niedziela, 18 października 2015

Angelika i Obóz Herosów Rozdział 16 " Bitwa O Sztandar #2 Dostaje niezły ochrzan..."

 Hej miśki!
Trzecia klasa gimnazjum to wielkie przekleństwo, coraz mniej czasu i coraz mniej weny twórczej.
Bywa...
Rozdział 16, czyli ciąg dalszy Bitwy o Sztandar i jej zakończenie.
Która drużyna wygra? Czytajcie :)
Prosiłabym o pozostawieniu śladu swojej obecności, jakiś krótki komentarz? ;)
Zostań ze mną na dłużej, zaobserwuj <3
 ---------------------------------
No i jest! Flaga na czubku Pięści Zeusa, tak, jak mówił nam Andrew.

- Udało się.- wysapałam.- Sophie, jesteśmy... Sophie?
Blondynka leżała plackiem na trawie, miała twarz jak kreda i założę się, że przed jej oczkami wirowały gwiazdki.
- A-Angela, za co to było?- mamrotała, łapiąc się rękami za głowę.
- Przepraszam, nie miałam czasu na ostrzeżenia.- powiedziałam z drobnymi wyrzutami sumienia. Biedna, ile musiała się nacierpieć! Pierwsza podróż cieniem nie jest przyjemna, naprawdę.

Mimo wszystko nie znalazłyśmy się dokładnie tam, gdzie chciałam, bo powinnyśmy być na czubku, a znalazłyśmy się dalej. Nie było czasu na dokładność!
- Dobra, posłuchaj ty mnie teraz bardzo, ale to bardzo, uważnie.
Przykucnęłam aby móc spojrzeć jej prosto w oczy. Zrobiło jej się trochę lepiej, na twarzy widniał wyraz skupienia, więc kontynuowałam.
- W takim stanie nie będziesz mogła z nikim walczyć.- powiedziałam stanowczo.
- Jak to nie? Muszę ci pomóc.- wzburzyła się, już miała wstawać, ale złapałam ją za ramiona, aby sprowadzić na dół.
- Ty i tak już dużo pomogłaś. Poczekaj tu na stosowny moment. Jak poczujesz się lepiej, to dopiero wtedy wkraczaj do akcji. Zgoda?- Uśmiechnęłam się.
- No dobrze, ale uważaj na siebie. Nie rób głupot.
- Co ty, nie znasz mnie? Ja zawsze zrobię coś głupiego. Dobra, czekaj tu.
Poklepałam ją po ramieniu i pobiegłam w kierunku flagi.

Jak na razie droga wolna. Rozglądałam się dookoła. Wszędzie panował półmrok, jedynym źródłem światła, był blask księżyca. Nigdzie nikogo nie widziałam. Coś tu nie gra...

Łup! Poczułam tępy ból w okolicy tylnej części głowy. Prawie zwaliło mnie to z nóg. Jak mogłam się tak dać nabrać? Odwróciłam się. To uderzenie sprezentowała mi moja droga Roxy. Co ona?! Spadła z nieba?! Eh, możliwe.... głupie hermersy!
- I ty, Brutusie, przeciwko mnie?- wydusiłam z siebie z teatralną żałością.
- To nie Rzym, Angela.- wysapała, po czym zamachnęła się sztyletem. Nasze bronie się skrzyżowały, niczym w filmie akcji. Nasze twarze się przybliżyły.
- Nie macie szans!- powiedziała, uśmiechając się łobuzersko.
- Na pewno?
Pchnęłam z całej siły, ostrza się rozłączyły, ale Roxy nie straciła równowagi. Ją trudno wywrócić, jest bardzo dobra z akrobatyki, więc zachowanie spokoju w takich sytuacjach, to dla niej prościzna. Znowu wykonała machnięcie, tym razem oberwałam mocno w przedramię prawej ręki. Jej zawziętość ustąpiła zaskoczeniu i smutku.
- Przepraszam.- powiedziała szczerze. Na chwilę opuściła broń.
Tego u niej nie mogę znieść. Ona zawsze wszystkich przeprasza i bierze winę na siebie. Nawet na treningach, kiedy zdarzało jej się walczyć ze mną, to mówiła "przepraszam" za każdym razem, kiedy mocniej oberwałam.
- Nie przepraszaj do cholery!- wydarłam się, po czym znowu kontynuowałyśmy starcie.

Kolejna porcja ataków i kontrataków, z chwilę na chwilę traciłam siłę. Kiedy Roxy wytrąciła mi z ręki broń, nadszedł czas na plan B. Opuściłam ręce. Wzrok wbiłam w ziemię.
- Tak łatwo się poddajesz? Gdzie jest moja Angelika?- mówiła rozczarowana.
Roxy, Roxy... jakbyś mnie nie znała.

Obdarzyłam ją chytrym uśmieszkiem.
- Tutaj!
Wyjęłam z kieszeni spodni czarne pudełeczko. Otworzyłam je i wyskoczył z niej dog niemiecki.
- Shadow! Goń!- wskazałam na szatynkę.
Pies radośnie pomerdał ogonem i zaczął pędzić w stronę Roxy. Ona w panice użyła Hermersów i wzbiła się w powietrze. Mój czworonożny przyjaciel skakał, aby ją dosięgnąć.
- Agela!- Krzyknęła, próbując unieść się wyżej, ale bez skutku.
- Przepraszam!- krzyknęłam na do widzenia i pobiegłam po flagę.

Dotarłam pod samą maczugę. Teraz tylko się wdrapać na sam czubek. Trening na wspinaczce przyniósł efekty, szybko się z tym uporałam.

Nagłe szarpnięcie. Zaczęłam spadać, poczułam mocny ucisk i dziwne ciepło. Już zbliżałam się do ziemi, kiedy nagle się zatrzymałam. Widziałam pod sobą ziemię, ale nie leżałam na niej. Czułam się, jakbym leżała naczymś twardym, ale to nie był grunt. Chciałam się poruszyć, ale jakbym była zakneblowana.
- Nie za wysoko, jak dla ciebie, kurduplu?- usłyszałam szept przy moim uchu. Nie wiadomo skąd, ale na ziemi pojawił się Robin. Barierą pomiędzy mną a trawą, była ta czarnowłosa menda! Poczułam jego oddech na mojej twarzy. Uśmiechał się w ten swój durnowaty sposób, a ja poczułam, jak się coś we mnie gotuje.
- Robin! Ty mała gnido, jak...
- Kto tu jest mały?- wciął się złośliwie.- Ciesz się, że to nie ty gruchnęłaś plecami.
- Puszczaj mnie! Załatwmy to na poważnie!- próbowałam wyrwać się z uścisku. Poczułam ból od ciosów, które zadali mi przeciwnicy. Mimo wszystko wolałam z nim trochę powalczyć.
- Nie, bo ci jeszcze krzywdę zrobię, nie chcę mieć na pieńku z twoim braciszkiem "jeśli ją tkniesz, to zostaną z ciebie same kości".- zaśmiał się kpiąco.
Z trudem uniosłam się na obu rękach nad nim.
- Walcz, cieniasie!- wycedziłam.- Wtedy zrozumiesz, że wolałbyś mieć z nim na pieńku, niż ze mną.- pogroziłam półżartem.
Na odpowiedź, przekręcił się i tym razem ja byłam na dole, a on opierał się nade mną na wyprostowanych ramionach.
- Takie małe, a takie wredne.- westchnął, wstając z ziemi.

Brunet wyciągnął swój miecz, Excalibur, a ja swojego Fobosa. Ostrze broni chłopaka wydawało się lekko świecić. Miałam mniej szansz, ponieważ tarcza została na górze. Mogłam liczyć na Sophie, albo na kogoś innego z naszych. Wiedziałam też, że w każdej chwili mogą przybiec ci z jego drużyny. Musiałam się spieszyć.

Wymieniliśmy pare cięć, walczyliśmy na poważnie. Nikt nie chciał dać za wygraną. Po chwili on jakby zaczął przygasać.
- I co? Tak szybko?- zapytałam.
Robin zacisnął zęby. Pchnął mnie tarczą, zachwiałam się, ale nie zwaliło mnie to z nóg. Mocno się zaparłam i ruszyłam znowu na niego z podwojoną siłą. Mój atak z łatwością odparł swoim Excaliburem. Tym razem bardziej opierał się na swojej obronie, niż na ataku, po to, aby trochę odetchnąć. O nie, nie dam mu odpocząć.

Zaczęłam się męczyć. I to bardzo. Coraz częściej przepuszczałam jego ataki, ponieważ mój blok już nie był taki silny. Na dodatek nie miałam tarczy, to też pogarszało sytuację.

Robin zamachnął się jeszcze raz, tym razem użył dużo więcej siły, niż zwykle. Sztylet wypadł mi z ręki. Stałam bez mojego Fobosa oparta o pień, mało bramowało, a osunęłabym się w dół. Ostrze Exlalibura mieniło się w blasku księżyca, a ja nie miałam już broni.
- Nieźle.- Przyznał zamyślony i zduszany chłopak.- Powiem ci, miałem z tobą kłopot.
Schylił się po mój sztylet.
- Ej!- zwróciłam uwagę i już chciałam po niego podejść, kiedy Riri szybko go podniósł.
- Rozbrajanie jest dozwolone.- powiedział chytrze, z trudem łapiąc oddech.

Nie wiedziałam, co mogę jeszcze zrobić. Popatrzyłam dyskretnie w kierunku flagi, która znajdowała się na czubku Pięści Zeusa. Wtedy ujrzałam promyczek nadziei. Tym moim promyczkiem była Sophie, która podkradła się od drugiej strony skał i powoli zbliżała się do flagi.
- Wiesz...- zaczęłam przeciągając każdą literę tego słowa.- To jeszcze nie koniec.
Czarnowłosy zmarszczył brwi. Na czubku Pięści Zeusa nie było ani śladu sztandaru. Sophie prawdopodobnie w tym momencie zaczęła schodzić ze skał.
- Nie masz broni, nigdzie się nie ruszysz. Już nic nie możesz zrobić.
Uśmiechnęłam się kpiąco.
- Nie doceniasz mnie.
zrobiłam uskok w bok i wpadłam w czarną plamę. Po chwili znalazłam się w innym miejscu obok Sophie. Byłam wyczerpana.
- Angela! Ci ty wyprawiasz?!- zdumiała się przyjaciółka, o mało nie upuszczając flagi.
Prędko się rozejrzałam. Nikogo w pobliżu nie było.
- Ej!- słyszałam krzyk przyjaciela, słyszałam jego bieg w naszą stronę. Zwróciłam się do przyjaciółki
- Daj flagę, zmywam się stąd.
Na jej twarzy widniało nieziemskie zaskoczenie. Nic dziwnego, skoro pokazałam się przed jej twarzą, jakbym się z drzewa urwała. Złapałam ją, za rękę, ale wyrwała się z uchwytu.
- Nie możesz przejść cieniem przez pół lasu!- zwróciła mi uwagę niecierpliwym głosem.- Ja będę cię osłaniać. Idziemy!
Pociągnęła mnie za rękę, z daleka słyszałam nie tylko bieg Robina, ale kroki chyba z dziesięciu osób. Pędziłyśmy, jak opętane, ciągle się potykałam, ale córka Demeter pomagała biec dalej.

Byli coraz bliżej. Na szczęście nasi też znajdowali się w pobliżu. Kiedy ujrzeli czerwony materiał w moich rękach, to dostali kopa energii. Jednak nie obyło się bez bezpośredniej konfrontacji. Herosi z przeciwnej drużyny chcieli wyszarpać purpurowe płótno. Sophie szybko zareagowała na atak atakiem. Ja nie mogłam w niczym jej pomóc.
- Leć!- krzyknęła do mnie.

Droga została zagrodzona, do strumienia było niedaleko. Postanowiłam znowu skorzystać z podróży cieniem. Gwałtownie zmieniłam kierunek biegu i uciekłam od ich mieczy i włóczni.

Wyskoczyłam i chlupnęłam twarzą o wodę. Usłyszałam okrzyki triumfu. Parę dziewczyn przeciągnęło mnie na drugą stronę i oficjalnie znalazłam się na naszej połowie. Udało się!

Ledwo uniosłam jedną rękę, w której trzymałam flagę drużyny Aresa.
I co, Dany? Padaj na kolana, matole.
Rozbrzmiał donośny dźwięk rogu. Chejron ogłosił koniec gry.
- Zwycięstwo należy do drużyny Ateny! Gratulacje!

Kiedy wszyscy się zbiegli, cała drużyna niebieska podniosła mnie i zaczęła mnie podrzucać. Moje ciało mdlało z wycieńczenia, ale czułam ogromną radość. Wszyscy wykrzykiwali moje imię i wiwatowali. Po tym, jak opuścili mnie na ziemię, kolana się pode mną ugięły i prawie bym się przewróciła, gdyby ktoś mnie nie złapał. Tą osobą był Nico.
- A teraz marsz do szpitala.- powiedział stanowczo. Mógł być na mnie zły, bo zachowałam się nieodpowiedzialnie, ale jednak dostrzegłam w jego wyrazie twarzy dumę.
- Ma się rozumieć.- powiedziałam słabym głosem. Po chwili urwał mi się film. Może i dobrze, bo bym musiała wysłuchiwać jego uwag, na temat mojego skandalicznego zachowania.

Niestety, nic mnie nie ominęło. Dostał mi się ochrzan, a jak!

Otworzyłam oczy, znalazłam się w znanym mi z pierwszego dnia pokoju szpitalnym. Przy mnie na krzesłach siedzieli Robin, Austin i Nico. Każdy z nich miał bardzo zaniepokojoną minę.
- No, obudziła się nasza Śpiąca Królewna!- powiedział przejęty syn Apolla.
- A myślałam, że zapomniałeś o tym głupim tekście.- uśmiechnęłam się, aż poczułam skurcz na twarzy.
- Spałaś pięć dni!- Powiedział Robin.- Co ci strzeliło?!
- Oj chłopaki, dajcie spokój.- westchnęłam ucieszona, że są tutaj. Mimo wszystko nie żałowałam niczego, co zrobiłam.
- Dajcie spokój?! To poważna sprawa!- kontynuował poruszony syn Hekate.- Mówiłem, że te podróże cieniem to nie jest dobry pomysł.
- Robin ma racje.- przyznał mój brat z grobową miną.- Nie byłaś w najlepszym stanie, jak cię tu zanieśliśmy.

Popatrzyłam po kolei na każdego z osobna. Bardzo ich to wszystko przejęło.
- Przepraszam kochani.- uśmiechnęłam się. Skąd u mnie taki spokój i miłe słówka? To do mnie nie podobne...- Dojdę do siebie, dziękuję.

Po chwili wpadły Roxy, Sophie, Lucy i Justin. Ich miny wyrażały setki uczuć na raz.
- Obudziłaś się!- siostrzyczka Roxy wykrzyknęła uradowana.- Już co lepiej?
- Angela! CO TY NAJLEPSZEGO ZROBIŁAŚ?!- dramatyzowała Sophie, widziałam, jak jej się trzęsły ręce.- Już nigdy więcej tak nie rób jasne?
- Dziewczyny, spokojnie.- mówiłam łagodnym tonem.- Jest spoko.

Chciałam zmienić pozycję z leżącej na siedzącą, ale średnio mi to wyszło, od razu poczułam ból w krzyżu. Syknęłam.
- Cholera, może nie do końca...
- Dam ci ambrozję- powiedział Austin.- Koniec odwiedzin.
Wszyscy zaprotestowali, ale okularnik stanął na swoim. Wszyscy wyszli, a ja dostałam odpowiednią dawkę dziwnej substancji, która smakowała, jak koktajl wieloowocowy.
- Niezłego stracha nam urządziłaś. Jak to się powtórzy...
- Tak wiem, będę miała przesrane, nie musisz kończyć.- przerwałam, na twarzy blondyna pojawił się uśmiech.
- Dokładnie.- potwierdził i po chwili wyszedł z sali, bo musiał zająć się wieloma innymi pacjentami. Po tej zabawie dużo ich się nazbierało.

Zdrzemnęłam się, od dawna nie śnił mi się dobry sen. Przyśniła mi się mama, w tych swoich dżinsach i fartuszku hotelu „Black Pearl”. Uśmiechała się, rozmawiałyśmy o wszystkim, opowiedziałam jej o obozie, o herosach, o bogach. O wszystkim.
Kiedy się obudziłam, na stoliku leżał mój Fobos. Przy nim leżała karteczka.

Nigdy więcej ze mną nie walcz, nieźle mnie poturbowałaś. Powrotu do zdrowia łobuzico.”
Riri

Mimowolnie się uśmiechnęłam. Schowałam karteczkę pod poduszkę i znowu usnęłam. Chyba Kraina Snów pozwoliła mi przejść do wrót pięknych snów, a nie strasznych koszmarów. Otworzyłam je i zagłębiłam się w moich marzeniach. 
------------------------------------

To wszystko na dzisiaj :)
Już prawie 4000 wyświetleń! Rany, dziękuję! <3
Do następnego razu!

Teddy 

sobota, 10 października 2015

Angelika i Obóz Herosów Rozdział 15: "Bitwa O Sztandar #1 Dany, Say Hello!"

 Hej miśki!
W poprzedni weekend nie było rozdziału, ponieważ chciałam, aby ten rozdział wyszedł tak, jak wyjść powinien, a nie byle jak :P
Rozdział 15, a w nim będzie dużo akcji i ogólnie rzecz biorąc sieczka na całego! 
Bitwa o sztandar w mojej głowie wyglądała tak...
Zapraszam :)

------------------------------------------------
Czas w Obozie Herosów upływał szybko i pracowicie. Często widuję nowe twarze, sporo półbogów do nas dotarło. Zaczęło się robić coraz cieplej i cieplej, aż nadeszła wiosna. Dzieci Demeter wprost ubóstwiają tą porę roku, nie tylko one. Kwiecień, wspaniały miesiąc. Rośliny się przebudzają ptaszki ćwierkają...

Dobra, starczy tego dobrego! Gadam jak stara babcia, ble! Chciałam raczej przybliżyć wam starcie ze znaną tutaj grą- bitwą o sztandar.

Zostaliśmy poinformowani o tym przedsięwzięciu dwa dni przed zaplanowaną konkurencją. Musiałam dopytywać się o co chodzi.
- Gra o sztandar polega na tym, że obie drużyny muszą umieścić gdzieś w lesie swoją flagę i bronić ją przed przeciwnikami. Wygrywa ta drużyna, która zdobędzie sztandar, czyli przeprowadzi ją przez granicę.- Wyjaśniała Roxy podczas spaceru.
Szatynka uwielbia szwendać się po obozie, czasem nasze drogi się zchodzą, wtedy kroczymy razem. Czasami towarzyszy nam też Simon, ale tym razem musiał nad czymś popracować w kuźni w ich domku.
- A co wyznacza granicę?
- Strumień dzielący las na dwie części.

Doszłyśmy pod stajnię, przez otwarte drzwi widziałam Robina, który sumiennie przeczesywał grzywę Angelowi, mojemu ulubieńcowi. Pomachałyśmy mu i poszłyśmy dalej w stronę pól truskawek. W tym okresie roku owoce pachną intensywniej niż w zimę, ich woń miło kręci w nosie. Na miejscu spotkaliśmy dzieci bogini urodzaju. Zbierały plony do łubianek, Roxy parę podkradła, jednak jak ja już wyciągnęłam rękę, to zostałam skarcona przez jedną z córek Demeter. Roxy potrafi po kryjomu zabierać różne rzeczy, od małych po duże. W końcu to córka Hermesa.

Spotkaliśmy Sophie, jak zwykle szczęśliwą, kiedy jest w tym miejscu. Widok truskawek napawa ją radością, tak, jak mnie moja MP3. Pomachała i podeszła bliżej.
- Czy wy też nie możecie się doczekać tej gry?- zagadała, zrywając truskawki i wrzucając je do swojej łubianki.
- Oczywiście!- Wykrzyknęłam.- Będzie niezła zabawa.
To będzie bardzo ciekawe, będę mogła pokazać się od dobrej strony. Może nawet uda nam się wygrać?
- W jakich jesteście składach?- spytała, nie zatrzymując swojej pracy.
- Ja u Aresa.- Odparła Roxy, na co się zaskoczyłam.- Paru chłopaków przyszło i zaproponowało nam współpracę w zamian za parę udogodnień. Dobry interes.
- U Aresa, no, no... całkiem sprytnie.- gwizdnęłam.- Wyszłam do dzieci Ateny z propozycją współpracy, aby nie móc być z tamtym idiotą w drużynie.
Zgodzili się, ponieważ znają moje możliwości. Jestem dzieckiem jednego z trójki najpotężniejszych bogów Olimpu, trochę rzeczy z tym się wiąże, jak potężna moc i wielka skłonność do problemów. To drugie typowe dla mnie, oczywiście!
- O! To będziemy razem, Angela.- Ucieszyła się złotowłosa. Przybiłyśmy sobie piątkę.
- Mam nadzieję, że nie będziemy musiały ze sobą pojedynkować.- Powiedziała z powagą.
Roxy jest świetna w ataku, jednak nie lubi walczyć z żadnym z nas. Ja też za tym nie przepadam, ale każdy musi to przemóc. Poza tym, to tylko zabawa, może trochę niebezpieczna, bo po niej można trafić do szpitala, ale jednak zabawa.
- Ja tak samo.- powiedziałam, lekko się uśmiechając.

* * *

Czekaliśmy w pawilonie, kiedy przybył syn Ateny i mój odwieczny wróg- Dany z domku Aresa. Przywitały ich gromkie brawa. Każdy z nich trzymał sztandar swojego domku. Sztandar dziecka bogini mądrości był srebrny, tamtego gnoja był czerwony.

To już ten dzień! Bitwa o sztandar! Żałowałam tylko, że nie będzie z nami mojego brata. Nico raczył się niestety ulotnić. Z doświadczenia wiem, że zmuszanie go do czegokolwiek mija się z celem.

Po chwili przyszedł Chejron.
- Zasady są wam znane.- zaczął swój monolog.- Granicą jest strumień, flaga ma być dobrze widoczna. Nie zabijamy siebie nawzajem ani nie kaleczymy zbyt mocno. Będę patrolował i w razie czego będę miał apteczkę. Wszystkie magiczne przedmioty dozwolone.

Na stołach pojawiły się tarcze, nagolenniki, napierśniki, hełmy i inne tego typu części uzbrojenia, zaczęłam się powoli ubierać. Ja byłam w drużynie niebieskiej. Do tej drużyny należeli jeszcze dzieci Demeter, Apolla, Nemezis i Tyche. Bóg muzyki i Bogini losu mają wiele synów i córek, dlatego dla wyrównania w zespole przeciwnym są herosi z domków Hermesa, Hefajstosa, Nike, Hebe, Hekate i Iris. Może na pierwszy rzut oka widać, że jest nie równo, ale niebieskich jest 50 a czerwonych 53, więc starcie będzie wyrównane.

Kiedy założyliśmy uzbrojenie, wyruszyliśmy w las. Drużyna Aresa dostali część lasu, w której jest Pięść Zeusa a my las północny.
- Dobra, sztandar będzie tutaj. Cortney i Ja zajmiemy się pilnowaniem flagi.- mówił stanowczo Andrew Taylor, grupowy domku Ateny, wskazując na grupową domku Demeter. Ona kiwnęła głową, na znak, że zrozumiała polecenie.
- Ośmioro dzieci Apolla wejdzie na drzewa i będzie strzelać salwami na sygnał dany przez Melody. Masz pomysł, jak to zrobisz?
- Mogę zagwizdać.- zaproponowała, patrząc po swoim rodzeństwie. Wydali pomruki oznaczające zgodę.
- Ale to może być za głośne.- Odezwała się Kate.
-Potrafię wydobyć taki wysoki dźwięk, że tylko psy i moje rodzeństwo może to usłyszeć. Spokojna głowa.- mrugnęła do rudowłosej córki bogini mądrości, uśmiechnęła się.
- Dobra, szybko, bo nie mamy za dużo czasu.- Nalegał strateg.- Kilka metrów od strumienia są wyższe krzewy, to niedaleko miejsca, gdzie strzelcy będą czekać na naszych gości. Tam siedem dwójek będzie się kryć, dopóki zranieni przez strzały przeciwnicy nie przedrą się dalej. Zaczniecie ich atakować, a jak będzie dogodny moment, zerwiecie się i pobiegniecie przed siebie na teren wroga. Czy to co powiedziałem, było zrozumiałe?
Przytaknęliśmy.
- Wyznaczam pary.

Po krótkim uzgodnieniu dwójki zostały wyszczególnione. Znalazłam się razem z Sophie w ostatniej dwójce. Miałyśmy się ustawić jak najdalej na lewo, patrząc przodem do strumienia. Bardzo dobre dopasowanie, ponieważ Sophie bardzo dobrze zna ten las, a ja lepiej widzę w ciemności, niż ktokolwiek inny. Pozostałe osoby zostały podzielone na dwie grupy, które miały za zadanie patrolować nasz teren, gdyby ktoś z nas potrzebował pomocy, albo, kiedy przeciwnik doszedłby zbyt daleko i zbliżał się do flagi. Dodał, że najbardziej prawdopodobnym miejscem, gdzie może być sztandar, jest Pięść Zeusa. Jest to głaz o wysokości siedmiu metrów. Ta, super, już ci tam wejdę!
- Na stanowiska!- polecił Andrew. Gra zaraz się rozpocznie.

Usłyszeliśmy upragniony dźwięk rogu. Czekaliśmy już na swoich pozycjach. Po chwili zapadła cisza, dało się słyszeć tylko szum liści wzburzonych wiatrem. Po chwili zobaczyliśmy postacie z czerwonymi piórami na hełmach. Spojrzałam na górę. Dostrzegłam Melody przykładającą palce do ust. Dała już sygnał. Łucznicy przygotowali strzały, powietrze zgęstniało od ruchu wystrzelonych pocisków. Następnie z gardeł przeciwników wydobyły się krzyki. Dzieci Apolla nie mogły celować w śmiertelne punkty, lecz strzała w nodze to nic przyjemnego.
- Teraz!!!
Wynurzyliśmy się z krzaków i zaatakowaliśmy wszyscy razem.

Co za starcie! Coś niesamowitego.
Zaatakowali nas herosi od Aresa, Hekate, Nike i Hefajstosa. Bardzo trudni przeciwnicy. W moim kierunku ruszył syn bogini zwycięstwa i córka bogini magii. Obok mnie stała Sophie, cisnęła w półboginię swoim sierpem, po czym wrócił do niej. Mocno ją to ogłuszyło, a ja, na poprawkę, strzeliłam strzałę w łydkę. Dziewczyna przewróciła się, Chłopak chciał już jej pomóc, ale strzeliłam mu w ramię. Potem szybko przewiesiłam łuk przez plecy i wyciągnęłam sztylet. Zamachnęłam się nim i zrobiłam mu kolejną ranę. Trochę się wkurzył. Użył miesza, zablokowałam jego ruch swoją tarczą. Pchnęłam go nią i wykorzystałam jego brak równowagi i kopnęłam go w brzuch. Upadł, a ja pobiegłam dalej, szukając wzrokiem Sophie. Znalazłam ją. Walczyła z Simonem od Hefajstosa. Właśnie wystrzelił coś w rodzaju sieci. Dziewczyna upadła. On miał już pobiec dalej, kiedy nagle dookoła jego nóg zaczęły się wspinać pnącza. Siłował się z nimi, ale w końcu się przewrócił. Leżał krótko. Roślinka zaczęła się nim bawić, jak dziecko grzechotką. Uderzała nim o każdy pień drzewa. Podbiegłam do Sophie i pomogłam jej się odplątać.
- Dobra robota.- wydyszałam z podziwem.
- Dzięki.- uśmiechnęła się.

Ruszyłyśmy dalej, nadciągała kolejna fala przeciwnika od naszej prawej. Zobaczyłam znajomą, wyrośniętą sylwetkę. Tak! Tylko na to czekałam!
- Chodź Sophie.- szturchnęłam ją i wskazałam źródło wojaczki.
Zaczęłam się pchać do tej postaci. Przy okazji parę razy zdzieliłyśmy kogoś w głowę. Jest!
- Mam cię!- krzyknęłam na całe gardło. Osoba odwróciła się. To Dany.

Bez wahania ruszył na mnie ze swoim półtoraręcznym mieczem. Machnął nim, a ja z trudem zablokowałam cięcie.

Czasem moja porywczość jest tak głupia, że aż niesamowita.

Przed następnym ciosem obroniłam się tarczą. Uderzenie było tak mocne, że aż poczułam, jak moja ręka drętwieje od nadgarstka po koniec ramienia. Schyliłam się i dźgnęłam w łydkę. Chłop ryknął z bólu, jednak nie stracił panowania i kopnął mnie w brzuch. Z gruchotem upadłam na ziemię. Tarcza wypadła z mojej ręki i potoczyła się po trawie.
- I widzisz?! Nie zadziera się z synami i córkami Aresa! Odpłacam ci się za to, co mi zrobiłaś!

Przypomniałam sobie tamten dzień, walczyłam z nim, a on przegrał. Zasłużył, sam się domagał pojedynku i go dostał. Jak mogłabym mu odmówić?

Wstałam. Czułam, jak krew się we mnie gotuje. Wyciągnęłam łuk i strzałę. Naciągnęłam cieńciwe i puściłam ją. Strzała miała trafić w rękę, jednak syn Aresa szybko się zasłonił swoim puklerzem. Wydobył z siebie paskudny rechot. Zobaczymy, kto będzie się śmiał ostatni. Druga strzała ugodziła w stopę. Tym razem ból go tak zaskoczył, że aż upuścił tarczę i szybko złapał za trzon pocisku. Ruszyłam na niego z całą siłą i przewróciłam. Walnęłam go w czuły punkt na szyi, aż zemdlał.

- Angela padnij!
Te słowa wykrzyczała moja przyjaciółka. Ukucnęłam, o mały włos, a zostałabym przecięta w pół. Osoba zachodząca mnie od tyłu upadła obok mnie, sycząc z bólu. Ostatkiem sił machnęła i zraniła mi łydkę. Odskoczyłam na bok, sycząc z bólu.
- Nic ci nie jest?- spytała Sophie.
- Wszystko w porządku. O mały włos....- sapnęłam i skierowałam wzrok na osobę, która zaatakowała z zaskoczenia.
Chłopak próbował wstać. Był nim Hans od Hermesa. Wredna szuja.
- Czas na nas.- Powiedziała złotowłosa.
Przebiegając, pchnęłam syna boga złodziei ramieniem, aż się znowu przewrócił. Leżeć!

Nadeszła pora na dalszą część planu. Przebrnęłyśmy przez lodowaty strumień. Oddalałyśmy się od hałasu dzikiej sieczki, harmider zastąpił szmer potoku. Zwolniłyśmy tępo, odetchnęłyśmy i wzięłyśmy porządny łyk wody.
- Jak na razie całkiem nieźle.- stwierdziła Sophie, obmywając twarz z krwi. Wyglądała, jakby walczyła z tuzinem herosów... bardzo prawdopodobne.
- Racja, nie jest źle.- przytaknęłam i poszłam w jej ślady. Miłe uczucie orzeźwienia, woda złagodziła rany. Oblałam sobie też zranioną nogę, musiał użyć dużej mocy, aby przeciąć moje nagolenniki.

Usłyszałyśmy szelest krzaków. Ktoś się zbliżał. Sophie pociągnęła mnie za spory głaz.
- Słyszałaś?- Szepnęła mi do ucha.
Kiwnęłam głową i położyłam palec na ustach, aby przekazać jej, aby teraz byłą cicho.

Przechodzili obok, na szczęście nie patrzyli w naszą stronę. Byli za bardzo pochłonięci obmyśleniem taktyki.
- ... jeśli to wypali, to sztandar jest nasz.- mówiła ściszonym głosem córka Iris, Alice.
Przebiegli przez strumień na nasz teren.
- Musimy być pierwsze.- postanowiła Sophie.
Wstałyśmy i popędziłyśmy dalej przed siebie, nie zważając na pokaleczoną łydkę.

Zależało nam tym razem, abyśmy dotarły jak najdalej bez niepotrzebnego wojowania. Jakieś dziesięć metrów od nas słychać było brzdęki ostrz uderzających o siebie. To oznaczało, że nasi zaczęli atak frontalny.

Zostałyśmy zauważone. Trzech synów Aresa rzuciło się w naszym kierunku. Sophie starała się och blokować pnączami, ale oni szybko je cieli.
- Co teraz? Nie możemy ich za sobą ciągnąć.- syknęła, rzucając swoje ostre bumerangi. Zraniły ich w ręce, na chwilę stanęli, jednak potem znów ruszyli. Sierpy wróciły do rąk przyjaciółki.

Myśli szaleńczo biegały po mojej głowie, aż jedna z nich wydała mi się najbardziej możliwa do wykonania.
- Schowaj broń.
Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, ale przypięła je do uchwytu na biodrach.
- Trzymaj się.
Złapałam ją za rękę i pociągnęłam ją za sobą. Obie znalazłyśmy się w czarnej otchłani. Przeszłyśmy przez świetlisty otwór i znalazłyśmy się w innym fragmencie lasu. Z daleka ujrzałam Pięść Zeusa.

To właśnie był cel naszej podróży. Gdzieś tu powinna być flaga.
---------------------------------------------------

To wszystko na dzisiaj :)
Mile widziane komentarze z opinią na temat tego, jak piszę. Jeśli się spodobała moja "twórczość" to zaobserwuj, aby być na bieżąco ;)
Ciąg dalszy następnym razem!

Teddy