Do tej drużyny należeli jeszcze dzieci Demeter, Apolla, Nemezis i Tyche. Bóg muzyki i Bogini losu mają wiele synów i córek, dlatego dla wyrównania w zespole przeciwnym są herosi z domków Hermesa, Hefajstosa, Nike, Hebe, Hekate i Iris. Może na pierwszy rzut oka widać, że jest nie równo, ale niebieskich jest 50 a czerwonych 53, więc starcie będzie wyrównane.

Kiedy założyliśmy uzbrojenie, wyruszyliśmy w las. Drużyna Aresa dostali część lasu, w której jest Pięść Zeusa a my las północny.
- Dobra, sztandar będzie tutaj. Cortney i Ja zajmiemy się pilnowaniem flagi.- mówił stanowczo Andrew Taylor, grupowy domku Ateny, wskazując na grupową domku Demeter. Ona kiwnęła głową, na znak, że zrozumiała polecenie.
- Ośmioro dzieci Apolla wejdzie na drzewa i będzie strzelać salwami na sygnał dany przez Melody. Masz pomysł, jak to zrobisz?
- Mogę zagwizdać.- zaproponowała, patrząc po swoim rodzeństwie. Wydali pomruki oznaczające zgodę.
- Ale to może być za głośne.- Odezwała się Kate.
-Potrafię wydobyć taki wysoki dźwięk, że tylko psy i moje rodzeństwo może to usłyszeć. Spokojna głowa.- mrugnęła do rudowłosej córki bogini mądrości, uśmiechnęła się.
- Dobra, szybko, bo nie mamy za dużo czasu.- Nalegał strateg.- Kilka metrów od strumienia są wyższe krzewy, to niedaleko miejsca, gdzie strzelcy będą czekać na naszych gości. Tam siedem dwójek będzie się kryć, dopóki zranieni przez strzały przeciwnicy nie przedrą się dalej. Zaczniecie ich atakować, a jak będzie dogodny moment, zerwiecie się i pobiegniecie przed siebie na teren wroga. Czy to co powiedziałem, było zrozumiałe?
Przytaknęliśmy.
- Wyznaczam pary.

Po krótkim uzgodnieniu dwójki zostały wyszczególnione. Znalazłam się razem z Sophie w ostatniej dwójce. Miałyśmy się ustawić jak najdalej na lewo, patrząc przodem do strumienia. Bardzo dobre dopasowanie, ponieważ Sophie bardzo dobrze zna ten las, a ja lepiej widzę w ciemności, niż ktokolwiek inny. Pozostałe osoby zostały podzielone na dwie grupy, które miały za zadanie patrolować nasz teren, gdyby ktoś z nas potrzebował pomocy, albo, kiedy przeciwnik doszedłby zbyt daleko i zbliżał się do flagi. Dodał, że najbardziej prawdopodobnym miejscem, gdzie może być sztandar, jest Pięść Zeusa. Jest to głaz o wysokości siedmiu metrów. Ta, super, już ci tam wejdę!
- Na stanowiska!- polecił Andrew. Gra zaraz się rozpocznie.

Usłyszeliśmy upragniony dźwięk rogu. Czekaliśmy już na swoich pozycjach. Po chwili zapadła cisza, dało się słyszeć tylko szum liści wzburzonych wiatrem. Po chwili zobaczyliśmy postacie z czerwonymi piórami na hełmach. Spojrzałam na górę. Dostrzegłam Melody przykładającą palce do ust. Dała już sygnał. Łucznicy przygotowali strzały, powietrze zgęstniało od ruchu wystrzelonych pocisków. Następnie z gardeł przeciwników wydobyły się krzyki. Dzieci Apolla nie mogły celować w śmiertelne punkty, lecz strzała w nodze to nic przyjemnego.
- Teraz!!!
Wynurzyliśmy się z krzaków i zaatakowaliśmy wszyscy razem.

Co za starcie! Coś niesamowitego.
Zaatakowali nas herosi od Aresa, Hekate, Nike i Hefajstosa. Bardzo trudni przeciwnicy. W moim kierunku ruszył syn bogini zwycięstwa i córka bogini magii. Obok mnie stała Sophie, cisnęła w półboginię swoim sierpem, po czym wrócił do niej. Mocno ją to ogłuszyło, a ja, na poprawkę, strzeliłam strzałę w łydkę. Dziewczyna przewróciła się, Chłopak chciał już jej pomóc, ale strzeliłam mu w ramię. Potem szybko przewiesiłam łuk przez plecy i wyciągnęłam sztylet. Zamachnęłam się nim i zrobiłam mu kolejną ranę. Trochę się wkurzył. Użył miesza, zablokowałam jego ruch swoją tarczą. Pchnęłam go nią i wykorzystałam jego brak równowagi i kopnęłam go w brzuch. Upadł, a ja pobiegłam dalej, szukając wzrokiem Sophie. Znalazłam ją. Walczyła z Simonem od Hefajstosa. Właśnie wystrzelił coś w rodzaju sieci. Dziewczyna upadła. On miał już pobiec dalej, kiedy nagle dookoła jego nóg zaczęły się wspinać pnącza. Siłował się z nimi, ale w końcu się przewrócił. Leżał krótko. Roślinka zaczęła się nim bawić, jak dziecko grzechotką. Uderzała nim o każdy pień drzewa. Podbiegłam do Sophie i pomogłam jej się odplątać.
- Dobra robota.- wydyszałam z podziwem.
- Dzięki.- uśmiechnęła się.

Ruszyłyśmy dalej, nadciągała kolejna fala przeciwnika od naszej prawej. Zobaczyłam znajomą, wyrośniętą sylwetkę. Tak! Tylko na to czekałam!
- Chodź Sophie.- szturchnęłam ją i wskazałam źródło wojaczki.
Zaczęłam się pchać do tej postaci. Przy okazji parę razy zdzieliłyśmy kogoś w głowę. Jest!
- Mam cię!- krzyknęłam na całe gardło. Osoba odwróciła się. To Dany.

Bez wahania ruszył na mnie ze swoim półtoraręcznym mieczem. Machnął nim, a ja z trudem zablokowałam cięcie.

Czasem moja porywczość jest tak głupia, że aż niesamowita.

Przed następnym ciosem obroniłam się tarczą. Uderzenie było tak mocne, że aż poczułam, jak moja ręka drętwieje od nadgarstka po koniec ramienia. Schyliłam się i dźgnęłam w łydkę. Chłop ryknął z bólu, jednak nie stracił panowania i kopnął mnie w brzuch. Z gruchotem upadłam na ziemię. Tarcza wypadła z mojej ręki i potoczyła się po trawie.
- I widzisz?! Nie zadziera się z synami i córkami Aresa! Odpłacam ci się za to, co mi zrobiłaś!

Przypomniałam sobie tamten dzień, walczyłam z nim, a on przegrał. Zasłużył, sam się domagał pojedynku i go dostał. Jak mogłabym mu odmówić?

Wstałam. Czułam, jak krew się we mnie gotuje. Wyciągnęłam łuk i strzałę. Naciągnęłam cieńciwe i puściłam ją. Strzała miała trafić w rękę, jednak syn Aresa szybko się zasłonił swoim puklerzem. Wydobył z siebie paskudny rechot. Zobaczymy, kto będzie się śmiał ostatni. Druga strzała ugodziła w stopę. Tym razem ból go tak zaskoczył, że aż upuścił tarczę i szybko złapał za trzon pocisku. Ruszyłam na niego z całą siłą i przewróciłam. Walnęłam go w czuły punkt na szyi, aż zemdlał.

- Angela padnij!
Te słowa wykrzyczała moja przyjaciółka. Ukucnęłam, o mały włos, a zostałabym przecięta w pół. Osoba zachodząca mnie od tyłu upadła obok mnie, sycząc z bólu. Ostatkiem sił machnęła i zraniła mi łydkę. Odskoczyłam na bok, sycząc z bólu.
- Nic ci nie jest?- spytała Sophie.
- Wszystko w porządku. O mały włos....- sapnęłam i skierowałam wzrok na osobę, która zaatakowała z zaskoczenia.
Chłopak próbował wstać. Był nim Hans od Hermesa. Wredna szuja.
- Czas na nas.- Powiedziała złotowłosa.
Przebiegając, pchnęłam syna boga złodziei ramieniem, aż się znowu przewrócił. Leżeć!

Nadeszła pora na dalszą część planu. Przebrnęłyśmy przez lodowaty strumień. Oddalałyśmy się od hałasu dzikiej sieczki, harmider zastąpił szmer potoku. Zwolniłyśmy tępo, odetchnęłyśmy i wzięłyśmy porządny łyk wody.
- Jak na razie całkiem nieźle.- stwierdziła Sophie, obmywając twarz z krwi. Wyglądała, jakby walczyła z tuzinem herosów... bardzo prawdopodobne.
- Racja, nie jest źle.- przytaknęłam i poszłam w jej ślady. Miłe uczucie orzeźwienia, woda złagodziła rany. Oblałam sobie też zranioną nogę, musiał użyć dużej mocy, aby przeciąć moje nagolenniki.

Usłyszałyśmy szelest krzaków. Ktoś się zbliżał. Sophie pociągnęła mnie za spory głaz.
- Słyszałaś?- Szepnęła mi do ucha.
Kiwnęłam głową i położyłam palec na ustach, aby przekazać jej, aby teraz byłą cicho.

Przechodzili obok, na szczęście nie patrzyli w naszą stronę. Byli za bardzo pochłonięci obmyśleniem taktyki.
- ... jeśli to wypali, to sztandar jest nasz.- mówiła ściszonym głosem córka Iris, Alice.
Przebiegli przez strumień na nasz teren.
- Musimy być pierwsze.- postanowiła Sophie.
Wstałyśmy i popędziłyśmy dalej przed siebie, nie zważając na pokaleczoną łydkę.

Zależało nam tym razem, abyśmy dotarły jak najdalej bez niepotrzebnego wojowania. Jakieś dziesięć metrów od nas słychać było brzdęki ostrz uderzających o siebie. To oznaczało, że nasi zaczęli atak frontalny.

Zostałyśmy zauważone. Trzech synów Aresa rzuciło się w naszym kierunku. Sophie starała się och blokować pnączami, ale oni szybko je cieli.
- Co teraz? Nie możemy ich za sobą ciągnąć.- syknęła, rzucając swoje ostre bumerangi. Zraniły ich w ręce, na chwilę stanęli, jednak potem znów ruszyli. Sierpy wróciły do rąk przyjaciółki.

Myśli szaleńczo biegały po mojej głowie, aż jedna z nich wydała mi się najbardziej możliwa do wykonania.
- Schowaj broń.
Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, ale przypięła je do uchwytu na biodrach.
- Trzymaj się.
Złapałam ją za rękę i pociągnęłam ją za sobą. Obie znalazłyśmy się w czarnej otchłani. Przeszłyśmy przez świetlisty otwór i znalazłyśmy się w innym fragmencie lasu. Z daleka ujrzałam Pięść Zeusa.

To właśnie był cel naszej podróży. Gdzieś tu powinna być flaga.
---------------------------------------------------

To wszystko na dzisiaj :)
Mile widziane komentarze z opinią na temat tego, jak piszę. Jeśli się spodobała moja "twórczość" to zaobserwuj, aby być na bieżąco ;)
Ciąg dalszy następnym razem!

Teddy

1 komentarz:

  1. Wiedziałam że poruszy się cieniem ^^
    Kolejny tydzień czekania... Ale warto :3

    OdpowiedzUsuń