Hej
Miśki!
Kolejny
rozdział, już czternasty! Liczba wyświetleń rośnie, obserwatorów
też kilku przybyło. W gronie obserwatorów jest już dziewięciu
obserwacji, chciałbyś być kolejną, dopełniającą do dziesięciu?
:) Liczę na Was! :D
Zapraszam
do czytania!
-----------------------------------------------
-
Znowu
miałaś koszmar?- zapytał Nico.
Zegarek
wybijał godzinę trzecią. Oszołomiona siedziałam na moim łóżku,
obok
dosiadł
się mój starszy brat. Serce biło, jak oszalałe, a powietrze jakby
nie
chciało
wlatywać do płuc. Byłam kompletnie zamurowana. Postarałam się
choć
trochę
opanować.
-
Tak.- westchnęłam.- Przywykłam do tego.
Takie
kłamstewko, ale kogo próbuję oszukać? Jego czy może siebie?
Przecież
jeszcze
niedawno miałam łzy w oczach, jak ocknęłam się z wczorajszego
koszmaru.
Kogo
chcę oszukać? Raczej swoje serce.
Nastała
chwila ciszy. Miałam chwilę aby sobie to wszystko poukładać. A to
wcale
nie było proste.
-
Wszystko w porządku?- zapytał nieco zmieszany. Chyba nadal się
trochę
krępował
pytać o takie rzeczy.
-
Mogło być gorzej.- uśmiechnęłam się gorzko.- Mogło się to
wszystko okazać
prawdą,
więc nie jest tak źle.
Im
częściej w taki sposób podchodziłam do moich snów, tym szybciej
ogarniał
mnie
spokój. Sprawdzona metoda. Albo oszustwo... zwał, jak zwał!
Światło
księżyca wpadało do pokoju przez przerwę między zasłonami na
łóżko
obok
mojego. Na nim smacznie spała Hazel. Chyba nic strasznego jej się
nie
przyśniło.
Tyle dobrego.
Jednak
Nico był czymś zaniepokojony, nie musiałam patrzeć na jego oczy
(które
z
resztą i tak były ledwo widoczne zza kurtyny kruczych włosów),
żeby
wiedzieć,
co się święci. Też miał zły sen.
-
Tobie też się śnił koszmar?- spytałam, choć znałam odpowiedź
na to pytanie.
-
Sądzę, że znasz odpowiedź na to pytanie.- wysilił się na kwaśny
uśmiech, co
u
niego jest rzeczą niespotykaną. Czasami mam wrażenie, że oprócz
wzywania duchów, Nico potrafi czytać w myślach.- Tak, bolesne
wspomnienia. Niby mało, ale
jednak...
Nie
musiał kończyć. Wiedziałam, jak to jest, kiedy marzysz o powrocie
miłych
chwil,
a do umysły przypływają te najgorsze z możliwych. Czarnooki miał
dużo
okropnych
przeżyć. Chciałabym mu jakoś pomóc.
-
Wspomnienia...- powtórzyłam melancholijnie.- Na szczęście tutaj
mamy okazje
nabyć
kolejne. Szczęśliwsze.
Tym
razem na prawdę się do siebie uśmiechnęliśmy. Z opowieści syna
Hadesa,
wywnioskowałam,
że mało miał dobrych chwil związanych z tym miejscem. Czas to
zmienić.
-
Spróbujmy zasnąć.- zachęcał Nico, ale sam nie był do końca
przekonany
do tego pomysłu.
-
Nie wiem, czy to ma sens. Zostały nam cztery godziny.
-
Spróbuj.- wstał z mojego łóżka. Nachylił się i pocałował
mnie w czoło.- Dobranyks.
Miłe
zaskoczenie, syn Hadesa przechodzi samego siebie. Bardzo się cieszę
z
tej
przemiany. Zaczął jeszcze więcej czerpać z życia, niż na
początki naszej
znajomości.
Mimo tak krótkiego czasu, widać poprawę. Poczułam ulgę na duchu.
Nico
położył się na łóżku pod ścianą równoległą do tej, pod
którym znajdowało
się
moje łóżko. Przekręcił się twarzą do ściany. Ciekawiło mnie,
jak wygląda,
kiedy
śpi, a śni mu się jakiś fajny sen, na przykład koncert My
Chemical
Romance.
Postąpiłam
tak samo, jak brunet i zamknęłam oczy. O dziwo sen przyszedł
szybko.
Jednak znowu nie minęła mnie przechadzka po krainie nocnych mar.
Znalazłam
się kolejny raz w połaci spowitej ciemnością. Nie widziałam
nawet
czubka
swojego zadartego nosa, ale słyszałam czyjąś rozmowę. Jeden z
głosów
należał
do mojej mamy. Błagała o coś jakiegoś mężczyznę o lodowatym i
niskim
głosie.
Czułam, że należał do Hadesa.
-
Proszę, ona nie może...
-
Prędzej czy później i tak się wszystkiego dowie. To nieuniknione,
moja droga.
Jakoś
nie chciało mi się wierzyć, że mówiąc "droga" wysilił
się na
choćby
odrobinę czułości.
-
Ale to ją zabije, nie rozumiesz!?- krzyknęła rozpaczliwie.
Rozmowa
ucichła, znalazłam się w zupełnie innym miejscu. Znalazłam się
w
obozie,
jedna w zupełnie innym, niż zwykle. Był zniszczony. Zostały same
gruzy.
Między ruinami obozowych domków pełzły nieszczęśliwe dusze
zmarłych. Znajomych mi osób.
Nagle
zaczęły iść w moim kierunku. Szemrały coś półszeptem.
-
To twoja wina.- syknął duch dziewczyny o uroczej, jednak teraz
zmartwionej
twarzy.
To była Sophie.
-
C-co, przecież...- kręciłam głową.
-
Zapłacisz nam za to.- powiedziała kolejna postać wysokiej
nastolatki, nią
okazał
się nikt inny, jak Roxy.
Skuliłam
się i zakryłam uszy. Nie mogłam tego słuchać, ani na to patrzeć.
Zacisnęłam
oczy. Czekałam na koniec snu. Przez moment usłyszałam jakiś inny
odgłos,
jakby ktoś mnie wołał, ale nadal nie otworzyłam oczu. Nagle się
uniosłam.
Duchy zaczęły wokół mnie lewitować i łapać za ręce oraz nogi.
Usłyszałam
ten sam głos, co w poprzedniej części snu.
-
Przykro mi.
W
tej chwili wszystkie dusze rzuciły się na mnie, wlatując do mojej
głowy.
Poczułam
niewyobrażalny ból skroni, jakby miało mi rozwalić czaszkę od
środka.
-
Angelika!
Nagle
wszystkie duchy znikły znalazłam się w domku Hadesa. Nade mną
stali
Hazel
i Nico.
-
C-co? O co chodzi?
-
Za niedługo śniadanie.
Wstałam
w pośpiechu i poszłam do łazienki się ogarnąć. Szybko ubrałam
się w
koszulkę
obozu herosów i długie, czarne dżinsy.
-
Dobra, jestem gotowa.
-
A gdzie podziałaś kurtkę?- dopytywała mnie córka Plutona.
-
Nigdy nie noszę kurtek.- wzruszyłam ramionami.- Tak już mam.
Hazel
założyła staromodny, beżowy płaszczyk. Nico, jak zwykle, miał
na sobie
czarną,
grubą kurtę, a ja nie raczyłam nawet wziąć bluzy. Nic nie
poradzę, że
dobrze
znoszę chłód i nie potrzebuję zbędnych warstw.
-
Bez gadania, weź bluzę.- nakazał syn Hadesa. Na prawdę się wczuł
w rolę
starszego
brata! Teraz nie ma przebacz. Odpowiedziałam szerokim uśmiechem i
wzięłam
moją popielatą bluzę.
-
Co taka zadowolona?- zapytał, unosząc jedną brew.
-
A tak sobie.- odpowiedziałam.- Po prostu cieszę się, że mam takie
rodzeństwo.
*
* *
Czas
teraz na opiekę nad najstarszym z rodzeństwa.
-
A ty znowu nie jesz.- kolejny raz przekomarzałam się z bratem.
-
A tobie co?- burknął.
-
Bez gadania, wyczaruj sobie nawet garstkę jagódek.
Widział,
że to była minimalna perspektywa ugody. Jednak naprawdę wyczarował
jagody.
Uniósł głowę znad talerza i uśmiechnął się z satysfakcją.
-
Z tobą, jak z dzieckiem.- pokiwałam głową, zjadając jajecznicę
z bekonem.
-
Kto to mówi? Nie wiem, czy wiesz, ale ty jesteś z nas najmłodsza.
Prawdopodobnie.
Hazel
zsunęła brwi. Wsadziła widelec do greckiej sałatki.
-
Prawdopodobnie?- zapytała.
Nico
wcisnął sobie do ust jedną jagódkę.
-
Zastanawiałem się- mówił z intrygą.- czy może nie jesteś w
naszym wieku.
Wiesz,
co mam na myśli.
O
mało nie zadławiłam się francuskim rogalikiem.
-
Chyba bym pamiętała takie rzeczy. Przez cały czas byłam z moją
mamą u dziadków. To mało prawdopodobne.
-
Wcześniej nie pamiętałem tego, co się ze mną działo. To przez
Hotel Lotos
wolniej
mijał czas.
-
Nie byłam nigdy w żadnym hotelu, prócz „Black Pearl”.-
zmarszczyłam brwi.
Chwilę
zastanawialiśmy się nad tym, co Nico nam powiedział. Z rozmyślania
wyrwała
nas Hazel.
-
Może Hades po prostu złamał umowę? Z tego, co pamiętam, to
Jupiter i
Posejdon
tak zrobili.
-
To jest możliwe.- przytaknął mój brat.- Dobra, zajmijmy się
jedzeniem.-
spojrzał
beznamiętnie na talerz z jagodami.
Dzisiaj
też było wolne, jak przystało na niedzielę- ludzie, zwierzęta i
nimfy-
nie
działają. Szkoda, że to nie tyczy się potworów. Równo trzy
tygodnie temu
zostałam
zaatakowana przez te paskudne wilki. Czemu te kreatury nie mogły
wziąć
wolnego?!
Po
drodze widziałam, jak Simo, Roxy i Lucy bawią się w berka. Dla
innych może
to
wydawać się dziecinne, ale jak dla mnie to bardzo miłe, że syn
Hefajstosa
zaczyna
traktować Lucy, jak własną siostrę. Bałam się, że mała
zostanie
odepchnięta,
ale widać, że na tego chłopaka można liczyć. Roxy podczas
ucieczki
wleciała (i to dosłownie, bo była w tych swoich hermersach...) we
mnie
i obie potoczyłyśmy się po trawie. Nico, który szedł ze mną i
Hazel,
trochę
się przestraszył, ale jak zauważył uśmiech córki Plutona,
trochę się
uspokoił.
-
Roxy! Co to za przywitanie? Tak witać, to możesz swojego chłopaka!
Roxy
opierała się nade mną na wyprostowanych rękach. Uklęknęła, a
potem wstała
i
przy okazji pomogła mi wstać.
-
Tobie też radzę wziąć to pod uwagę, jak będziesz chciała
jakiegoś poderwać.-
zaśmiała
się.
Właśnie
przybiegł Simon.
-
Co jest Roxy? O, Angela!- zdziwił się.
-
Musisz bardziej ją pilnować! Co z ciebie za facet?! A co by było,
gdyby
wpadła
na Nico? Nie byłbyś zazdrosny?
Nico
zmarszczył czoło i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
-
Nie, bo ona jest moja.- objął ją ramieniem, i klepnął w rękę,
po czym
odskoczył
i krzyknął "Berek!"
-
O ty!- podleciała do nie go i zaczęli na wzajem się szybko
zaklepywać i
mówić
"Berek!" Zaczęliśmy wolnym krokiem iść do domku. Raz
się obejrzałam za siebie i akurat przyłapałam Simona na tym, jak
po tym zaklepaniu, szybko ją przygarnął i pocałował. Ona jednak
znowu mi oddała, a ten podbiegł do Lucy.
Jak
wróciliśmy, to zagraliśmy razem w karty, ale takie bardzo
nietypowe. Na nich były podobizny bogów, każdy z nich miał inne
umiejętności i wartość siły. Na tych kartach było jeszcze
więcej napisanych rzeczy, ale tylko Nico umiał to ogarnąć. My
byłyśmy amatorkami i musiałyśmy się go o wszystko pytać.
-
Dobra, czas się zbierać na obiad.- powiedział Nico.
On
i Hazel podeszli do wieszaków, a ja miałam nadzieję, że szybko
czmychnę bez
bluzy,
ale jednak nie wyszło.
-
Angelika, bluza!
Nie
zdążyłam nawet uchylić drzwi, już usłyszałam głos Nico.
Odwróciłam się i
napotkałam
jego wyciągniętą rękę, w której trzymał ubranie.
-
Oh dobra!- szybko pochwyciłam bluzę i założyłam na siebie. Wtedy
dopiero
mogliśmy
wyjść.
*
* *
Po
obiedzie postanowiłam, że trochę czasu pobędę w samotności.
Hazel namawiała
na
spacer, ale odmówiłam. Nico mnie zrozumiał, więc nawet nie
próbował mnie
zachęcać.
Jak
zwykle: Mp3, słuchawki i nic więcej. Taki spacer dał mi czas na
myśli, a
ich
miałam bardzo dużo.
Wsadziłam
ręce do kieszeni bluzy. Dopiero teraz poczułam , że w środku był
jakiś
przedmiot. Złapałam go i wyciągnęłam. Trzymałam trumienkę z
tym cholernym
potworkiem
w środku. Prezent od Hadesa. Porównałam go z moim nowym
odtwarzaczem
od mamy. Kolejny punkt leci do mojej mamy i... bang bang! Mama
nokautuje Hadesa w kolejnej rundzie na lepszego rodzica! Brawo!
Przyglądałam
się opakowaniu, nic nadzwyczajnego. Postanowiłam porozmawiać na
ten temat z Chejronem. Znalazłam go na strzelnicy. Pokazałam
opakowanie. Zaczęłam opowiadać o całym zdarzeniu.
-
To był kot?- spytał z ciekawością przyglądając się ciemnej
trumience.
-
Tak, wtedy sam wyskoczył, od tamtej pory nigdy sam nie opuścił
pudełka.
-
Otwórz je.
-
Co? - zapytałam z niedowierzaniem.- Chejronie...
-
Otwórz, nic się nie stanie.
Niechętnie
sięgnęłam po pudełko, otworzyłam je. Było puste.
-
Ale... jak!? Tam były kości! Proszę mi wierzyć! Wcale nie bredzę,
to
wszystko
jest prawdą!
Patrzyłam
na przemian, na pudełko i na centaura. Obdarzył mnie ciepłym
uśmiechem.
-
Wierzę ci. Zwierzę wyskoczy z pudełka, kiedy ty tego zechcesz. Nie
chciałaś,
aby
wyszło i zrobiło komuś krzywdę, dlatego jest puste.
-
Już rozumiem.- zamknęłam pudełko.- Czemu to dostałam? Ono miało
mnie chronić? Czemu ten kot tak bardzo się bał?
-
Koty w rzeczywistości są strachliwe, ale tak na prawdę potrafią
być lojalne.
Jakbyś
się zachowałam, gdybyś siedziała cały czas w takim pudełku?
No
racja, zachowywałabym się pewnie gorzej. Kiwnęłam głowę,
wiedziałam co mam
z
tym zrobić.
-
W porządku Chejronie, dziękuję za pomoc.
Pożegnałam
się i poszłam do lasu.
*
* *
-
Dobra... do dzieła.
Wyjęłam
trumienkę i położyłam na trawię. Usiadłam naprzeciw i zaczęłam
wołać w
myślał,
aby pudełko się otworzyło.
Nic
się nie działo. DLACZEGO NIC SIĘ NIE DZIEJE?!
-
No co jest?- podrapałam się po głowie. Ekstra, jeszcze mówię
sama do
siebie.-
Wyłaź, pozwalam ci wyjść.
Znowu
nic. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie robię czegoś źle. Może
powinnam
wziąć
to do ręki?
Pochwyciłam
przedmiot, powtórzyłam działania, kolejne nic.
Wróciłam
wspomnieniami do tamtej sytuacji. Było ciemno, teraz też się
ściemnia,
może powinnam poczekać?
-
Nie no, nie chce mi się czekać!- narzekałam, mówiąc sama do
siebie.- No pomyślmy, co było dalej? Piper daje mi to do ręki,
Austin mówi: "Otwórz to" i...
Stało
się. Kości zawirowały i wylądowały przede mną w kształcie
kota, ale tym
razem
wyglądał zupełnie inaczej. Miał zielone oczka i był rudy w
ciemne paski.
Tym
razem nie rzucił się na mnie ale znieruchomiał, jakby zastanawiał
się, czy
za
daną mu wolność nie ma jakiegoś haczyka.
-
Spokojnie. Nic ci nie zrobię przecież. Jestem twoją panią, nie
chcę, żeby
tobie
stała się krzywda.- Mówiłam łagodnie.
Kot
jakby zrozumiał. Wolnym krokiem zaczął podchodzić do mnie.
Wystawiłam
rękę,
aby mógł ją obwąchać.
-
Bardzo ładnie.- pochwaliłam.- Grzeczny kotek.
No
i wszystko szlag trafił!
Już
miałam go pogłaskać, kiedy ten parszywy kocur mnie udziabał.
Gwałtownie
zabrałam
rękę, a ten wspiął się na drzewo.
-
Osz ty gnido! Złaź stąd!
-
Na kogo tak krzyczysz?
Odwróciłam
się, za mną stał Austin i Sophie. Kolejny raz widziałam córkę
Demeter
w śnieżnobiałym szaliku blondyna. Oboje byli opatuleni płaszczami.
Dziewczyna
miała nakrycie w kolorze sosnowego igliwia, a syn Apolla o barwie
błękitnego
nieba. Czy tylko mi chłód tak nie doskwiera?
-
Na tego cholernego kota.- burknęłam patrząc na wysokie gałęzie.
Rudzielec
bawił
się w najlepsze, drapiąc korę pnia.- A wy co tu robicie? Po co
przyszliście
do lasu?
-
Szliśmy w stronę truskawkowych pól. Usłyszeliśmy twój wrzask.
Myślałam, że
coś
ci się stało.- wytłumaczyła Sophie, ogrzewając sobie ręce.- Tak
w ogóle,
co
to za kot? Nie widziałam go tu wcześniej.
Pokazałam
małe pudełeczko. Od razu je poznali. Sophie skrzywiła się, a
Austin
zdusił
okrzyk zaskoczenia.
-
Czy to...
-
Tak.- potwierdziłam, zanim zdążył dokończyć.- To właśnie jest
to ustrojstwo, które się na ciebie rzuciło w święta.
Złotowłosy
prychnął, wolał nie poruszać tego tematu. Nie dziwie mu się. Nie
miał
broni, a uratować musiała go właśnie Sophie. Nadal miał bliznę,
lecz
ledwo
było ją widać spod tej jego grzywki. Jak bogów kocham! Kiedyś mu
ją
obetnę
i zobaczę co tak chce starannie ukryć.
-
Ale wcześniej był czarny.- zdziwił się.
-
Co do tego, nie ma wątpliwości. Ten kot jest nienormalny!
Właśnie
byliśmy świadkami, jak ten pchlarz skoczył na drugą gałąź i
zaczął
wspinać
się coraz wyżej.
-
Wracaj! Twoja pani się tak uzewnętrznia, a ty co?!- darłam się w
niebo.
Sophie
chrząknęła.
-
Może powinnaś mówić do niego trochę spokojniej?- zaproponowała.
-
Nie mam cierpliwości do kotów.- westchnęłam.- Pomożecie mi go
ściągnąć?
-
A co jak znów nas zaatakuje?- zawahał się Austin.- Lubię kotki,
ale te,
które
nie drapią wszystkich po twarzy, jakby ktoś przytrzasnął ich ogon
drzwiami.
-
Znasz jakieś inne?- podniosłam brwi.
-
Kiedyś miałem kota. Trzeba tylko wiedzieć, jak należy się z nimi
obchodzić.
-
To może pomożesz, profesorze Austin?- powiedziałam z przekąsem.
-
Dla ciebie Pan Profesor Austin.- uśmiechnął się, kładąc nacisk
na pierwszy
wyraz
nadanego sobie tytułu.- Dobra, postaram się go ściągnąć.
Wyprostował
wskazujący palec. Na jego czubku pokazało się światło. Wskazał
pień
drzewa, światełko znalazło się na gałęzi obok kota.
-
Pobawimy się, co nie kotku?- mówił łagodnym głosem.
Zwierzę
chciało za wszelką cenę złapać promyczek wydobywający się z
palca
Austina.
Chłopak kierował światełko coraz niżej, aby kot mógł zejść.
Po chwili
znalazł
się na trawie. Przekręcił się na plecy i wierzgał łapami.
-
Widzisz, jakie koty potrafią być urocze?
Urocze.
Jeszcze czego. Uroczy może być szczeniaczek, a nie taki sierściuch,
który próbuje wydrapać ci oczy. Co w tym słodkiego?!
-
Ja tam wolę psy.- prychnęłam.
Jak
na zawołanie, kot wstał na dwóch łapach i zamienił się w
ślicznego doga
niemieckiego.
Miał obsydianowe futro i śliczne oczy, jak kryształki. Miał parę
łatek
na łapach i jedną, większą na brzuchu. Zwierze było potężnej
postury.
Sophie
i Austin z wrażenia wytrzeszczyli oczy. Sama nie mogłam posiąść
się z
wrażenia.
-
Jaki piękny.- powiedziała Sophie ściszonym głosem.
-
Jakim cudem...
Pies
podszedł do mnie, sapiąc z wywalonym jęzorem na wierzchu, jakby
szykował
się
do skoku...
-
Angela!
Pies
podbiegł i zarzucił na mnie swoje przednie łapy. Zachwiałam się
o
gruchnęłam
o ziemię z impetem. Mój "malutki piesek" zaczął lizać
mnie
po całej twarzy. Śmiałam się do rozpuku, drapałam go za uszami.
Udało mi
się
wstać, Austin i Sophie westchnęli z ulgą.
-
Jak ja kocham psy!- mówiłam zachwycona. Byłam uradowana tą
zamianą.
-
Taki teraz milusi, a wcześniej to jak skoczył na mnie, to myślałem,
że już
po
moich oczach. Mam nową bliznę do kolekcji.
-
Bliznę? Nie boli? Pokaż!
Sophie
chciała odgarnąć jego grzywkę, ale ten się cofnął.
-
Nie, to nic poważnego.- wyjąkał speszony.
Po
minię blondynki wiedziałam, że ją ta odpowiedź nie
usatysfakcjonowała, ale
nie
dopytywała dalej. Odezwała się do mnie.
-
Dasz jej jakieś imię?
-
A skąd wiesz, że to ona?- zaśmiałam się.
-
No w sumie... nie wiem, a ty wiesz jakiej jest płci?
-
Muszę cię zmartwić, ale to on.- Odpowiedziałam.
Umiem
rozpoznawać takie rzeczy, ponieważ wielu klientów hotelu, w którym
pracowałam,
miało psy, ale każdy czworonóg się mnie obawiał i uciekał na za
nogi
właściciela. Ten jednak się wcale nie strachał. To dobrze, czyli
wychodzi
na
to, że Angel- piękny pegaz i... Shadow, wcale się mnie nie boją.
-
Od dzisiaj będziesz się zwał Shadow.- powiedziała bezpośrednio
do ogromnego
psa.
Ten usiadł, pogłaskałam go po głowie.
-
Dziękuję za pomoc, nie dałabym bez was rady. Ja lecę do domku.
-
Nie ma za co, papa.- Pomachał na do widzenia blondyn.
Ja
i mój nowy czworonożny przyjaciel wróciliśmy do domku Hadesa. W
środku
zastałam
rodzeństwo, zdziwili się obecnością zwierzaka.
-
A któż to?- zapytała słodko Hazel i przydreptała do nas. Shadow
dał się jej
pogłaskać.
-
To prezent od naszego taty.
-
Czekaj, mówiłaś, że to był kot.- brwi dziewczyny, której zapach
przypomina
pierniki,
zsunęły się.
-
Zmienił się w doga niemieckiego.
-
Zdecydowanie lepsza przemiana.- usłyszałam głos czarnowłosego.
Nico
po tych słowach uśmiechnął się, ale subtelnie, jakby pomyślał
o czymś
miłym.
Podszedł i także go pogłaskał, aż się psina przewróciła na
grzbiet.
Starszy
brat nie przestawał jej głaskać.
-
Jak się wabisz?- mówił niepasującym do niego głosem, takim
przesłodzonym, po
czym
zadał kolejne pytanie.- Nazwałaś go?
Nie
mogłam powstrzymać uśmiechu.
-
Tak, nazywa się Shadow, to samiec.
Nico
kiwnął głową, ale ani na chwilę nie zdjął oczu z psa.
Wymieniłam
znaczące
spojrzenie z Hazel i obie zaczęłyśmy chichotać.
-
Co was tak śmieszy? Z pieskiem nie można się pobawić?
Tym
razem podniósł głowę, jego wyraz twarzy przypominał wkurzone
dziecko.
-
No skąd! Po prostu nie wiedziałam, że tak bardzo lubisz zwierzęta.
-
A ja wiedziałam, ale nigdy cię takiego nie widziałam! -
przestałyśmy
chichotać,
ale uśmiech nie zniknął.- Pewnie tęsknisz za Cerberm, prawda?
-
Bawiłeś się z Cerberem?! Z tym bydlakiem wielkości dwupiętrowej
chałupy?!-
krzyknęłam,
podnosząc brwi do góry.
-
Hades czasami prosił mnie, abym się nim zajął.- wzruszył
ramionami, kontynuował zabawę z psem.- Lubi, jak rzucam mu
czerwoną, gumową piłeczkę.
-
Czy ty właśnie powiedziałeś, tak od niechcenia, że bawiłeś się
w aportowanie
z
potworem, który wylegiwuje się u tatusia w Podziemiu?!
-
Właśnie tak.- powiedział ze spokoje, potem jednak szybko
poprawił.- To nie
potwór!
Uniosłam
ręce w geście przeprosin. Nie można przecież oceniać książki
po
okładce.
-
Racja, przepraszam.
Poszliśmy
razem na spacer, wraz z naszym nowym członkiem rodziny. Pomyślałam,
że
fajnie będzie, jak zostanie w naszym domku. Jak będzie się dobrze
sprawował,
to kiedyś pozwolę mu połazić po obozie bez opieki, ale jak na
razie
potrzeba
mu ćwiczeń. Nico miał ze sobą sławną, czerwoną, gumową
piłeczkę do
rzucania.
Shadow bardzo polubił naszą trójkę, jednak chyba nie był miło
nastawiony
do innych. Ilekroć widział dzieci Apolla (W tym Austina), to zawsze
warczał
i obnażał kły. Może taka jego natura? Może miał nietolerancje
dzieci
boga
światła i życia? Spotkaliśmy Franka, opowiedział nam o jego
walkach z
dziećmi
Aresa.
-
Aż czasem mi wstyd, że dzieci Aresa mogą być takie wredne.- mówił
z wyrzutami.- Jaki on śliczny!- pochwalił psa.
Nadszedł
czas rozstania. Po tych kilku dniach spędzonych razem, nasi goście
musieli
opuścić Obóz Herosów. Odbyło się ognisko pożegnalne,
rozstaliśmy się.
Mi
i Nico było bardzo smutno z powodu Hazel, w jej obecności było coś
radosnego
i dobrego, a teraz ona nas opuszcza. Obiecałam sobie, że przy
najbliższej
okazji to my ją odwiedzimy.
-------------------------------------------------
To
tyle na dzisiaj :)
Nie
wiem jak wy, ale ja osobiście przepadam za dziećmi Hadesa. Lubię o
nich pisać, zwłaszcza takie typowo bratersko-siostrzane momenty <3
A co wy o tym sądzicie? Pozdrawiam wszystkich herosów!
Teddy
Ta bluza XD Nico wczul sie w role braciszka xD I ja tez zdecydowanie wole psy, wiec sie nie dziwie ^^
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny powtarzam ci, ze jestes genialna i czekam na nastepny rozdzial!!!
Iza
A ja po raz kolejny ci dziękuję!!! <3
UsuńBoski rozdział <3 i te my chemical romace <3 (największa fanka) też bym chciała takieg braciszka ;/
OdpowiedzUsuńKto by nie chciał? ;) Dziękuję :D
UsuńHej!
OdpowiedzUsuńOd początku dziękuję niebiosom, że tu trafiłam, bo piszesz genialnie i nie wiem jak mogłabym to przegapić..
Byłby to wielki grzech!
Dlatego dodaję do obserwacji i czekam na więcej!
Pozdrawiam serdecznie
http://city-of-lost-soul.blogspot.com/
Bardzo dziękuję!!! <3
Usuń