Hej miśki!
W poprzedni weekend nie było rozdziału, ponieważ chciałam, aby ten rozdział wyszedł tak, jak wyjść powinien, a nie byle jak :P
Rozdział 15, a w nim będzie dużo akcji i ogólnie rzecz biorąc sieczka na całego!
Bitwa o sztandar w mojej głowie wyglądała tak...
Zapraszam :)
------------------------------------------------
Czas
w Obozie Herosów upływał szybko i pracowicie. Często widuję nowe
twarze, sporo półbogów do nas dotarło. Zaczęło się robić
coraz cieplej i cieplej, aż nadeszła wiosna. Dzieci Demeter wprost
ubóstwiają tą porę roku, nie tylko one. Kwiecień, wspaniały
miesiąc. Rośliny się przebudzają ptaszki ćwierkają...
Dobra,
starczy tego dobrego! Gadam jak stara babcia, ble! Chciałam raczej
przybliżyć wam starcie ze znaną tutaj grą- bitwą o sztandar.
Zostaliśmy
poinformowani o tym przedsięwzięciu dwa dni przed zaplanowaną
konkurencją. Musiałam dopytywać się o co chodzi.
-
Gra o sztandar polega na tym, że obie drużyny muszą umieścić
gdzieś w lesie swoją flagę i bronić ją przed przeciwnikami.
Wygrywa ta drużyna, która zdobędzie sztandar, czyli przeprowadzi
ją przez granicę.- Wyjaśniała Roxy podczas spaceru.
Szatynka
uwielbia szwendać się po obozie, czasem nasze drogi się zchodzą,
wtedy kroczymy razem. Czasami towarzyszy nam też Simon, ale tym
razem musiał nad czymś popracować w kuźni w ich domku.
-
A co wyznacza granicę?
-
Strumień dzielący las na dwie części.
Doszłyśmy
pod stajnię, przez otwarte drzwi widziałam Robina, który sumiennie
przeczesywał grzywę Angelowi, mojemu ulubieńcowi. Pomachałyśmy
mu i poszłyśmy dalej w stronę pól truskawek. W tym okresie roku
owoce pachną intensywniej niż w zimę, ich woń miło kręci w
nosie. Na miejscu spotkaliśmy dzieci bogini urodzaju. Zbierały
plony do łubianek, Roxy parę podkradła, jednak jak ja już
wyciągnęłam rękę, to zostałam skarcona przez jedną z córek
Demeter. Roxy potrafi po kryjomu zabierać różne rzeczy, od małych
po duże. W końcu to córka Hermesa.
Spotkaliśmy
Sophie, jak zwykle szczęśliwą, kiedy jest w tym miejscu. Widok
truskawek napawa ją radością, tak, jak mnie moja MP3. Pomachała i
podeszła bliżej.
-
Czy wy też nie możecie się doczekać tej gry?- zagadała, zrywając
truskawki i wrzucając je do swojej łubianki.
-
Oczywiście!- Wykrzyknęłam.- Będzie niezła zabawa.
To
będzie bardzo ciekawe, będę mogła pokazać się od dobrej strony.
Może nawet uda nam się wygrać?
-
W jakich jesteście składach?- spytała, nie zatrzymując swojej
pracy.
-
Ja u Aresa.- Odparła Roxy, na co się zaskoczyłam.- Paru chłopaków
przyszło i zaproponowało nam współpracę w zamian za parę
udogodnień. Dobry interes.
-
U Aresa, no, no... całkiem sprytnie.- gwizdnęłam.- Wyszłam do
dzieci Ateny z propozycją współpracy, aby nie móc być z tamtym
idiotą w drużynie.
Zgodzili
się, ponieważ znają moje możliwości. Jestem dzieckiem jednego z
trójki najpotężniejszych bogów Olimpu, trochę rzeczy z tym się
wiąże, jak potężna moc i wielka skłonność do problemów. To
drugie typowe dla mnie, oczywiście!
-
O! To będziemy razem, Angela.- Ucieszyła się złotowłosa.
Przybiłyśmy sobie piątkę.
-
Mam nadzieję, że nie będziemy musiały ze sobą pojedynkować.-
Powiedziała z powagą.
Roxy
jest świetna w ataku, jednak nie lubi walczyć z żadnym z nas. Ja
też za tym nie przepadam, ale każdy musi to przemóc. Poza tym, to
tylko zabawa, może trochę niebezpieczna, bo po niej można trafić
do szpitala, ale jednak zabawa.
-
Ja tak samo.- powiedziałam, lekko się uśmiechając.
*
* *
Czekaliśmy
w pawilonie, kiedy przybył syn Ateny i mój odwieczny wróg- Dany z
domku Aresa. Przywitały ich gromkie brawa. Każdy z nich trzymał
sztandar swojego domku. Sztandar dziecka bogini mądrości był
srebrny, tamtego gnoja był czerwony.
To
już ten dzień! Bitwa o sztandar! Żałowałam tylko, że nie będzie
z nami mojego brata. Nico raczył się niestety ulotnić. Z
doświadczenia wiem, że zmuszanie go do czegokolwiek mija się z
celem.
Po
chwili przyszedł Chejron.
-
Zasady są wam znane.- zaczął swój monolog.- Granicą jest
strumień, flaga ma być dobrze widoczna. Nie zabijamy siebie
nawzajem ani nie kaleczymy zbyt mocno. Będę patrolował i w razie
czego będę miał apteczkę. Wszystkie magiczne przedmioty
dozwolone.
Na
stołach pojawiły się tarcze, nagolenniki, napierśniki, hełmy i
inne tego typu części uzbrojenia, zaczęłam się powoli ubierać.
Ja byłam w drużynie niebieskiej. Do tej drużyny należeli jeszcze
dzieci Demeter, Apolla, Nemezis i Tyche. Bóg muzyki i Bogini losu
mają wiele synów i córek, dlatego dla wyrównania w zespole
przeciwnym są herosi z domków Hermesa, Hefajstosa, Nike, Hebe,
Hekate i Iris. Może na pierwszy rzut oka widać, że jest nie równo,
ale niebieskich jest 50 a czerwonych 53, więc starcie będzie
wyrównane.
Kiedy
założyliśmy uzbrojenie, wyruszyliśmy w las. Drużyna Aresa
dostali część lasu, w której jest Pięść Zeusa a my las
północny.
-
Dobra, sztandar będzie tutaj. Cortney i Ja zajmiemy się pilnowaniem
flagi.- mówił stanowczo Andrew Taylor, grupowy domku Ateny,
wskazując na grupową domku Demeter. Ona kiwnęła głową, na znak,
że zrozumiała polecenie.
-
Ośmioro dzieci Apolla wejdzie na drzewa i będzie strzelać salwami
na sygnał dany przez Melody. Masz pomysł, jak to zrobisz?
-
Mogę zagwizdać.- zaproponowała, patrząc po swoim rodzeństwie.
Wydali pomruki oznaczające zgodę.
-
Ale to może być za głośne.- Odezwała się Kate.
-Potrafię
wydobyć taki wysoki dźwięk, że tylko psy i moje rodzeństwo może
to usłyszeć. Spokojna głowa.- mrugnęła do rudowłosej córki
bogini mądrości, uśmiechnęła się.
-
Dobra, szybko, bo nie mamy za dużo czasu.- Nalegał strateg.- Kilka
metrów od strumienia są wyższe krzewy, to niedaleko miejsca, gdzie
strzelcy będą czekać na naszych gości. Tam siedem dwójek będzie
się kryć, dopóki zranieni przez strzały przeciwnicy nie przedrą
się dalej. Zaczniecie ich atakować, a jak będzie dogodny moment,
zerwiecie się i pobiegniecie przed siebie na teren wroga. Czy to co
powiedziałem, było zrozumiałe?
Przytaknęliśmy.
-
Wyznaczam pary.
Po
krótkim uzgodnieniu dwójki zostały wyszczególnione. Znalazłam
się razem z Sophie w ostatniej dwójce. Miałyśmy się ustawić jak
najdalej na lewo, patrząc przodem do strumienia. Bardzo dobre
dopasowanie, ponieważ Sophie bardzo dobrze zna ten las, a ja lepiej
widzę w ciemności, niż ktokolwiek inny. Pozostałe osoby zostały
podzielone na dwie grupy, które miały za zadanie patrolować nasz
teren, gdyby ktoś z nas potrzebował pomocy, albo, kiedy przeciwnik
doszedłby zbyt daleko i zbliżał się do flagi. Dodał, że
najbardziej prawdopodobnym miejscem, gdzie może być sztandar, jest
Pięść Zeusa. Jest to głaz o wysokości siedmiu metrów. Ta,
super, już ci tam wejdę!
-
Na stanowiska!- polecił Andrew. Gra zaraz się rozpocznie.
Usłyszeliśmy
upragniony dźwięk rogu. Czekaliśmy już na swoich pozycjach. Po
chwili zapadła cisza, dało się słyszeć tylko szum liści
wzburzonych wiatrem. Po chwili zobaczyliśmy postacie z czerwonymi
piórami na hełmach. Spojrzałam na górę. Dostrzegłam Melody
przykładającą palce do ust. Dała już sygnał. Łucznicy
przygotowali strzały, powietrze zgęstniało od ruchu wystrzelonych
pocisków. Następnie z gardeł przeciwników wydobyły się krzyki.
Dzieci Apolla nie mogły celować w śmiertelne punkty, lecz strzała
w nodze to nic przyjemnego.
-
Teraz!!!
Wynurzyliśmy
się z krzaków i zaatakowaliśmy wszyscy razem.
Co
za starcie! Coś niesamowitego.
Zaatakowali
nas herosi od Aresa, Hekate, Nike i Hefajstosa. Bardzo trudni
przeciwnicy. W moim kierunku ruszył syn bogini zwycięstwa i córka
bogini magii. Obok mnie stała Sophie, cisnęła w półboginię
swoim sierpem, po czym wrócił do niej. Mocno ją to ogłuszyło, a
ja, na poprawkę, strzeliłam strzałę w łydkę. Dziewczyna
przewróciła się, Chłopak chciał już jej pomóc, ale strzeliłam
mu w ramię. Potem szybko przewiesiłam łuk przez plecy i
wyciągnęłam sztylet. Zamachnęłam się nim i zrobiłam mu kolejną
ranę. Trochę się wkurzył. Użył miesza, zablokowałam jego ruch
swoją tarczą. Pchnęłam go nią i wykorzystałam jego brak
równowagi i kopnęłam go w brzuch. Upadł, a ja pobiegłam dalej,
szukając wzrokiem Sophie. Znalazłam ją. Walczyła z Simonem od
Hefajstosa. Właśnie wystrzelił coś w rodzaju sieci. Dziewczyna
upadła. On miał już pobiec dalej, kiedy nagle dookoła jego nóg
zaczęły się wspinać pnącza. Siłował się z nimi, ale w końcu
się przewrócił. Leżał krótko. Roślinka zaczęła się nim
bawić, jak dziecko grzechotką. Uderzała nim o każdy pień drzewa.
Podbiegłam do Sophie i pomogłam jej się odplątać.
-
Dobra robota.- wydyszałam z podziwem.
-
Dzięki.- uśmiechnęła się.
Ruszyłyśmy
dalej, nadciągała kolejna fala przeciwnika od naszej prawej.
Zobaczyłam znajomą, wyrośniętą sylwetkę. Tak! Tylko na to
czekałam!
-
Chodź Sophie.- szturchnęłam ją i wskazałam źródło wojaczki.
Zaczęłam
się pchać do tej postaci. Przy okazji parę razy zdzieliłyśmy
kogoś w głowę. Jest!
-
Mam cię!- krzyknęłam na całe gardło. Osoba odwróciła się. To
Dany.
Bez
wahania ruszył na mnie ze swoim półtoraręcznym mieczem. Machnął
nim, a ja z trudem zablokowałam cięcie.
Czasem
moja porywczość jest tak głupia, że aż niesamowita.
Przed
następnym ciosem obroniłam się tarczą. Uderzenie było tak mocne,
że aż poczułam, jak moja ręka drętwieje od nadgarstka po koniec
ramienia. Schyliłam się i dźgnęłam w łydkę. Chłop ryknął z
bólu, jednak nie stracił panowania i kopnął mnie w brzuch. Z
gruchotem upadłam na ziemię. Tarcza wypadła z mojej ręki i
potoczyła się po trawie.
-
I widzisz?! Nie zadziera się z synami i córkami Aresa! Odpłacam ci
się za to, co mi zrobiłaś!
Przypomniałam
sobie tamten dzień, walczyłam z nim, a on przegrał. Zasłużył,
sam się domagał pojedynku i go dostał. Jak mogłabym mu odmówić?
Wstałam.
Czułam, jak krew się we mnie gotuje. Wyciągnęłam łuk i strzałę.
Naciągnęłam cieńciwe i puściłam ją. Strzała miała trafić w
rękę, jednak syn Aresa szybko się zasłonił swoim puklerzem.
Wydobył z siebie paskudny rechot. Zobaczymy, kto będzie się śmiał
ostatni. Druga strzała ugodziła w stopę. Tym razem ból go tak
zaskoczył, że aż upuścił tarczę i szybko złapał za trzon
pocisku. Ruszyłam na niego z całą siłą i przewróciłam.
Walnęłam go w czuły punkt na szyi, aż zemdlał.
-
Angela padnij!
Te
słowa wykrzyczała moja przyjaciółka. Ukucnęłam, o mały włos,
a zostałabym przecięta w pół. Osoba zachodząca mnie od tyłu
upadła obok mnie, sycząc z bólu. Ostatkiem sił machnęła i
zraniła mi łydkę. Odskoczyłam na bok, sycząc z bólu.
-
Nic ci nie jest?- spytała Sophie.
-
Wszystko w porządku. O mały włos....- sapnęłam i skierowałam
wzrok na osobę, która zaatakowała z zaskoczenia.
Chłopak
próbował wstać. Był nim Hans od Hermesa. Wredna szuja.
-
Czas na nas.- Powiedziała złotowłosa.
Przebiegając,
pchnęłam syna boga złodziei ramieniem, aż się znowu przewrócił.
Leżeć!
Nadeszła
pora na dalszą część planu. Przebrnęłyśmy przez lodowaty
strumień. Oddalałyśmy się od hałasu dzikiej sieczki, harmider
zastąpił szmer potoku. Zwolniłyśmy tępo, odetchnęłyśmy i
wzięłyśmy porządny łyk wody.
-
Jak na razie całkiem nieźle.- stwierdziła Sophie, obmywając twarz
z krwi. Wyglądała, jakby walczyła z tuzinem herosów... bardzo
prawdopodobne.
-
Racja, nie jest źle.- przytaknęłam i poszłam w jej ślady. Miłe
uczucie orzeźwienia, woda złagodziła rany. Oblałam sobie też
zranioną nogę, musiał użyć dużej mocy, aby przeciąć moje
nagolenniki.
Usłyszałyśmy
szelest krzaków. Ktoś się zbliżał. Sophie pociągnęła mnie za
spory głaz.
-
Słyszałaś?- Szepnęła mi do ucha.
Kiwnęłam
głową i położyłam palec na ustach, aby przekazać jej, aby teraz
byłą cicho.
Przechodzili
obok, na szczęście nie patrzyli w naszą stronę. Byli za bardzo
pochłonięci obmyśleniem taktyki.
-
... jeśli to wypali, to sztandar jest nasz.- mówiła ściszonym
głosem córka Iris, Alice.
Przebiegli
przez strumień na nasz teren.
-
Musimy być pierwsze.- postanowiła Sophie.
Wstałyśmy
i popędziłyśmy dalej przed siebie, nie zważając na pokaleczoną
łydkę.
Zależało
nam tym razem, abyśmy dotarły jak najdalej bez niepotrzebnego
wojowania. Jakieś dziesięć metrów od nas słychać było brzdęki
ostrz uderzających o siebie. To oznaczało, że nasi zaczęli atak
frontalny.
Zostałyśmy
zauważone. Trzech synów Aresa rzuciło się w naszym kierunku.
Sophie starała się och blokować pnączami, ale oni szybko je
cieli.
-
Co teraz? Nie możemy ich za sobą ciągnąć.- syknęła, rzucając
swoje ostre bumerangi. Zraniły ich w ręce, na chwilę stanęli,
jednak potem znów ruszyli. Sierpy wróciły do rąk przyjaciółki.
Myśli
szaleńczo biegały po mojej głowie, aż jedna z nich wydała mi się
najbardziej możliwa do wykonania.
-
Schowaj broń.
Popatrzyła
na mnie ze zdziwieniem, ale przypięła je do uchwytu na biodrach.
-
Trzymaj się.
Złapałam
ją za rękę i pociągnęłam ją za sobą. Obie znalazłyśmy się
w czarnej otchłani. Przeszłyśmy przez świetlisty otwór i
znalazłyśmy się w innym fragmencie lasu. Z daleka ujrzałam Pięść
Zeusa.
To
właśnie był cel naszej podróży. Gdzieś tu powinna być flaga.
---------------------------------------------------
To wszystko na dzisiaj :)
Mile widziane komentarze z opinią na temat tego, jak piszę. Jeśli się spodobała moja "twórczość" to zaobserwuj, aby być na bieżąco ;)
Ciąg dalszy następnym razem!
Teddy
Wiedziałam że poruszy się cieniem ^^
OdpowiedzUsuńKolejny tydzień czekania... Ale warto :3