sobota, 26 grudnia 2015

Angelika i Obóz Herosów Rozdział 20: " Nie, nie chcę orzechów!"


Hej Miśki!
Hoł hoł hoł, Merry Christmas everyone!!
Święta święta i już po… a ja wracam z przytupem! To będzie pierwszy rozdział związany z nadchodzącą akcją w tym opowiadaniu, strasznie się cieszę! ^^
Trochę krótki, ale mam nadzieję, że się spodoba ;)
Zapraszam do czytania!
------------------------------
Podziwiałam chmury za małym okienkiem samolotu. Obok mnie siedział Robin, a z drugiej strony Roxy. Dziewczyna smacznie chrapała oparta na ramieniu czarnowłosego. Tłumaczyła się tym, że sen jej z oczu ciągle uciekał tej nocy, więc miała nieodpartą ochotę kimania. Mi też powoli oczka się przymykały, ale nadal bacznie wpatrywałam się w niebo. Po pewnym czasie moja głowa również opadła na ramię syna Hekate. Czułam, jak się wiercił, ale po jakiejś chwili poczułam, jak kładzie swój policzek na czubek mojej głowy. Jego włosy opadały mi na czoło.
Pewnie też nie mógł spać.

Nagle otworzyłam oczy, usłyszałam alarm, coś zawisło przed naszymi twarzami.
- Proszę założyć maski tlenowe. Powtarzam, proszę założyć...
Pilot nie dokończył, samolot gwałtownie się przekręcił na stronę okna, przy którym siedziałam. Robin i Roxy gwałtownie przycisnęli mnie do niego, przez chwilę zabrakło mi powietrza, ale na szczęście szybko się wyprostowali. Odetchnęłam z ulgą.
- Co się dzieje?
Pasażerów było nie wielu, szybko pochwycili maseczki i zaczęli się modlić. Zapieliśmy pasy. Kiedy chciałam popatrzeć na niebo, zrobiło mi się nie dobrze. Teraz zamiast białych kłębków widziałam spore fale Oceanu Atlantyckiego.

Przyszła do nas stewardessa w niebieskiej miniówce, marynarce i dziwnej czapeczce niczym z filmów.
- Proszę założyć maseczki.- powiedziała sztucznie łagodnym głosem, ukrywającym nacisk.

Rozejrzałam się, wszyscy nagle usnęli.
Bo założyli te gówniane maski!
- Nie! Zostawcie to!- wyprzedziła mnie Roxy.
- Coś pani przeszkadza? Życzy pani sobie paczkę orzeszków.
- Dziękujemy, ale nie skorzystamy- Odparł Robin, uderzając ją rękojeścią miecza w brzuch, aż kobieta się przewróciła.- potworze.

Samolot robił ogromny slalom, jakby nie miał zamiaru lecieć normalnie. Byliśmy coraz bliżej wody, a potem coraz dalej.
- Jakieś pomysły?
- Chyba musimy uporać się z tym.
Córka Hermesa wskazała palcem na grupkę kobiet... a raczej tego, co po nich pozostało, bo teraz wyglądały, jak harpie w czystej (brudnej…) postaci.

- O cholera. Nie mogę odpiąć pasów!
Szarpałam, ale nic to nie dawało, mało tego, jeszcze bardziej się zacisnęły. Moi przyjaciele też się miotali, jak ryby w sieci. Potwory szły w naszym kierunku.
- Żryjcie te orzechy!
Rzuciły nimi w podłogę, wybuchł ogień jakieś 3 metry od nas. Ludzie! Ich ciała stanęły w płomieniach.

Udał mi się złapać za sztylet i przeciąć pasy, to samo zrobiłam z pasami Robina i Roxy. Teraz mieliśmy wybór. Albo ogień albo zmutowane stewardesy.

Rzecz jasna, wybraliśmy harpie, bo jakżeby inaczej. Jesteśmy herosami, utrudniajmy sobie życie!

Rzuciliśmy się na nie, nagle usłyszeliśmy głosy dochodzące z głośników.
- Samozapłon za 5 minut.
- Co do... CO?!
- Nie uda wam się skończyć tej misji!- krzyknęły triumfalnie.

Moje myśli gorączkowo szalały po głowie. Nie miałam pojęcia, co robić.
- Co teraz?!- próbowałam przekrzyczeć jazgoty poczwar.
- Musimy uciekać.- powiedział syn Hekate.
- A co z ludźmi?- zapytała zrozpaczona Roxy, kopiąc jedną panią w twarz.
Ich ciała się paliły, a mimo tego nikt się nie obudził.
- Nie damy rady in ocalić. Musimy uciec.
- Ale...
- Słuchaj, nie chcę przeżywać tego po raz drugi, ale nie mamy wyjścia, rozumiesz!? Musimy...
Tu Robinowi przerwało odliczanie oraz gwałtowny zakręt. Przewróciliśmy się.
- Samozapłon za 2 minuty.
- Uciec.

Działaliśmy zgrabnie i szybko, brawurowa akcja w minutę! Kto by pomyślał, że jesteśmy aż tacy zgrani?
No, nie ja...
- Dobra, mam plan. Wyskoczymy z kabiny pilota, wybijemy szyby a ja was złapię za ręce i uniesiemy się na moich...
- Biegiem!- pociągnęłam ich w stronę sterowni.
Kaszel utrudniał złapanie oddechu, było coraz mniej powietrza. Czułam, jak pojazd powoli chylił się ku wodzie.
Powoli, hehe… mało powiedziane, my po prostu spadaliśmy w stronę oceanu. Powoli...

Pilot leżał nieprzytomny. Usłyszeliśmy głośniejszy alarm.
- Pozostało 30 sekund.
Dziewczyna już chciała kopnąć z półobrotu w szybę, ale ją powstrzymałam.
- Stój! Mam lepszy pomysł, złapcie się mnie za ręce.
Robin szybko odgadł co mam na myśli.
- Nie Angela...
- Nie mamy wyjścia!

Złapałam ich. Z całej siły wyobraziłam sobie ląd, plażę, Zachodnią Europę, cokolwiek! Bałam się, że jak pomyślę o wyspie Apolla, to wyląduję zupełnie gdzieś indziej, dlatego skupiłam się na czymś łatwiejszym i bardziej realnym do wykonania.

Zanim zniknęliśmy w ciemności dotarły do nas odgłosy wielkiego wybuchu. Tak zginęli ludzie, a my przeżyliśmy.
--------------------------------
To by było na tyle ;)
Otwieram nocną działalność, 24:00 nowy rozdział, no proszę :P
Życzę wam Wesołego Nowego Roku! <3
Teddy

4 komentarze:

  1. Szczęśliwego Nowego Roku :D
    Złożyłabym dłuższe życzenia, ale nie jestem w tym dobra :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Wciągło mnie. Znowu... Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń