niedziela, 27 września 2015

Angelika i Obóz Herosów Rozdział 14: "To w końcu pies czy kot?!"

 
Hej Miśki!
Kolejny rozdział, już czternasty! Liczba wyświetleń rośnie, obserwatorów też kilku przybyło. W gronie obserwatorów jest już dziewięciu obserwacji, chciałbyś być kolejną, dopełniającą do dziesięciu? :) Liczę na Was! :D
Zapraszam do czytania!

 -----------------------------------------------
- Znowu miałaś koszmar?- zapytał Nico.
Zegarek wybijał godzinę trzecią. Oszołomiona siedziałam na moim łóżku, obok
dosiadł się mój starszy brat. Serce biło, jak oszalałe, a powietrze jakby nie
chciało wlatywać do płuc. Byłam kompletnie zamurowana. Postarałam się choć
trochę opanować.
- Tak.- westchnęłam.- Przywykłam do tego.
Takie kłamstewko, ale kogo próbuję oszukać? Jego czy może siebie? Przecież
jeszcze niedawno miałam łzy w oczach, jak ocknęłam się z wczorajszego koszmaru.

Kogo chcę oszukać? Raczej swoje serce.

Nastała chwila ciszy. Miałam chwilę aby sobie to wszystko poukładać. A to
wcale nie było proste.
- Wszystko w porządku?- zapytał nieco zmieszany. Chyba nadal się trochę
krępował pytać o takie rzeczy.
- Mogło być gorzej.- uśmiechnęłam się gorzko.- Mogło się to wszystko okazać
prawdą, więc nie jest tak źle.
Im częściej w taki sposób podchodziłam do moich snów, tym szybciej ogarniał
mnie spokój. Sprawdzona metoda. Albo oszustwo... zwał, jak zwał!

Światło księżyca wpadało do pokoju przez przerwę między zasłonami na łóżko
obok mojego. Na nim smacznie spała Hazel. Chyba nic strasznego jej się nie
przyśniło. Tyle dobrego.
Jednak Nico był czymś zaniepokojony, nie musiałam patrzeć na jego oczy (które
z resztą i tak były ledwo widoczne zza kurtyny kruczych włosów), żeby
wiedzieć, co się święci. Też miał zły sen.
- Tobie też się śnił koszmar?- spytałam, choć znałam odpowiedź na to pytanie.
- Sądzę, że znasz odpowiedź na to pytanie.- wysilił się na kwaśny uśmiech, co
u niego jest rzeczą niespotykaną. Czasami mam wrażenie, że oprócz wzywania duchów, Nico potrafi czytać w myślach.- Tak, bolesne wspomnienia. Niby mało, ale
jednak...

Nie musiał kończyć. Wiedziałam, jak to jest, kiedy marzysz o powrocie miłych
chwil, a do umysły przypływają te najgorsze z możliwych. Czarnooki miał dużo
okropnych przeżyć. Chciałabym mu jakoś pomóc.
- Wspomnienia...- powtórzyłam melancholijnie.- Na szczęście tutaj mamy okazje
nabyć kolejne. Szczęśliwsze.
Tym razem na prawdę się do siebie uśmiechnęliśmy. Z opowieści syna Hadesa,
wywnioskowałam, że mało miał dobrych chwil związanych z tym miejscem. Czas to zmienić.
- Spróbujmy zasnąć.- zachęcał Nico, ale sam nie był do końca
przekonany do tego pomysłu.
- Nie wiem, czy to ma sens. Zostały nam cztery godziny.
- Spróbuj.- wstał z mojego łóżka. Nachylił się i pocałował mnie w czoło.- Dobranyks.

Miłe zaskoczenie, syn Hadesa przechodzi samego siebie. Bardzo się cieszę z
tej przemiany. Zaczął jeszcze więcej czerpać z życia, niż na początki naszej
znajomości. Mimo tak krótkiego czasu, widać poprawę. Poczułam ulgę na duchu.

Nico położył się na łóżku pod ścianą równoległą do tej, pod którym znajdowało
się moje łóżko. Przekręcił się twarzą do ściany. Ciekawiło mnie, jak wygląda,
kiedy śpi, a śni mu się jakiś fajny sen, na przykład koncert My Chemical
Romance.

Postąpiłam tak samo, jak brunet i zamknęłam oczy. O dziwo sen przyszedł
szybko. Jednak znowu nie minęła mnie przechadzka po krainie nocnych mar.

Znalazłam się kolejny raz w połaci spowitej ciemnością. Nie widziałam nawet
czubka swojego zadartego nosa, ale słyszałam czyjąś rozmowę. Jeden z głosów
należał do mojej mamy. Błagała o coś jakiegoś mężczyznę o lodowatym i niskim
głosie. Czułam, że należał do Hadesa.
- Proszę, ona nie może...
- Prędzej czy później i tak się wszystkiego dowie. To nieuniknione, moja droga.
Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że mówiąc "droga" wysilił się na
choćby odrobinę czułości.
- Ale to ją zabije, nie rozumiesz!?- krzyknęła rozpaczliwie.

Rozmowa ucichła, znalazłam się w zupełnie innym miejscu. Znalazłam się w
obozie, jedna w zupełnie innym, niż zwykle. Był zniszczony. Zostały same
gruzy. Między ruinami obozowych domków pełzły nieszczęśliwe dusze zmarłych. Znajomych mi osób.
Nagle zaczęły iść w moim kierunku. Szemrały coś półszeptem.
- To twoja wina.- syknął duch dziewczyny o uroczej, jednak teraz zmartwionej
twarzy. To była Sophie.
- C-co, przecież...- kręciłam głową.
- Zapłacisz nam za to.- powiedziała kolejna postać wysokiej nastolatki, nią
okazał się nikt inny, jak Roxy.

Skuliłam się i zakryłam uszy. Nie mogłam tego słuchać, ani na to patrzeć.
Zacisnęłam oczy. Czekałam na koniec snu. Przez moment usłyszałam jakiś inny
odgłos, jakby ktoś mnie wołał, ale nadal nie otworzyłam oczu. Nagle się
uniosłam. Duchy zaczęły wokół mnie lewitować i łapać za ręce oraz nogi.
Usłyszałam ten sam głos, co w poprzedniej części snu.
- Przykro mi.
W tej chwili wszystkie dusze rzuciły się na mnie, wlatując do mojej głowy.
Poczułam niewyobrażalny ból skroni, jakby miało mi rozwalić czaszkę od środka.
- Angelika!

Nagle wszystkie duchy znikły znalazłam się w domku Hadesa. Nade mną stali
Hazel i Nico.
- C-co? O co chodzi?
- Za niedługo śniadanie.
Wstałam w pośpiechu i poszłam do łazienki się ogarnąć. Szybko ubrałam się w
koszulkę obozu herosów i długie, czarne dżinsy.
- Dobra, jestem gotowa.
- A gdzie podziałaś kurtkę?- dopytywała mnie córka Plutona.
- Nigdy nie noszę kurtek.- wzruszyłam ramionami.- Tak już mam.
Hazel założyła staromodny, beżowy płaszczyk. Nico, jak zwykle, miał na sobie
czarną, grubą kurtę, a ja nie raczyłam nawet wziąć bluzy. Nic nie poradzę, że
dobrze znoszę chłód i nie potrzebuję zbędnych warstw.
- Bez gadania, weź bluzę.- nakazał syn Hadesa. Na prawdę się wczuł w rolę
starszego brata! Teraz nie ma przebacz. Odpowiedziałam szerokim uśmiechem i
wzięłam moją popielatą bluzę.
- Co taka zadowolona?- zapytał, unosząc jedną brew.
- A tak sobie.- odpowiedziałam.- Po prostu cieszę się, że mam takie rodzeństwo.

* * *

Czas teraz na opiekę nad najstarszym z rodzeństwa.
- A ty znowu nie jesz.- kolejny raz przekomarzałam się z bratem.
- A tobie co?- burknął.
- Bez gadania, wyczaruj sobie nawet garstkę jagódek.
Widział, że to była minimalna perspektywa ugody. Jednak naprawdę wyczarował
jagody. Uniósł głowę znad talerza i uśmiechnął się z satysfakcją.
- Z tobą, jak z dzieckiem.- pokiwałam głową, zjadając jajecznicę z bekonem.
- Kto to mówi? Nie wiem, czy wiesz, ale ty jesteś z nas najmłodsza. Prawdopodobnie.
Hazel zsunęła brwi. Wsadziła widelec do greckiej sałatki.
- Prawdopodobnie?- zapytała.
Nico wcisnął sobie do ust jedną jagódkę.
- Zastanawiałem się- mówił z intrygą.- czy może nie jesteś w naszym wieku.
Wiesz, co mam na myśli.

O mało nie zadławiłam się francuskim rogalikiem.
- Chyba bym pamiętała takie rzeczy. Przez cały czas byłam z moją mamą u dziadków. To mało prawdopodobne.
- Wcześniej nie pamiętałem tego, co się ze mną działo. To przez Hotel Lotos
wolniej mijał czas.
- Nie byłam nigdy w żadnym hotelu, prócz „Black Pearl”.- zmarszczyłam brwi.

Chwilę zastanawialiśmy się nad tym, co Nico nam powiedział. Z rozmyślania
wyrwała nas Hazel.
- Może Hades po prostu złamał umowę? Z tego, co pamiętam, to Jupiter i
Posejdon tak zrobili.
- To jest możliwe.- przytaknął mój brat.- Dobra, zajmijmy się jedzeniem.-
spojrzał beznamiętnie na talerz z jagodami.

Dzisiaj też było wolne, jak przystało na niedzielę- ludzie, zwierzęta i nimfy-
nie działają. Szkoda, że to nie tyczy się potworów. Równo trzy tygodnie temu
zostałam zaatakowana przez te paskudne wilki. Czemu te kreatury nie mogły wziąć
wolnego?!

Po drodze widziałam, jak Simo, Roxy i Lucy bawią się w berka. Dla innych może
to wydawać się dziecinne, ale jak dla mnie to bardzo miłe, że syn Hefajstosa
zaczyna traktować Lucy, jak własną siostrę. Bałam się, że mała zostanie
odepchnięta, ale widać, że na tego chłopaka można liczyć. Roxy podczas
ucieczki wleciała (i to dosłownie, bo była w tych swoich hermersach...) we
mnie i obie potoczyłyśmy się po trawie. Nico, który szedł ze mną i Hazel,
trochę się przestraszył, ale jak zauważył uśmiech córki Plutona, trochę się
uspokoił.
- Roxy! Co to za przywitanie? Tak witać, to możesz swojego chłopaka!
Roxy opierała się nade mną na wyprostowanych rękach. Uklęknęła, a potem wstała
i przy okazji pomogła mi wstać.
- Tobie też radzę wziąć to pod uwagę, jak będziesz chciała jakiegoś poderwać.-
zaśmiała się.
Właśnie przybiegł Simon.
- Co jest Roxy? O, Angela!- zdziwił się.
- Musisz bardziej ją pilnować! Co z ciebie za facet?! A co by było, gdyby
wpadła na Nico? Nie byłbyś zazdrosny?
Nico zmarszczył czoło i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Nie, bo ona jest moja.- objął ją ramieniem, i klepnął w rękę, po czym
odskoczył i krzyknął "Berek!"
- O ty!- podleciała do nie go i zaczęli na wzajem się szybko zaklepywać i
mówić "Berek!" Zaczęliśmy wolnym krokiem iść do domku. Raz się obejrzałam za siebie i akurat przyłapałam Simona na tym, jak po tym zaklepaniu, szybko ją przygarnął i pocałował. Ona jednak znowu mi oddała, a ten podbiegł do Lucy.

Jak wróciliśmy, to zagraliśmy razem w karty, ale takie bardzo nietypowe. Na nich były podobizny bogów, każdy z nich miał inne umiejętności i wartość siły. Na tych kartach było jeszcze więcej napisanych rzeczy, ale tylko Nico umiał to ogarnąć. My byłyśmy amatorkami i musiałyśmy się go o wszystko pytać.
- Dobra, czas się zbierać na obiad.- powiedział Nico.
On i Hazel podeszli do wieszaków, a ja miałam nadzieję, że szybko czmychnę bez
bluzy, ale jednak nie wyszło.
- Angelika, bluza!
Nie zdążyłam nawet uchylić drzwi, już usłyszałam głos Nico. Odwróciłam się i
napotkałam jego wyciągniętą rękę, w której trzymał ubranie.
- Oh dobra!- szybko pochwyciłam bluzę i założyłam na siebie. Wtedy dopiero
mogliśmy wyjść.

* * *

Po obiedzie postanowiłam, że trochę czasu pobędę w samotności. Hazel namawiała
na spacer, ale odmówiłam. Nico mnie zrozumiał, więc nawet nie próbował mnie
zachęcać.

Jak zwykle: Mp3, słuchawki i nic więcej. Taki spacer dał mi czas na myśli, a
ich miałam bardzo dużo.

Wsadziłam ręce do kieszeni bluzy. Dopiero teraz poczułam , że w środku był
jakiś przedmiot. Złapałam go i wyciągnęłam. Trzymałam trumienkę z tym cholernym
potworkiem w środku. Prezent od Hadesa. Porównałam go z moim nowym
odtwarzaczem od mamy. Kolejny punkt leci do mojej mamy i... bang bang! Mama nokautuje Hadesa w kolejnej rundzie na lepszego rodzica! Brawo!

Przyglądałam się opakowaniu, nic nadzwyczajnego. Postanowiłam porozmawiać na ten temat z Chejronem. Znalazłam go na strzelnicy. Pokazałam opakowanie. Zaczęłam opowiadać o całym zdarzeniu.
- To był kot?- spytał z ciekawością przyglądając się ciemnej trumience.
- Tak, wtedy sam wyskoczył, od tamtej pory nigdy sam nie opuścił pudełka.
- Otwórz je.
- Co? - zapytałam z niedowierzaniem.- Chejronie...
- Otwórz, nic się nie stanie.

Niechętnie sięgnęłam po pudełko, otworzyłam je. Było puste.
- Ale... jak!? Tam były kości! Proszę mi wierzyć! Wcale nie bredzę, to
wszystko jest prawdą!
Patrzyłam na przemian, na pudełko i na centaura. Obdarzył mnie ciepłym
uśmiechem.
- Wierzę ci. Zwierzę wyskoczy z pudełka, kiedy ty tego zechcesz. Nie chciałaś,
aby wyszło i zrobiło komuś krzywdę, dlatego jest puste.
- Już rozumiem.- zamknęłam pudełko.- Czemu to dostałam? Ono miało mnie chronić? Czemu ten kot tak bardzo się bał?
- Koty w rzeczywistości są strachliwe, ale tak na prawdę potrafią być lojalne.
Jakbyś się zachowałam, gdybyś siedziała cały czas w takim pudełku?
No racja, zachowywałabym się pewnie gorzej. Kiwnęłam głowę, wiedziałam co mam
z tym zrobić.
- W porządku Chejronie, dziękuję za pomoc.
Pożegnałam się i poszłam do lasu.

* * *

- Dobra... do dzieła.
Wyjęłam trumienkę i położyłam na trawię. Usiadłam naprzeciw i zaczęłam wołać w
myślał, aby pudełko się otworzyło.

Nic się nie działo. DLACZEGO NIC SIĘ NIE DZIEJE?!
- No co jest?- podrapałam się po głowie. Ekstra, jeszcze mówię sama do
siebie.- Wyłaź, pozwalam ci wyjść.

Znowu nic. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie robię czegoś źle. Może powinnam
wziąć to do ręki?

Pochwyciłam przedmiot, powtórzyłam działania, kolejne nic.
Wróciłam wspomnieniami do tamtej sytuacji. Było ciemno, teraz też się
ściemnia, może powinnam poczekać?
- Nie no, nie chce mi się czekać!- narzekałam, mówiąc sama do siebie.- No pomyślmy, co było dalej? Piper daje mi to do ręki, Austin mówi: "Otwórz to" i...

Stało się. Kości zawirowały i wylądowały przede mną w kształcie kota, ale tym
razem wyglądał zupełnie inaczej. Miał zielone oczka i był rudy w ciemne paski.
Tym razem nie rzucił się na mnie ale znieruchomiał, jakby zastanawiał się, czy
za daną mu wolność nie ma jakiegoś haczyka.
- Spokojnie. Nic ci nie zrobię przecież. Jestem twoją panią, nie chcę, żeby
tobie stała się krzywda.- Mówiłam łagodnie.

Kot jakby zrozumiał. Wolnym krokiem zaczął podchodzić do mnie. Wystawiłam
rękę, aby mógł ją obwąchać.
- Bardzo ładnie.- pochwaliłam.- Grzeczny kotek.

No i wszystko szlag trafił!

Już miałam go pogłaskać, kiedy ten parszywy kocur mnie udziabał. Gwałtownie
zabrałam rękę, a ten wspiął się na drzewo.
- Osz ty gnido! Złaź stąd!
- Na kogo tak krzyczysz?
Odwróciłam się, za mną stał Austin i Sophie. Kolejny raz widziałam córkę
Demeter w śnieżnobiałym szaliku blondyna. Oboje byli opatuleni płaszczami.
Dziewczyna miała nakrycie w kolorze sosnowego igliwia, a syn Apolla o barwie
błękitnego nieba. Czy tylko mi chłód tak nie doskwiera?
- Na tego cholernego kota.- burknęłam patrząc na wysokie gałęzie. Rudzielec
bawił się w najlepsze, drapiąc korę pnia.- A wy co tu robicie? Po co
przyszliście do lasu?
- Szliśmy w stronę truskawkowych pól. Usłyszeliśmy twój wrzask. Myślałam, że
coś ci się stało.- wytłumaczyła Sophie, ogrzewając sobie ręce.- Tak w ogóle,
co to za kot? Nie widziałam go tu wcześniej.

Pokazałam małe pudełeczko. Od razu je poznali. Sophie skrzywiła się, a Austin
zdusił okrzyk zaskoczenia.
- Czy to...
- Tak.- potwierdziłam, zanim zdążył dokończyć.- To właśnie jest to ustrojstwo, które się na ciebie rzuciło w święta.
Złotowłosy prychnął, wolał nie poruszać tego tematu. Nie dziwie mu się. Nie
miał broni, a uratować musiała go właśnie Sophie. Nadal miał bliznę, lecz
ledwo było ją widać spod tej jego grzywki. Jak bogów kocham! Kiedyś mu ją
obetnę i zobaczę co tak chce starannie ukryć.
- Ale wcześniej był czarny.- zdziwił się.
- Co do tego, nie ma wątpliwości. Ten kot jest nienormalny!

Właśnie byliśmy świadkami, jak ten pchlarz skoczył na drugą gałąź i zaczął
wspinać się coraz wyżej.
- Wracaj! Twoja pani się tak uzewnętrznia, a ty co?!- darłam się w niebo.
Sophie chrząknęła.
- Może powinnaś mówić do niego trochę spokojniej?- zaproponowała.
- Nie mam cierpliwości do kotów.- westchnęłam.- Pomożecie mi go ściągnąć?
- A co jak znów nas zaatakuje?- zawahał się Austin.- Lubię kotki, ale te,
które nie drapią wszystkich po twarzy, jakby ktoś przytrzasnął ich ogon drzwiami.
- Znasz jakieś inne?- podniosłam brwi.
- Kiedyś miałem kota. Trzeba tylko wiedzieć, jak należy się z nimi obchodzić.
- To może pomożesz, profesorze Austin?- powiedziałam z przekąsem.
- Dla ciebie Pan Profesor Austin.- uśmiechnął się, kładąc nacisk na pierwszy
wyraz nadanego sobie tytułu.- Dobra, postaram się go ściągnąć.

Wyprostował wskazujący palec. Na jego czubku pokazało się światło. Wskazał
pień drzewa, światełko znalazło się na gałęzi obok kota.
- Pobawimy się, co nie kotku?- mówił łagodnym głosem.
Zwierzę chciało za wszelką cenę złapać promyczek wydobywający się z palca
Austina. Chłopak kierował światełko coraz niżej, aby kot mógł zejść. Po chwili
znalazł się na trawie. Przekręcił się na plecy i wierzgał łapami.
- Widzisz, jakie koty potrafią być urocze?
Urocze. Jeszcze czego. Uroczy może być szczeniaczek, a nie taki sierściuch, który próbuje wydrapać ci oczy. Co w tym słodkiego?!
- Ja tam wolę psy.- prychnęłam.

Jak na zawołanie, kot wstał na dwóch łapach i zamienił się w ślicznego doga
niemieckiego. Miał obsydianowe futro i śliczne oczy, jak kryształki. Miał parę
łatek na łapach i jedną, większą na brzuchu. Zwierze było potężnej postury.
Sophie i Austin z wrażenia wytrzeszczyli oczy. Sama nie mogłam posiąść się z
wrażenia.
- Jaki piękny.- powiedziała Sophie ściszonym głosem.
- Jakim cudem...
Pies podszedł do mnie, sapiąc z wywalonym jęzorem na wierzchu, jakby szykował
się do skoku...
- Angela!
Pies podbiegł i zarzucił na mnie swoje przednie łapy. Zachwiałam się o
gruchnęłam o ziemię z impetem. Mój "malutki piesek" zaczął lizać
mnie po całej twarzy. Śmiałam się do rozpuku, drapałam go za uszami. Udało mi
się wstać, Austin i Sophie westchnęli z ulgą.
- Jak ja kocham psy!- mówiłam zachwycona. Byłam uradowana tą zamianą.
- Taki teraz milusi, a wcześniej to jak skoczył na mnie, to myślałem, że już
po moich oczach. Mam nową bliznę do kolekcji.
- Bliznę? Nie boli? Pokaż!
Sophie chciała odgarnąć jego grzywkę, ale ten się cofnął.
- Nie, to nic poważnego.- wyjąkał speszony.
Po minię blondynki wiedziałam, że ją ta odpowiedź nie usatysfakcjonowała, ale
nie dopytywała dalej. Odezwała się do mnie.
- Dasz jej jakieś imię?
- A skąd wiesz, że to ona?- zaśmiałam się.
- No w sumie... nie wiem, a ty wiesz jakiej jest płci?
- Muszę cię zmartwić, ale to on.- Odpowiedziałam.
Umiem rozpoznawać takie rzeczy, ponieważ wielu klientów hotelu, w którym
pracowałam, miało psy, ale każdy czworonóg się mnie obawiał i uciekał na za
nogi właściciela. Ten jednak się wcale nie strachał. To dobrze, czyli wychodzi
na to, że Angel- piękny pegaz i... Shadow, wcale się mnie nie boją.
- Od dzisiaj będziesz się zwał Shadow.- powiedziała bezpośrednio do ogromnego
psa. Ten usiadł, pogłaskałam go po głowie.
- Dziękuję za pomoc, nie dałabym bez was rady. Ja lecę do domku.
- Nie ma za co, papa.- Pomachał na do widzenia blondyn.

Ja i mój nowy czworonożny przyjaciel wróciliśmy do domku Hadesa. W środku
zastałam rodzeństwo, zdziwili się obecnością zwierzaka.
- A któż to?- zapytała słodko Hazel i przydreptała do nas. Shadow dał się jej
pogłaskać.
- To prezent od naszego taty.
- Czekaj, mówiłaś, że to był kot.- brwi dziewczyny, której zapach przypomina
pierniki, zsunęły się.
- Zmienił się w doga niemieckiego.
- Zdecydowanie lepsza przemiana.- usłyszałam głos czarnowłosego.
Nico po tych słowach uśmiechnął się, ale subtelnie, jakby pomyślał o czymś
miłym. Podszedł i także go pogłaskał, aż się psina przewróciła na grzbiet.
Starszy brat nie przestawał jej głaskać.
- Jak się wabisz?- mówił niepasującym do niego głosem, takim przesłodzonym, po
czym zadał kolejne pytanie.- Nazwałaś go?
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
- Tak, nazywa się Shadow, to samiec.
Nico kiwnął głową, ale ani na chwilę nie zdjął oczu z psa. Wymieniłam
znaczące spojrzenie z Hazel i obie zaczęłyśmy chichotać.
- Co was tak śmieszy? Z pieskiem nie można się pobawić?
Tym razem podniósł głowę, jego wyraz twarzy przypominał wkurzone dziecko.
- No skąd! Po prostu nie wiedziałam, że tak bardzo lubisz zwierzęta.
- A ja wiedziałam, ale nigdy cię takiego nie widziałam! - przestałyśmy
chichotać, ale uśmiech nie zniknął.- Pewnie tęsknisz za Cerberm, prawda?
- Bawiłeś się z Cerberem?! Z tym bydlakiem wielkości dwupiętrowej chałupy?!-
krzyknęłam, podnosząc brwi do góry.
- Hades czasami prosił mnie, abym się nim zajął.- wzruszył ramionami, kontynuował zabawę z psem.- Lubi, jak rzucam mu czerwoną, gumową piłeczkę.
- Czy ty właśnie powiedziałeś, tak od niechcenia, że bawiłeś się w aportowanie
z potworem, który wylegiwuje się u tatusia w Podziemiu?!
- Właśnie tak.- powiedział ze spokoje, potem jednak szybko poprawił.- To nie
potwór!
Uniosłam ręce w geście przeprosin. Nie można przecież oceniać książki po
okładce.
- Racja, przepraszam.

Poszliśmy razem na spacer, wraz z naszym nowym członkiem rodziny. Pomyślałam,
że fajnie będzie, jak zostanie w naszym domku. Jak będzie się dobrze
sprawował, to kiedyś pozwolę mu połazić po obozie bez opieki, ale jak na razie
potrzeba mu ćwiczeń. Nico miał ze sobą sławną, czerwoną, gumową piłeczkę do
rzucania. Shadow bardzo polubił naszą trójkę, jednak chyba nie był miło
nastawiony do innych. Ilekroć widział dzieci Apolla (W tym Austina), to zawsze
warczał i obnażał kły. Może taka jego natura? Może miał nietolerancje dzieci
boga światła i życia? Spotkaliśmy Franka, opowiedział nam o jego walkach z
dziećmi Aresa.
- Aż czasem mi wstyd, że dzieci Aresa mogą być takie wredne.- mówił z wyrzutami.- Jaki on śliczny!- pochwalił psa.

Nadszedł czas rozstania. Po tych kilku dniach spędzonych razem, nasi goście
musieli opuścić Obóz Herosów. Odbyło się ognisko pożegnalne, rozstaliśmy się.
Mi i Nico było bardzo smutno z powodu Hazel, w jej obecności było coś
radosnego i dobrego, a teraz ona nas opuszcza. Obiecałam sobie, że przy
najbliższej okazji to my ją odwiedzimy.
-------------------------------------------------
 
To tyle na dzisiaj :)
Nie wiem jak wy, ale ja osobiście przepadam za dziećmi Hadesa. Lubię o nich pisać, zwłaszcza takie typowo bratersko-siostrzane momenty <3 A co wy o tym sądzicie? Pozdrawiam wszystkich herosów!
Teddy

6 komentarzy:

  1. Ta bluza XD Nico wczul sie w role braciszka xD I ja tez zdecydowanie wole psy, wiec sie nie dziwie ^^
    Po raz kolejny powtarzam ci, ze jestes genialna i czekam na nastepny rozdzial!!!
    Iza

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski rozdział <3 i te my chemical romace <3 (największa fanka) też bym chciała takieg braciszka ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    Od początku dziękuję niebiosom, że tu trafiłam, bo piszesz genialnie i nie wiem jak mogłabym to przegapić..
    Byłby to wielki grzech!
    Dlatego dodaję do obserwacji i czekam na więcej!
    Pozdrawiam serdecznie
    http://city-of-lost-soul.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń